Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5 / 1996

„Gdy On (Chrystus) złożył raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej”
Hebr. 1:12

Zmawiając Apostolicum, starodawne chrześcijańskie wyznanie wiary, jednym tchem wypowiadamy słowa: „ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego”. Tak w skrócie przywołujemy poszczególne etapy dokonanego przez Chrystusa dzieła zbawienia. Czyniąc to, łatwiej nam uzmysłowić sobie ścisłą zależność, jaka zachodzi między ofiarą Krzyża, zmartwychwstaniem a wniebowstąpieniem. Jak powiada ksiądz-poeta Jan Twardowski, „Jezus umarł, ale poprzez śmierć, poprzez grób, jak przez bramę, poszedł dalej”. W ten sposób ujął on zależność między śmiercią a zmartwychwstaniem Pana. Znany teolog protestancki, Jürgen Moltmann, wskazuje zaś na zależność pomiędzy Jezusowym zmartwychwstaniem a wniebowstąpieniem: „W Nowym Testamencie zmartwychwstanie Jezusa jest zawsze związane z Jego wyniesieniem jako Pana sprawującego Boskie rządy”. A więc mamy trzy, ściśle ze sobą zespolone, wydarzenia: ofiarniczą śmierć Chrystusa na krzyżu, Jego cielesne zmartwychwstanie i Jego wniebowstąpienie na prawicę majestatu Bożego.

Spójrzmy teraz na wniebowstąpienie Pańskie! Spójrzmy na prawdę wiary, która w epoce transportu lotniczego i częstych lotów kosmicznych może wywoływać u współczesnego odbiorcy reakcję powątpiewania. W – niebo – wstąpienie ? Czy mówienie o czymś takim ma jeszcze jakikolwiek sens? Czy nie nadszedł czas, aby zrezygnować z nauki opierającej się na starożytnym, trzypiętrowym obrazie świata złożonego z piekła, ziemi i nieba? Oczarowani osiągnięciami współczesnej techniki, pozwalającej na zgłębianie tajemnic przepaścistego Kosmosu, odczuwamy pokusę, by uciec od sformułowań podanych nam przez Nowy Testament: „A gdy oni [uczniowie] patrzyli, [Jezus] został uniesiony w górę i obłok wziął Go sprzed ich oczu, i gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalał ku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatach stanęli przy nich i rzekli: Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc w niebo? Ten Jezus, który od was został wzięty w górę do nieba, tak przyjdzie, jak Go widzieliście idącego do nieba” (Dz. 1:1-11).

W różny sposób próbowano objaśniać tę zadziwiającą relację. W okresie gdy liberalizm teologiczny miał największe wzięcie, pewien duchowny następująco racjonalizował swoim parafianom Chrystusowe wstąpienie na niebiosa: „Drodzy moi! To było najzwyczajniej tak: Jezus wywiódł uczniów na obficie zalesioną Górę Oliwną. I gdy im błogosławił, począł się oddalać i chować za drzewami, to za jednym, to za drugim, coraz dalej i dalej, aż zniknął im z oczu. A oni, ponieważ byli tak wzruszeni swym rozstaniem z Mistrzem i tak serdecznie spłakani, mieli wrażenie, że ich Pan – zgodnie zresztą z mitologią żydowską – został wzięty do nieba”.

Jakiekolwiek kwestionowanie wniebowstąpienia Pańskiego, także mniej wulgarne od zaprezentowanego powyżej, nie potrafi poradzić sobie jednak z faktem, na którym Ewangeliom zależy najbardziej: z faktem, iż zabity pod nadzorem wojskowym Jezus w cudowny sposób zniknął z grobu. Cała zaś potęga Imperium Rzymskiego nie wystarczyła, by zadać kłam twierdzeniu apostołów, iż Chrystus prawdziwie zmartwychwstał i wstąpił na prawicę Ojca. Potężne cesarstwo, w którego interesie leżało skompromitowanie chrześcijan, nie potrafiło przedłożyć niezbitego dowodu świadczącego, iż apostołowie fantazjują. Nie potrafili znaleźć martwego ciała Jezusa!

Nikt nie jest w stanie podważyć biblijnej prawdy o zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Pana. Opiera się ona bowiem na fakcie historycznym! Stanowi ona dla nas źródło pociechy, nadziei i ufności. Jest dla chrześcijan rękojmią pewności, iż Chrystus doskonale wykonał swój czyn zbawczy. Dzieło zbawienia, które dokonane zostało ze względu na każdego człowieka, ze względu na Ciebie i na mnie, ze względu na wszystkich ludzi bez wyjątku!

