Drukuj

1 / 1997

Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a ja w Tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś.
Jn 17:21

Styczeń jest miesiącem, który upływa pod znakiem ekumenii. Od wielu lat właśnie w tym okresie odbywają się Tygodnie Modlitw o Jedność Chrześcijan. Mimo częstych mrozów i opadów śniegu w kościołach różnych wyznań o wieczornej porze gromadzą się wierni, aby w ekumenicznej wspólnocie przeżywać coś więcej niż zwykłe konfesyjne nabożeństwo, aby wspólnie śpiewać pieśni, wsłuchiwać się w czytane i rozważane teksty biblijne. W różnych miastach i w różnych krajach są to te same, specjalnie na ten czas opracowane tematy, które powinny być interpretowane w sposób ekumeniczny i odnoszone do sytuacji międzywyznaniowej, aby mogły prowadzić do lepszego wzajemnego zrozumienia między chrześcijanami. I chociaż czasem wydaje się nam, że w nabożeństwach tych zbyt duża jest przewaga przemówień nad medytacją i modlitwą, to nie powinniśmy zapominać, że właśnie modlitewne przeżycia mają największe znaczenie. Ludzie wrażliwi na modlitwę w tej szczególnej modlitewnej wspólnocie, wspólnocie próśb lub nawet błagania, wspólnocie dziękczynienia i uwielbiania Boga, upatrują najistotniejszy sens Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Bo to przecież mają być tygodnie modlitwy.

Również tegoroczny Tydzień Modlitw daje nam okazję do spotykania się na nabożeństwach w wielu kościołach i w wielu miejscowościach. Zbierają się tam nie tylko członkowie miejscowej wspólnoty wyznaniowej, lecz często także ludzie z bardzo oddalonych miejsc zamieszkania. Wsłuchując się w zwiastowane Słowo Boże, w intencje modlitewne, w modlitwy wypowiadane przez duchownych i osoby świeckie, zanoszą do Boga również własne modlitwy, wypowiadane po cichu, w sercu, w myśli. I może te właśnie modlitwy są najgłębsze, najgorętsze i najintensywniej docierają do Boga? Może te właśnie modlitwy mają największe znaczenie ze wszystkiego, co dzieje się podczas owych Tygodni Modlitw?

Ludzie, którzy zbierają się na nabożeństwach -a są wśród nich tacy, którzy nie opuszczają ani jednego – zastanawiają się, ku czemu zmierza Kościół Chrystusowy, jakich znaków jedności mają oczekiwać. Cieszą się, gdy widzą oznaki zbliżenia między chrześcijanami, a martwią się, gdy obserwują znamiona oddalania się.

Księża – inicjatorzy i „główni wykonawcy” programu Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan – pełnią funkcję przewodników dla swoich współwyznawców, prowadzą ekumeniczne nabożeństwa, inicjują wspólne modlitwy, w swoich kazaniach pobudzają ludzkie serca, aby żywiej biły dla idei jedności dzieci Bożych. W ostatnich latach z tego grona duchownych ubyło niestety kilku gorących ekumenistów. Właśnie w styczniu mijają dwa lata od śmierci ks. seniora Jana Waltera z Kościoła ewangelicko-augsburskiego, którego nagłe odejście głęboko dotknęło nie tylko jego macierzysty Kościół, lecz również społeczność ekumeniczną. W grudniu 1995 r. niespodziewanie zmarł młody, zaledwie 39-letni ks. Roman Mikler z luterańskiej parafii w Brennej k. Cieszyna, który bardzo czynnie zaangażował się w działalność międzywyznaniową w Międzynarodowej Wspólnocie Ekumenicznej Regionu Polskiego. Wraz z rzymskokatolickim duchownym z tej samej miejscowości, ks. Józefem Budniakiem, był inicjatorem różnych akcji ekumenicznych o zasięgu regionalnym i ponadregionalnym. W końcu lipca 1996 r. po długim życiu w służbie Kościoła i ekumenii odszedł do Pana najstarszy polski duchowny – ks. Władysław Paschalis-Ochedoski, który przecierał ekumeniczne szlaki, gdy nie było jeszcze tak ubitego jak dziś traktu. W ostatnich latach podeszły wiek nie pozwalał mu już na aktywne uczestnictwo w nabożeństwach, ale dopóki mu sił starczało, spotykaliśmy go nie tylko w progach kościoła ewangelicko-reformowanego, ale i w innych świątyniach, np. w rzymskokatolickim kościele pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, w pobliżu którego mieszkał. 21 września ub.r. z kolei odszedł od nas ks. Bogdan Tranda. Przysłużył się on wielce ruchowi ekumenicznemu nie tylko jako kaznodzieja, prelegent i publicysta, ale też jako teolog i duszpasterz zaangażowany w dialog międzywyznaniowy w gremiach oficjalnych i nieoficjalnych. Podziękujmy za nich Panu w naszych modlitwach podczas tegorocznego ekumenicznego Tygodnia.

