Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1996

Publikujemy dziś kazanie zmarłego niedawno ks. Bogdana Trandy. Zdecydowaliśmy się powtórzyć je po 13 latach od jego wygłoszenia i zamieszczenia w „Jednocie” 10-11/83, w numerze poświęconym śmierci i umieraniu, gdyż przemawia dziś ono do nas z siłą nie mniejszą, niż przed laty. Zamiast modlitwy publikujemy zaś wyznanie Św. Pawła z Rzym. 8:31-39 o Miłości Bożej, przezwyciężającej i śmierć, i lęk przed nią. Był to najulubieńszy tekst biblijny Autora kazania. Przywołujemy go w brzmieniu tzw. dynamicznego przekładu Nowego Testamentu, którego tłumaczem był m.in. ks. Bogdan Tranda.

Redakcja

 

Nie chcę, bracia, abyście wiedzieć nie mieli o tych, którzy zasnęli, abyście się smucili, jak inni, którzy nie mają nadziei. Albowiem jak wierzymy,
że Jezus umarł i zmartwychwstał, tak też wierzymy, że Bóg przez Jezusa przywiedzie z Nim tych, którzy zasnęli.

I Tes. 4:13-14

Wobec śmierci stajemy bezradni. Wprawdzie postęp medycyny przedłużył nasze życie, a w wielu wypadkach pozwala je uratować nawet wtedy, gdy sytuacja zdaje się być beznadziejna, to przecież ani nie uwalnia nas od śmierci, ani jej nie usuwa w cień, tylko odsuwa w czasie. Prędzej czy później musimy z nią stanąć twarzą w twarz, gdy zabiera nam kogoś bliskiego albo gdy nam samym zagląda w oczy. Uciekanie więc od myśli o śmierci nie jest niczym innym jak chowaniem głowy w piasek i wystawianiem siebie w przyszłości na najcięższe przeżycia, załamania, zwątpienie, rozpacz. Brak zainteresowania tą sprawą u ludzi młodych jest całkowicie zrozumiały, bo zdrowie, energia, wszystkie nadzieje każą raczej myśleć

0 życiu i planach na przyszłość. Wiadomo jednak, że umierają również ludzie młodzi, a nawet dzieci. Jak wykazuje zaś doświadczenie duszpasterskie, ludzie mimo dojrzałego wieku wykazują zdumiewający brak przemyśleń i przygotowania do zetknięcia się z granicą życia, choć zdawałoby się, że skoro na każdym niemal kroku spotykamy się ze zjawiskiem przemijania, to każdy myślący człowiek powinien się nad tym zastanowić i przygotować, zwłaszcza że – jak to ktoś trafnie ujął – jedyną rzeczą pewną, która nas czeka po urodzeniu, jest właśnie śmierć.

Myślenie o śmierci własnej czy kogoś bliskiego jest rzeczą niezwykle trudną z punktu widzenia psychologicznego, bo instynktownie nie chcemy pogodzić się z rozstaniem ani nie podejmujemy chętnie myśli o tym, co napawa nas lękiem. Jest to także bardzo trudne z punktu widzenia materiału do rozważań. Nie dysponujemy przecież żadnym doświadczeniem „z tamtej strony”. Śmierć kojarzy się nam ze wszystkim, co najgorsze, z bezradnością, chorobą, cierpieniem, katastrofą, kresem wszystkiego, zimnem, mrokiem, rozkładem. Takie właśnie są nasze odczucia i one to pogłębiają stan lęku. Czymże jest śmierć? Odpowiedź na to pytanie jest pozornie prosta – ustaniem wszelkich czynności organizmu. Okazuje się jednak, że ta odpowiedź nie rozwiązuje sprawy w sposób dostateczny i nawet nauka, chociaż coraz więcej wie o człowieku, nie potrafi dotąd sprawy wyjaśnić. Czy kiedykolwiek ją wyjaśni?

Myślenie o śmierci własnej albo ludzi bliskich jest jednak rzeczą niezwykle ważną i konieczną – mimo przeszkód i trudności – jeśli nie chcemy być przez nią zaskoczeni i tak boleśnie ugodzeni, że się załamiemy i stracimy poczucie sensu życia. Niektórzy ludzie uważają, że jest to temat tabu, o którym się nie mówi, a nawet nie myśli, jak gdyby to coś mogło pomóc, jak gdyby niemówienie i niemyślenie o nim sprawiło, że problem przestanie istnieć. Skoro w żadnym wypadku nie przestanie istnieć, musimy szukać rozwiązania. Aby się z nim uporać, sięgniemy do Pisma Świętego w tym przekonaniu, że przez nie daje Bóg wskazówki odnoszące się do sytuacji i problemów, które wymagają zajęcia stanowiska. Nie pozostawia nas On bez informacji koniecznych do wyrobienia sobie zdania. Ale nie tylko o wyrobienie sobie zdania tu chodzi, ale także, a raczej przede wszystkim, o ukształtowanie w sobie właściwej postawy. Oczywiście, nie oczekujemy, że jasną, gotową i ostateczną odpowiedź otrzymamy natychmiast. Jeśli przypomnimy sobie przypowieść o nasieniu rzuconym w ziemię (Mk 4:26-29), to stanie się dla nas rzeczą niewątpliwą, że Bóg liczy się ze stworzonym przez siebie czasem. Daje nam czas na dojrzewanie do znalezienia odpowiedzi. Wydarzenia, wskazówki i pouczenia zawarte w Piśmie Świętym, nasze osobiste doświadczenia, obserwacje i przeżycia, wiadomości uzyskane od innych ludzi, tworzą poszczególne elementy całości, coś takiego jak w łamigłówce, gdzie z drobnych kawałków układa się pełny obraz. Jeśli tylko pozwolimy ziarnu spokojnie kiełkować i rosnąć, to we właściwym czasie nadejdzie chwila zbierania plonu.

