Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 /1996

Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów.
Obj. 3:22

W drugim i trzecim rozdziale Objawienia Św. Jana mieszczą się tak zwane listy do siedmiu zborów w Azji Mniejszej. W zakończeniu każdego z nich występuje identyczny zwrot, zawierający wezwanie, aby nie puszczać mimo uszu słów skierowanych do wiernych tworzących lokalne wspólnoty chrześcijańskie.

Słuchając człowiek wierzący wypełnia główną powinność wobec Boga, który wybrał słowo jako podstawowy sposób komunikowania się z nami. Staramy się wsłuchiwać przede wszystkim w Słowo objawione, zawarte w przekazie biblijnym, odczytywanym podczas nabożeństwa i będącym przedmiotem kazania, na studium biblijnym w grupie osób wspólnie zgłębiających treść Pisma Świętego czy też w czasie osobistej, systematycznej lektury Biblii.

Nie wolno jednak poprzestać na słuchaniu polegającym wyłącznie na odbieraniu akustycznych wrażeń, można bowiem słuchając nie słyszeć ani nie rozumieć sensu skierowanych do nas słów. Można też je usłyszeć i zrozumieć, ale nie zareagować na zawartą w nich treść, nawet jeśli uważa się ją za słuszną i ważną. Puszczanie mimo uszu ważnych i słusznych rzeczy zdarza się na każdym kroku, mimo że skutki takiego postępowania bywają opłakane i nieodwracalne. Słyszymy na przykład przez radio nieustanne apele o ostrożną jazdę, ostrzeżenia, że najwięcej wypadków zdarza się z powodu nadmiernej prędkości, a mimo to wielu kierowców puszcza te ostrzeżenia mimo uszu: liczba wypadków i ofiar nie maleje. Młodzi ludzie sięgają po pierwszy papieros, pierwszy kieliszek, pierwszą dawkę narkotyku, mimo uszu puszczając wszelkie przestrogi. Przykłady takie można by mnożyć.

Podobnie dzieje się ze słuchaniem Słowa Bożego. Uczestniczymy w nabożeństwie i słuchamy wyznaczonych na dany dzień tekstów biblijnych, sięgamy po Biblię w domowym zaciszu, ale usłyszane i nawet zrozumiane Słowo nie trafia nam do przekonania, a jeśli nawet trafia i uznajemy je za słuszne, to nie znajdujemy w sobie dość siły i woli, aby się do niego zastosować i okazać Bogu posłuszeństwo. Słowo musi trafić nie tylko do ucha, ale przede wszystkim do rozumu, który je rozważy, i do serca, które je chętnie przyjmie, a wreszcie powinno spotkać się z reakcją woli, dzięki której człowiek wyciągnie z usłyszanej lekcji praktyczne wnioski. Jeśli ten ciąg zostanie w którymś miejscu przerwany, słuchanie staje się daremne.

List do zboru w Laodycei kończy się znamiennym wezwaniem: kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów. Czego to chrześcijanie laodycejscy mieli nie puszczać mimo uszu? Co takiego wierzący muszą usłyszeć, rozważyć, przyjąć i wykonać? I w jakim stopniu odnosi się to do nas, do Ciebie i do mnie, tutaj i teraz?

Po pierwsze, słowa te mówi Ktoś, kto jest niepodważalnym, najwyższym autorytetem, który zwie się Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia Bożego. To Ktoś, przed kim niczego nie da się ukryć, ponieważ On zna uczynki twoje (w. 14-15).

Po drugie, negatywnie przez Ducha ocenionym uczynkiem jest brak uczynku, zaniechanie wynikające z obojętności. Bycie ani zimnym, ani gorącym. Jeśli jesteśmy letni, czyli obojętni, budzimy niechęć i obrzydzenie – wypluję cię z ust moich, mówi Pan (w. 16).

Po trzecie, Duch dostrzega i wytyka laodycejczykom nadmierną pewność siebie – mówisz: bogaty jestem i wzbogaciłem się, niczego więc nie potrzebuję. Dobrobyt stwarza złudne wrażenie, że przy pomocy pieniędzy można wszystko osiągnąć, doświadczenie jednak uczy, że jest odwrotnie: zarówno poszczególni ludzie, jak i całe społeczeństwa żyjąc w dobrobycie pogrążają się coraz bardziej w beznadziejności, przeżywają katastrofalny chaos moralny, tracą poczucie sensu i celu życia. Nie bez powodu słowa Pisma Świętego, jeśli nawet zostaną usłyszane w rozgwarze i chaosie codzienności, w pogoni za rozwojem i dobrobytem, puszczane są mimo uszu i nie wzbudzają żywej reakcji. Któż bowiem, mając wielocyfrowe konto w banku i suto zastawiony stół, będzie się przejmował taką gorzką diagnozą: nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły (w. 17).