Bóg zna nasz los. Wie, że jesteśmy słabi i nieporadni. Że odczuwamy brak sensu życia, że z trudem borykamy się z naszą codziennością. Wie, że na co dzień przekonujemy się o prawdziwości słów Seneki: „Czym jest człowiek? Słabym i kruchym ciałem, nagim i bezbronnym z samej natury, potrzebującym cudzej pomocy, narażonym na wszelkie zniewagi (...). Zabójczy jest dla niego zapach i smak, zmęczenie i brak snu, napój i pożywienie i rzeczy, bez których nie może żyć. (...) Wskutek najdrobniejszych przyczyn i dolegliwości choruje, gnije, marnieje”. Bóg widzi, że – jak to ujął Pascal – „człowiek nie wie, jakie miejsce ma zająć: wyraźnie jest zbłąkany i strącony ze swego prawdziwego miejsca, bez możności odszukania go. Szuka go wszędzie z niepokojem i bez skutku, w nieprzeniknionych mrokach”. Bóg mówi nam przeto, iż praprzyczyną naszej niedoli był bunt względem Tego, który jest źródłem szczęścia i pokoju, bunt przeciw Bogu, bunt zwany w Biblii grzechem. Grzech oddzielił nas od Boga, a jego skutków doświadczamy po dziś dzień: jako poczucia braku spełnienia, jako braku celu w życiu, jako słabości ciała, chorób, a na koniec jako śmierci.

Nasza niedola stała się powodem przyjścia Chrystusa. Chciał ją wziąć chałą na siebie, chciał ją przecierpieć, pozwolił jej zadać najcięższy cios – pozwolił się jej uśmiercić. Jezus świadomie przyjął ten ciężar na siebie, aby uwolnić odeń tych ludzi, którzy będą chcieli skorzystać z przygotowanego przez Niego ratunku. Nasz bunt, nasz grzech i wszystkie tego konsekwencje przybiły Jezusa do krzyża. Chrystus podzielił nasz los i zapłacił nasz rachunek. Stał się naszym zastępcą. Zastępczo, zamiast nas, przyjął naszą karę, aby nas uwolnić. I uczynił to po mistrzowsku, uczynił to doskonale, uczynił to niezawodnie. Konsekwencją doskonale wykonanego planu Ojca stała się Jego śmierć. Umarł naprawdę. Jego naprawdę martwe ciało naprawdę znalazło się w grobie. A ponieważ On jest prawdziwym Bogiem, miał moc powstać z martwych, zgodnie z wypowiedzianymi do uczniów słowami: „Ja kładę życie swoje, aby je znowu wziąć. Nikt mi go nie odbiera, ale ja kładę je z własnej woli. Mam moc dać je i mam moc znowu je odzyskać” (Jn 1:17-18).

Jezus zasiadający w chwale po prawicy Bożego majestatu jest znakiem odpocznienia po dopełnionym dziele, po spełnionej bez zarzutu misji. Zbawienie wywalczone przez Chrystusa nie potrzebuje uzupełnień ani poprawek dokonanych ręką człowieka: moją ręką czy ręką składającego ofiarę kapłana. Wszystko zostało przez Chrystusa przygotowane, wystarczy przeto przyjść i wziąć z wiarą płynący z łaski dar zbawienia: „Mając przeto wielkiego arcykapłana, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego (...) przystąpmy tedy z ufną odwagą do tronu łaski „ (Hebr. 4:14.16).

Powiedzieliśmy, że wstępujący do nieba Jezus jest znakiem przedłożenia przez Niego Ojcu doskonałego efektu swej ziemskiej misji. Lecz jest On zarazem znakiem otwarcia ery łaski. Chrystus wykonał plan Ojca, otworzył grzesznikom możliwość uzyskania usprawiedliwienia i odpuszczenia grzechów. Powracający do Ojca Jezus otwiera dla nas niebo! Jak pisze cytowany uprzednio Jürgen Moltmann: „otwarte niebo oznacza, że zaczyna się epoka łaski, że Bóg obraca swą twarz ku ludziom z łagodnością, że wyobcowanie z prawdziwego życia zostało przezwyciężone oraz że brama do raju i pełnego harmonii życia stoi otworem”. Odtąd, wierząc w Jezusa, możemy wraz z Nim być przy Bogu – zyskujemy obywatelstwo nieba. Bo być przy Bogu to być w niebie. Inny znany teolog ewangelicki, Gerard Ebeling, wyraża tę prawdę w słowach: „Niebo znajdujemy tam, gdzie jest Bóg”. „Odpoczywający” po wykonaniu czynu zbawczego Jezus jest zapowiedzią naszego wiecznego odpocznienia na łonie Boga, zapowiedzią wiecznego szabatu. Chrystus zasiadając po prawicy Bożej „przygotowuje nam miejsce” (por. Jn 14:2).