Dzisiaj, z jednego zdania napisanego przez Pawła do Tesaloniczan, dowiadujemy się, że nie jesteśmy zdani na niewiedzę. „Nie chcę, bracia, abyście wiedzieć nie mieli o tych, którzy zasnęli”. Warto tu na marginesie zauważyć, że nowy przekład Pisma Świętego osłabia wymowę tego zdania, każąc nam czytać: „Abyście byli w niepewności co do tych, którzy zasnęli”. Biblia Gdańska ściśle oddaje znaczenie greckiego słowa agnoein – „nie wiedzieć”. Dlatego pójdźmy za tym starym tekstem. Nie jesteśmy więc zdani na niewiedzę. Bóg mówi do nas, cierpliwie wyjaśnia i dostarcza informacji, dzięki którym stopniowo, krok po kroku dowiadujemy się o tym, co wiedzieć możemy i powinniśmy.

Rzeczą podstawową jest śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Problem jednak nie polega wyłącznie na przyjęciu tego do wiadomości, ale na przetworzeniu informacji we właściwy stan ducha, na czymś w rodzaju przetworzenia materii w energię. Tym stanem ducha jest wiara. Nie wystarczy wiedzieć, że Jezus umarł i zmartwychwstał. Ostatecznie można powiedzieć, że wiedzą o tym wszyscy, bo w jakiejś formie o tym słyszeli, ale nie wszyscy uwierzyli. Tak, musisz uwierzyć, że Jezus umarł za ciebie, że twój grzech został przekreślony krzyżem na Golgocie. Nie trzeba się już bać, że staniesz przed odpowiedzialnością wobec Sędziego. „Kto słucha mego słowa i wierzy Temu, który mnie posłał, ma życie wieczne i nie stanie przed sądem....” (Jn 5:24). Czy właśnie obawa przed odpowiedzialnością wobec Sędziego nie jest jednym z głównych składników lęku przed śmiercią? Musisz uwierzyć, że Jezus zmartwychwstał i że to ma dla ciebie istotne znaczenie. Jeśli On złamał żelazne prawo śmierci, to znaczy, że śmierć nie jest ostatnim słowem, za którym rozwiera się już tylko przepastna, straszliwa nicość. Przecież On powiedział wyraźnie: „Kto słucha mego słowa i wierzy Temu, który mnie posłał, (...) przeszedł przez śmierć do życia”. Czy właśnie obawa przed nicością nie jest jeszcze jednym z głównych składników lęku przed śmiercią?

Nasz przewodnik w dzisiejszych rozważaniach, apostoł Paweł, wyciąga dalszy wniosek. Jeśli Bóg zdecydował się na złamanie przez siebie samego ustanowionych, niewzruszonych praw natury, to miał widocznie poważny powód, aby tak właśnie postąpić. Tym powodem jesteśmy my, ty i ja. Skoro uwierzyliśmy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, mamy wierzyć – nie tylko wiedzieć – że i ci, którzy „zasnęli”, zmartwychwstaną. I ty. 1 ja. I on też. „Kto słucha (...) i wierzy (...), przeszedł przez śmierć do życia”.

Cokolwiek byśmy powiedzieli o śmierci, zmartwychwstaniu, ocaleniu przed wieczną zagładą, o mocy i miłości Boga, nie zmienia to faktu, że śmierć jest i pozostanie wydarzeniem bardzo bolesnym. Ewangelia wcale nie wymaga, jak niektórzy entuzjaści religijni, żebyśmy radośnie śpiewali na myśl o śmierci i w jej obliczu, „bo przecież idziemy do Pana”. Tak, idziemy do Pana, ale wiara nie jest opium, narkozą ani środkiem znieczulającym. Ból nie przestaje boleć, rozstanie nie przestaje być rozdarciem, tęsknota nie przestaje drążyć serca. Kimkolwiek jesteś, wierzysz czy nie, śmierć zawsze będzie dla ciebie progiem trudnym do przebycia, wydarzeniem bolesnym i smutnym, rzeczywistością, przed którą trzeba z pokorą zamilknąć.

A jednak... jeśli wierzysz, przeżywasz śmierć inaczej, bo zbliżasz się do niej z nadzieją. Płaczesz jak każdy inny, ale masz nadzieję. Boisz się jak każdy inny, ale masz nadzieję. Cierpisz, bo ciebie boli jak każdego innego, ale masz nadzieję. Chrystus w Getsemane smucił się śmiertelnie, bał się ciężkiej próby, aż krwawym potem się pocił i cierpiał do kresu ludzkich możliwości. Dzięki temu możemy mieć nadzieję.

Smucić się z nadzieją to jednak coś zupełnie innego, niż smucić się beznadziejnie. Nie bez powodu w Pawłowym hymnie wśród trzech rzeczy, które nam tu zostają, znalazła się nadzieja (I Kor. 13:13).

„Bóg wszelkiej nadziei niech was napełni wszelką radością i pokojem w wierze, abyście byli pełni nadziei przez moc Ducha Świętego” (Rzym. 15:13).