Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10 / 1996

A trzeciego dnia było wesele w Kanie Galilejskiej i była tam matka Jezusa. Zaproszono też Jezusa wraz z Jego uczniami na to wesele. A gdy zabrakło wina, rzekła matka Jezusa do Niego: Wina nie mają. I rzekł do niej Jezus: Czego chcesz ode mnie, niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja. Rzekła matka Jego do sług: Co wam powie, czyńcie! A było tam sześć stągwi kamiennych, ustawionych według żydowskiego zwyczaju oczyszczenia, mieszczących w sobie po dwa lub trzy wiadra. Rzecze im Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem rzekł do nich: Zaczerpnijcie teraz i zanieście gospodarzowi wesela! A oni zanieśli. A gdy gospodarz wesela skosztował wody, która stała się winem (a nie wiedział, skąd jest, lecz słudzy, którzy zaczerpnęli wody, wiedzieli), przywołał oblubieńca i rzekł do niego: Każdy człowiek podaje najpierw dobre wino, a gdy sobie podpiją, wtedy gorsze, a tyś dobre wino zachował aż do tej chwili. Takiego pierwszego cudu dokonał Jezus w Kanie Galilejskiej i uwierzyli weń uczniowie Jego.

Jn 2:1-11

W ostatnich latach w naszym kraju zaszło wiele zmian we wszystkich niemal dziedzinach życia społecznego. Oprócz pozytywnych są i takie, które mogą nieść nam zagrożenie, a nawet – niebezpieczeństwo. Poczucie życiowej niepewności sprawia nieraz nawet, że zagubieni ludzie udają się do wróżki oczekując, iż powie im ona, co ich czeka w bliższej lub dalszej przyszłości, uwalniając ich w ten sposób od konieczności podejmowania decyzji i miotania się po omacku. Właśnie ta niepewność i brak psychicznego poczucia bezpieczeństwa stanowi pożywkę dla rozmaitych szarlatanów, np. przywódców różnych sekt, a także wydawców komercyjnych czasopism, dla których zamieszczanie horoskopów i reklam o tematyce astrologicznej jest zwykłą taktyką mającą na celu zwiększenie poczytności pisma i podtrzymanie jego atrakcyjności. Ale zawierzenie przepowiedniom, horoskopom i „proroctwom” prowadzi człowieka do niewiary w Bożą opatrzność. Do zapomnienia o podstawowej prawdzie, że jedyną naszą pomocą i wsparciem jest miłosierny i wszechmogący Bóg, który wobec każdego z nas ma swój, z góry nakreślony, plan. Plan zbawienia. I choć sam w sobie jest on jednym wielkim cudem, czasami – choć nie zawsze – obejmuje także niezwykłą, ponadnaturalną interwencję Boga w ludzką doczesność w postaci tzw. cudów i znaków, jak je określają ewangelie.

Człowiek niewierzący, racjonalista i sceptyk niechętnie i nieufnie słucha o cudach. Z góry zakłada bowiem, że w ogóle nie istnieją. Nie ma cudów... Nie ma baśniowych rozwiązań wszelkich problemów, trzeba radzić sobie samemu z twardą materią życia – uczy doświadczenie tysięcy pokoleń. Czasem i my mówimy, że cudów nie ma, bo cud kojarzy nam się ze sztuczkami iluzjonistów, sprytną manipulacją czy wzbudzaniem zbiorowej psychozy. Większość ludzi jednak żywi głęboko ukrytą, ale bardzo silnie zakorzenioną potrzebę transcendencji oraz pragnienie odejścia od tego, co codzienne i przyziemne w stronę cudowności i niezwykłości. Nosimy w sercu tęsknotę za Nieznanym... a więc i nadzieję na cud.

Czym właściwie jest cud, o którym czytamy w ewangelii Jana? Z pewnością nie sztuczką wykonaną w celu zadziwienia i zabawienia tłumu gości na weselu. Zwróćmy uwagę, że ten pierwszy, jak podkreśla Ewangelista, cud Jezusa dokonany został na uboczu, niemal niezauważalnie dla otoczenia. Tylko niewielkie grono ludzi -Maria, uczniowie i słudzy – wiedziało, że dzieje się coś niezwykłego. Podkreśla to zdumienie starosty weselnego.

To, co wydarzyło się w Kanie, może wywołać wiele pytań. Czy wypadało Jezusowi właśnie od takiego cudu rozpoczynać swoją misję w świecie? Wskrzeszenie umarłego, uzdrowienie trędowatego, przywrócenie wzroku ślepcowi – te spektakularne cuda, które nastąpiły później, jakiż efekt wywołałyby, gdyby uczynione zostały na samym początku! Ale zamiana wody w wino? Z tekstu wyraźnie wynika, że w momencie, gdy zabrakło wina, weselnicy byli już podpici, bo wesele toczyło się od dłuższego czasu, i nikt nie zauważyłby, gdyby podano jakiegoś taniego cienkusza. Poza tym troska o dostatek jadła i napoju należała do obowiązków gospodarza wesela, czemu więc Jezus miałby się tym zająć? On, tak czuły na ludzką biedę, gdy wkoło tak wiele było nieszczęść, wszelkiej ludzkiej biedy, chorób i rozpaczy -poświęcił tymczasem uwagę błahostce i przemienił wodę w przednie wino!

Czy jednak wolno nam stawiać takie pytania? Czy wolno nam żądać od Chrystusa, aby tłumaczył się przed nami? Czy nie powinniśmy raczej zastanowić się nad tym, co On chciał nam przez ten cud dać do zrozumienia?

