Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7 / 1995

Bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, braterscy, miłosierni, pokorni; nie oddawajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, lecz przeciwnie, błogosławcie, gdyż na to powołani zostaliście, abyście odziedziczyli błogosławieństwo. Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej. Niech się odwróci od złego, a czyni dobro, niech szuka pokoju i dąży do niego. Albowiem oczy Pana zwrócone są na sprawiedliwych, a uszy Jego ku prośbie ich, lecz oblicze Pańskie przeciwko tym, którzy czynią zło. I któż wyrządzi wam co złego, jeżeli będziecie gorliwymi rzecznikami dobrego? Ale chociaż nawet mielibyście cierpieć dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście. Nie lękajcie się więc gróźb ich i nie trwóżcie się. Lecz Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do obrony przed każdym domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej.

I Ptr. 3:8-15

Rozpoczynający się doroczny Synod Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce ma tym razem charakter sprawozdawczo-wyborczy, a to oznacza, że nie wysłuchamy referatów problemowych ani nie odbędziemy debaty nad określoną kwestią, która wyznaczyłaby tory pracy Kościoła w okresie intersynodalnym. Niemniej jednak będzie to Synod wielkiej wagi, mamy bowiem dokonać wyboru starszych w Kościele i na trzy lata zadecydować o składzie personalnym najwyższych gremiów odpowiedzialnych za kierowanie całą naszą społecznością wyznaniową.

Wybierając teksty czytań biblijnych w liturgii tego nabożeństwa, to właśnie miałem na uwadze. Zarówno bowiem tekst Ewangelii (Łuk. 9:57-62), mówiący o wezwaniu nas przez Jezusa Chrystusa i o naszej odpowiedzi, która ma przybrać postać naśladowania Go i pełnej zgody na znoszenie wyrzeczeń, jak i tekst lekcji apostolskiej (Tyt. 1:5-11), przypominający o cechach, jakimi powinni się legitymować ludzie kierujący społecznością Kościoła – miały skierować nasze myślenie na właściwe tory, uprzytamniając nam na nowo, jakimi należy kierować się przesłankami, żeby dokonać trafnych wyborów.

Nie może być bowiem tak, aby o powoływaniu ludzi do służby na wysokich urzędach kościelnych rozstrzygały tylko względy praktyczne, doraźne cele administracyjno-organizacyjne. To błąd, który może zaowocować „selekcją negatywną”. Mieliśmy też takie doświadczenia w przeszłości, gdy na urząd kościelny powoływano osoby, których wady były wykładnikiem wad naszej społeczności, co w opinii niektórych z nas miało stanowić zaletę kandydata i świadczyć dowodnie o pozytywnie dokonanym wyborze. Chcę z tego miejsca przestrzec przed takim rozumowaniem i jego skutkami w postaci na przykład zmniejszającego się autorytetu poszczególnych osób pełniących urząd w Kościele lub – co gorsza – autorytetu samego urzędu, a to już narusza wiarygodność Kościoła i jego służby.

Do tekstów biblijnych, czytanych dzisiaj w liturgii, chciałbym dołączyć jeszcze jeden – zawierający wskazówki, jakie wraz z zadaniem namaszczenia przyszłego króla Izraela otrzymał od Boga Samuel: „Nie patrz na jego wygląd [...] Albowiem Bóg nie patrzy na to, na co patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce” (I Sam. 16:7). Potraktujmy poważnie te wskazania i nie kierujmy się pozorami dokonując wyborów w Kościele.

A teraz, zamiast zwyczajowo prezentowanego podczas obrad synodalnych referatu programowego, pragnę przedstawić Wam, Siostry i Bracia, program specjalny w postaci życzeń zarówno dla rozpoczynającego się zgromadzenia, jak i dla całej społeczności ewangelików reformowanych. Chciałbym, żeby był to program na dziś i na jutro, żeby stanowił zarazem naszą odpowiedź na Chrystusowe powołanie. Zaczerpnąłem ten program z I Listu św. Piotra. Apostoł prezentuje tu katalog wielkich wartości chrześcijańskiego życia. Czyni to po to, aby pokazać, jacy powinni być ludzie, jeśli opowiedzieli się za Chrystusem, i jakie muszą pokonać bariery... Wydźwięk całego tekstu jest oczywisty: „nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rzym. 12:21).