Po czwarte, Duch radzi: nabądź u mnie złota w ogniu wypróbowanego i w ten sposób się wzbogać (w. 18). Koniecznie należy rozpoznać właściwą hierarchię wartości przez dążenie do nadania życiu duchowego wymiaru. Nabycie owego „złota” polega na odzyskaniu utraconego człowieczeństwa, na odnalezieniu w sobie Bożego oblicza, które Syn Człowieczy przywraca każdemu, kto się opamięta i uwierzy Ewangelii o miłości Boga i odkupieniu człowieka. Bogactwo i powodzenie to odwieczne ludzkie złudzenie, owe nowe szaty króla z baśni Andersena, które wcale nie przykrywają haniebnej nagości ludzkiego grzechu. Słusznie więc radzi Słowo Boże, aby nabyć maści, natrzeć nią oczy i w końcu przejrzeć.

Po piąte, Duch mówi coś, czego bardzo nie lubimy i co niechętnie przyjmujemy do wiadomości: wszystkich, których miłuję, tych karcę i smagam (w. 19). Wolimy przywoływać inny obraz Boga: miłującego, dobrodusznego, pobłażliwie patrzącego na to, co wyczyniamy. Żadne jednostronne wyobrażenie o Bogu nie odpowiada jednak prawdzie: ani to, że jest bezwzględnym satrapą tępiącym wszelką niezależność czy surowym sędzią karzącym najmniejszy występek, ani to, że jest nieskończenie dobrotliwy i litościwie wszystkiemu pobłaża. Uważne przyjrzenie się cytowanemu fragmentowi Księgi Objawienia pozwoli stwierdzić, że mówi się tu o Kimś, kto zarówno miłuje, jak i karci. Chociaż nadzwyczaj często słychać dzisiaj powoływanie się na Dekalog, należy wątpić, czy znana jest jego rzeczywista wymowa, gdyż już tam widać dialektyczny sposób mówienia o Bogu. Ten sam Bóg darzy wolnością i jednocześnie zakazuje oraz nakazuje, karze winy i okazuje łaskę: Jestem Bogiem, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą, a okazuję łaskę do tysiącznego pokolenia tym, którzy mnie miłują i przestrzegają moich przykazań (II Mojż. 20:5-6). Karcenie bywa skuteczne wobec kogoś, kto jest zdolny do opamiętania i wytrwałości, kto nie lekceważy sobie tego, że Bogu na nim zależy.

Po szóste, Duch Chrystusowy mówi: oto stoję u drzwi i kołaczę. Z listu do zboru w Laodycei wynika, że nie da się o nim powiedzieć niczego dobrego. Ale chociaż tamtejsi chrześcijanie zasłużyli jedynie na naganę, ich sytuacja nie jest beznadziejna. Co więcej, pomimo niesprzyjających okoliczności szansa na zwycięstwo ciągle istnieje. Zbawiciel bowiem cierpliwie czeka, dając o sobie znać z nadzieją, że zostanie usłyszany... i wpuszczony do środka (w. 20).

Siódmy z listów podyktowanych św. Janowi na wyspie Patmos został wybrany jako myśl przewodnia tegorocznego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, chociaż nie ma w nim żadnego bezpośredniego odniesienia do dążeń ekumenicznych. Nie tracąc z oczu celu ruchu ekumenicznego, jakim jest jedność chrześcijan, ani nie ustając w modlitwie o jego osiągnięcie, trzeba podejmować wspólne inicjatywy, realizować wspólne cele, a przede wszystkim wspólnie wsłuchiwać się w to, co Duch do nas mówi. Treść listu do zboru w Laodycei w nie mniejszym stopniu odnosi się bowiem do nas, współczesnych chrześcijan. Przecież to my musimy zdobyć się na uznanie niepodważalnego i najwyższego autorytetu w osobie zmartwychwstałego Chrystusa. A raz podjętą decyzję pójścia za Nim – naszym Zbawcą i Panem – musimy codziennie weryfikować i na nowo podejmować w sytuacjach wyboru, z którymi nieustannie mamy do czynienia.

Przede wszystkim zaś musimy wyzbyć się budzącej obrzydzenie obojętności, przez którą tak trudno zdobyć się na czyn, zwłaszcza na czyn bezinteresowny a pożyteczny. Kiedy przyjrzymy się sobie w obnażającym prawdę świetle Słowa Bożego, ujrzymy też, że to właśnie my – tacy porządni i pobożni we własnych oczach – wykazujemy nadmierną pewność siebie i lekceważymy słabszych, biedniejszych, „innych”. To nie oni, ale my musimy przejrzeć, aby zobaczyć własną haniebną nagość, aby poznawać prawdziwe oblicze Boga i zapragnąć zmiany na Jego obraz i podobieństwo.

Wspólna modlitwa i wspólne wsłuchiwanie się w to, co Bóg do nas mówi tutaj i teraz, pozwoli nam usłyszeć Chrystusowe kołatanie do naszych właśnie drzwi. Pozwoli usłyszeć, zrozumieć, przyjąć i wykonać. Nie pozwólmy zatem, by z powodu naszego religijnego zobojętnienia i wygodnictwa Pukający pozostał za drzwiami swego Kościoła. Amen.

Ks. Bogdan Tranda