Chrystus wstąpił na niebiosa w chwale także po to, aby otworzyć drogę do zstąpienia Ducha Świętego, zgodnie ze słowami Pana: „Lepiej dla was, żebym ja odszedł. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę Go do was” (Jn 16:7). Zasiadając po prawicy Bożej, Jezus począł rozdzielać swoje zbawcze dary, począł udzielać dobrodziejstw swojej doskonałej, dokonanej na krzyżu, ofiary: „wstąpił wysoko ponad wszystkie niebiosa, aby napełnić wszystko” (Ef. 4:1). Zaadresowane do nas dobrodziejstwa krzyża i zmartwychwstania, jakże nam potrzebne, abyśmy rozpoczęli nowe życie, są nam przekazywane przez Ducha Świętego! Wniebowstąpienie stało się wstępem do cudu Pięćdziesiątnicy – cudu zesłania Ducha Świętego, który wszczepia w serca wierzących błogosławieństwa zbawienia! Komentujący nadnaturalne okoliczności Zielonych Świąt apostoł Piotr tłumaczy je inicjatywą wywyższonego Chrystusa: „Wywyższony tedy prawicą Bożą i otrzymawszy od Ojca obietnicę Ducha Świętego, sprawił to, co wy teraz widzicie i słyszycie” (Dz. 2:33). Zesłanie Ducha stało się zaś początkiem Kościoła, czyli początkiem wspólnoty ludzi wierzących w Ukrzyżowanego. W dniu, kiedy zstąpił obiecany przez Chrystusa Pocieszyciel, ufający Jezusowi ludzie mogli bowiem osobiście przyjąć przez wiarę do swych serc nowe życie, które jest owocem zrodzonym na drzewie krzyża! (por. Jn 7:37-39).

Jezus „wstąpił na niebiosa, siedzi na prawicy Bożej, a poddani Mu są aniołowie i zwierzchności i moce” (I Ptr 3:22). Tak apostoł Piotr, naoczny świadek poniżenia, ale i wywyższenia Mistrza, charakteryzuje kolejny skutek Jego chwalebnego wniebowstąpienia. Chrystus króluje! Posiada władzę zwierzchnią nad całym wszechświatem! A więc nasz Zbawca dzierży w swojej prawicy całą przyszłość ludzkości, także Twoją i moją! Przeto „nie lękaj się” – mówi do nas Pan – „Jam jest pierwszy i ostatni, i żyjący. Byłem umarły, lecz oto żyję na wieki wieków i mam klucze śmierci i piekła” (Obj. 1:17-18). Co więcej, dowiadujemy się, że Chrystus, ten potężny zwycięzca nad grzechem i śmiercią, towarzyszy swym wiernym wyznawcom, śledząc ich losy i będąc rzecznikiem ich interesów. Możemy zatem liczyć na Jego duchową obecność tu i teraz (Mat. 18:2) oraz na Jego przyczynną modlitwę. Chrystus wie, co to codzienne, znojne życie. Jak to wyraził pewien szkocki myśliciel: „Chrystus przyniósł z sobą na Boży tron pył z palestyńskich dróg”. Wielka w tym nasza pociecha, „nie mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszymi, lecz doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu” (Hebr. 4:15).

Pora wreszcie wspomnieć, że wywyższony chwalebnie na prawicę Ojca Pan zapowiada swój rychły powrót! Żegnający Mistrza w czterdzieści dni po zmartwychwstaniu uczniowie usłyszeli następujące orędzie: „Ten Jezus, który od was został wzięty w górę do nieba, tak przyjdzie, jak Go widzieliście idącego do nieba” (Dz. 1:11). Co to znaczy? Oznacza to, że w pewnym – nieznanym nam – momencie dokona się paruzja Chrystusa, Jego powrót na ziemię, powtórne przyjście Pana, który przyjdzie zamknąć doczesne dzieje ludzkości. Przyjdzie po to, by położyć kres śmierci, smutkowi, krzykowi i trudowi (por. Obj. 21:4). Towarzyszyć temu będzie powszechne wzbudzenie z martwych. Wierni połączą się ze swoim Zbawcą, niewierni zaś zostaną pozostawieni sami sobie, z dala od Boga, z dala od szczęścia, z dala od spełnienia – zgodnie ze swoim wyborem – bez Boga, czyli w piekle. Przeto Kościół z utęsknieniem wypatruje Pana, „oczekuje Bożego Syna z nieba” (I Tes. 1:1), Jego przyjście oznaczać będzie bowiem kres całej naszej znikomości i nędzy. Dlatego też z emfazą wykrzykuje: „Maranatha! Przyjdź, Panie Jezu!” (Obj. 22:2). Zstąp ku nam w chwale, bo „wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba”! (II Kor. 5:2). Amen.

Tadeusz J. Zieliński
[Autor kazania jest z wykształcenia prawnikiem. Studiuje zaocznie teologię w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej – red.]