Po pierwsze: cud w Kanie Galilejskiej jest pierwszym znakiem Jego mocy. Nikt jej dotąd nie poznał ani nie zaznał. Dla wielu ludzi, nawet żyjących blisko Niego, był zwykłym człowiekiem, synem cieśli z Nazaretu. Być może dla weselników był jednym z krewnych, zaproszonym przez wzgląd na matkę, ale nikt, nawet towarzyszący Mu uczniowie, nie zdawali sobie jeszcze sprawy, kim jest naprawdę. Ale właśnie wtedy „objawił chwałę swoją i uwierzyli weń uczniowie Jego”.

Po drugie: w scenie tej ukazana została rola Marii, matki Jezusa. Można nawet sądzić, że to jej kobieca spostrzegawczość i wrażliwość na potrzeby innych doprowadza do tego, że Jezus mówi: „Napełnijcie stągwie wodą”, chociaż w pierwszym momencie zdaje się obruszać na nią: „Czego chcesz ode mnie, niewiasto? Jeszcze nie nadeszła moja godzina”. Jakby chciał powiedzieć: -Zostaw to mnie, zajmę się tym w odpowiedniej chwili. Maria słyszy w tych słowach zapowiedź mocy, którą od dawna w Nim przeczuwa. Dlatego zwraca się do sług z poleceniem: „Co wam powie, czyńcie”.

Jezus przemienia więc wodę w wino, w sześć stągwi wybornego trunku! Czyni to bez tajemniczych gestów, bez religijnego patosu – wydaje sługom po prostu krótkie polecenie. I woda staje się trunkiem tak przednim, że gospodarz weselny czyni wyrzuty panu młodemu, iż tak długo zwlekał z jego ujawnieniem.

Uczniowie są tym wszystkim zdumieni, ale to dopiero początek. W ciągu następnych paru lat, towarzysząc Nauczycielowi, zobaczą jeszcze wiele innych cudów, bardziej zdumiewających, znacznie bardziej niezwykłych: tłumy głodnych zostaną nakarmione, chorzy wyzdrowieją, zmarli ożyją. Nie mówiąc już o tym, iż sami uczniowie zostaną posłani, by nie tylko zwiastować Jezusowe poselstwo, ale też potwierdzać je cudami.

Charakterystycznym znamieniem cudów Jezusa jest to, że nie chodzi Mu o podziw, o poklask, często zakazuje wręcz rozpowiadania o nich. Jezus chce osiągnąć efekt daleko ważniejszy i głębszy od chwilowego zainteresowania – pragnie wzbudzić wiarę u świadków swoich czynów i swoich słów. Uwierzyli weń przecież nie tylko uczniowie, zapewne uwierzyli też inni ludzie: sami zainteresowani, przypadkowi gapie itp. Na taką reakcję czeka Jezus przy każdym z cudów, jakich dokonuje. Ewangelie mówią zaś dobitnie, że cud nie może dokonać się tam, gdzie wiary nie ma...

Okoliczności wydarzenia w Kanie zmuszają nas do zastanowienia się nad jeszcze jedną sprawą. Naród żydowski od stuleci oczekiwał obiecanego Mesjasza i miał swoje wyobrażenia o tym, który miał przyjść: miał to być potężny cudotwórca – właśnie taki, jak Jezus na weselu w Kanie. Ten mocarz miał zrewolucjonizować świat, wyzwolić Izraela z niewoli rzymskiej i sprawić, że kraj ponownie rozkwitnie. Żaden jednak Żyd nie wyobrażał sobie Mesjasza jako człowieka pełnego miłości, delikatności, współczucia. Przemieniając wodę w wino, Jezus potwierdził tęsknotę Żydów za Mesjaszem potężnym, mogącym uczynić rzeczy niemożliwe. Ale jednocześnie Jezus Chrystus zmusił ludzi do dokonania bardzo ważnej zmiany w ich sposobie myślenia. Oto Ten, który przychodzi jako wybawca Izraela, będzie miał nie tylko moc czynienia cudów i władzę nad naturą oraz siłami zła, ale przede wszystkim – będzie dobry i łagodny. Tak dobry i miękkiego serca, że pochyli się nad każdym nędzarzem, dostrzeże wszelki ból i ukoi cierpienie. Już podczas tego pierwszego cudu pochyla się Jezus nad zwykłym ludzkim zmartwieniem, nad błahym kłopotem niezamożnej młodej pary.

Czy my, ludzie XX wieku, na ogół sceptycznie i nieufnie nastawieni wobec cudów, jesteśmy w stanie przyjąć z wiarą to niezwykłe wydarzenie, które miało miejsce w Kanie Galilejskiej przed dwoma tysiącami lat? Czy mamy odwagę prosić Boga, aby – jak niegdyś w Kanie -przemienił wodę naszego życia, tę jakże często mętną, zbełtaną ciecz, w klarowne wino miłości? Miłości do każdego człowieka, miłości do bliźniego i – co najtrudniejsze – do wroga? I czy potrafimy choć w części odwzajemnić naszemu Nauczycielowi bezgraniczną, przed niczym nie cofającą się miłość, którą nas, ludzi, ukochał?

Jeżeli tego zapragniemy i jeśli na to pozwolimy, stanie się cud. Cud wewnętrznej, duchowej przemiany, która promieniuje na wszystkie dziedziny naszego jestestwa i życia. Cud widoczny zarówno dla ludzi wiary, jak i dla sceptycznych racjonalistów i agnostyków. A Ty nam w tym, Panie Jezu Chryste, dopomóż. Amen.

Ks. Lech Tranda