Słowa Ewangelii, będące podstawą tego rozważania, są od lat często cytowane, stanowią hasło i myśl przewodnią działalności ekumenicznej. W symbolu ekumenii nad płynącą po falach łodzią z krzyżem umieszczono w półkolu łaciński napis: ut omnes unum sint (aby wszyscy byli jedno). Są to słowa samego Jezusa, Jego nakaz dla nas.

A jednak jakże często wydaje mi się, że słowa te są nie tylko nadużywane, ale wręcz przywoływane bałamutnie. Dzieje się tak wtedy, gdy wyrywa się je z kontekstu i ogranicza jedynie do roli hasła czy godła. A przecież Chrystus nie ograniczył się do wyrażenia życzenia, „aby wszyscy byli jedno”, lecz powiedział jeszcze coś bardzo istotnego, czego nie wolno nam pomijać ani – tym bardziej – zapominać: „Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a ja w Tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś”.

Gdy czyta się te znane słowa w ich pełnym brzmieniu, widać, że nie chodzi o jakąś jedność, byle jak i za wszelką cenę skleconą, o jedność pozorną i złudną, ale o taką, która wynika ze społeczności z Chrystusem i która zaczyna się pod krzyżem Chrystusa, a pełnię jej daje Duch Święty. Chodzi więc o jedność opartą na wzorcu, jakim jest jedność Ojca i Syna. Chrystus powiedział też: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (Jn 10:30). W modlitwie arcykapłańskiej, której fragment rozważamy, mówi zaś, że na tej jedności musi wzorować się jedność Kościoła. Powinniśmy więc dążyć do jedności opartej: na miłości podobnej do tej, jaka łączy Ojca i Syna; na poczuciu wspólnoty, jakie istnieje między Ojcem i Synem; na wzajemnej duchowej aprobacie cechującej Ojca i Syna oraz na więzi, która nie zaciera tożsamości – a tak właśnie jest między Ojcem i Synem.

„Aby i oni w nas jedno byli...” Te słowa wyraźnie podkreślają, że jedność Kościoła ma mieć swoje źródło w Ojcu i Synu. Bez naszej jedności z Ojcem i Synem trudno myśleć o jedności między ludźmi. Żadne ideologie, żadne ludzkie dążenia, mające swe źródło w najszlachetniejszych nawet zamierzeniach, nie mogą tego dokonać. Tylko takie dążenie do jedności, które jest oparte na miłości, duchowej wspólnocie i wzajemnej akceptacji oraz wsparte mocą Bożą, będzie w stanie pokonać różnice i podziały. Widzimy krzepiące tego przykłady zarówno w życiu jednostek, np. pogodzenie się zwaśnionych małżeństw czy rodziców i dzieci, jak i w życiu całych społeczeństw, a nawet narodów, gdy dochodzi do pojednania się stron od dziesięcioleci czy od wieków wobec siebie wrogich. Jedność – w różnych jej wymiarach, także jedność chrześcijan – ku której prowadzi nas Bóg, jest daleko wspanialsza od wszystkiego, co człowiek zdoła wymyśleć i stworzyć.

Natomiast brak jedności, rozbicie i rozdarcie Ciała Chrystusowego, jakim jest Kościół, staje się przyczyną zgorszenia i czyni nas, chrześcijan, niezależnie od konfesji, niewiarygodnymi wobec świata, który cierpi rozdzierany różnorodnymi konfliktami. Cóż więc z naszym świadectwem i naszą misją? Świat będzie mógł uwierzyć, że Bóg rzeczywiście posłał Chrystusa dla zbawienia każdego pokutującego grzesznika, jeśli my, Jego uczniowie, będziemy o tym świadczyć swoją postawą, swoją bratnią miłością. Oby przeżywanie tegorocznego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan przybliżyło nas do takiej, upragnionej przez Chrystusa, jedności. Amen.

Ks. bp Zdzisław Tranda