  • Bądźmy zatem jednomyślni, zachowujmy jedność. Ta chrześcijańska cecha jest mocno akcentowana w nauce Nowego Testamentu. O tę jedność modlił się Jezus Chrystus w modlitwie arcykapłańskiej (Jn 17:21). Jeśli nie wiemy, jak ona miałaby się manifestować w społeczności wyznawców, sięgnijmy do wzoru, do opisu życia pierwszego zboru w Jerozolimie (Dz. 2:42-47).
  • Okazujmy współczucie, wczuwajmy się w problemy i potrzeby bliźnich. Odrzućmy myślenie wyłącznie o sobie i naszych najbliższych. Próbujmy uczyć się, jak żyć dla innych.
  • Trwajmy w braterstwie, w miłości bratniej. Takie jest najważniejsze, nowe przykazanie Jezusa: abyśmy się wzajemnie miłowali! Prostym testem naszej wiary jest to, czy kochamy Boga oraz bliźniego.
  • Bądźmy miłosierni! Miłosierdzie należy do przymiotów samego Boga. On dał swego Syna, który apeluje do nas: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz” (Łuk. 6:36). Miłosierdzie to nie jest tani sentymentalizm ani ckliwe użalanie się nad losem innych. Miłosierdzie objawia się w działaniu.
  • Bądźmy pokorni. Prawdziwa chrześcijańska pokora ma źródło w poczuciu naszej zależności od Boga („Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz?” – Ps. 8:5), w naszej bezradności oraz w przekonaniu o niezbędności Jego pomocy w naszym działaniu. Człowiek staje się prawdziwie pokorny, gdy porównuje się z Jezusem Chrystusem, niedościgłym wzorem człowieczeństwa, nie zaś z gorszymi i bardziej od siebie ułomnymi ludźmi. Przypominam nam wszystkim przypowieść o źdźble i belce w oku.
  • I wreszcie, uczmy się przebaczać, pamiętając nieustannie o przebaczeniu, jakiego sami doznaliśmy od Boga. W poczuciu odpowiedzialności wypowiadajmy słowa Modlitwy Pańskiej: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom...”

Starożytne chrześcijaństwo głosiło taką zasadę: w rzeczach koniecznych – jedność, w rzeczach wątpliwych – wolność, a we wszystkim – miłość. Jeśli spojrzymy krytycznie na dzisiejsze chrześcijaństwo, także na naszą społeczność, i uświadomimy sobie, jak postępujemy czy to jako obywatele, czy jako sąsiedzi, czy jako rodzice, czy jako koledzy w pracy – ze smutkiem stwierdzimy, że daleko nam do stosowania powyższej zasady.

Apostoł Piotr, jakby zamykając ów katalog cnót chrześcijańskich, przywołuje obraz człowieka sprawiedliwego (według Psalmu 34:10-11) i kończy przestrogą: „oblicze Pańskie przeciwko tym, którzy czynią zło”. Przypominają się słowa Jezusa Chrystusa o konsekwencjach wynikających z wyznawania bądź zapierania się Go przed ludźmi (Mat. 10:32-33), przy czym nie chodzi Mu o gołosłowne deklaracje, lecz o faktyczne wyznawanie lub zapieranie się Go poprzez naśladowanie lub jego brak, poprzez działanie lub zaniechanie...

Apostoł Piotr przypomina nam, że jesteśmy powołani, by odziedziczyć błogosławieństwo. A to zobowiązuje przede wszystkim do tego, by być gorliwymi rzecznikami dobra. Niełatwo jest „być dobrym”. Niektórzy odczuwają to zobowiązanie jako męczący i nieatrakcyjny ciężar. Inni chcieliby nawet wybrać dobro i dzielić się nim z siostrami i braćmi, byle bez wysiłku, nie za cenę własnej niedogodności i rezygnacji, bo przecież zło jest atrakcyjniejsze niż dobro. Pamiętajmy jednak, że jeśli będziemy gorliwie pragnęli dobra, zło straci dla nas fascynującą i wciągającą siłę.

Powołani do dziedziczenia błogosławieństwa muszą być gotowi na przyjęcie cierpienia. W wymiarze „fizjologicznym” cierpienie jest nieodłącznym elementem ludzkiego życia. Bywa wywołane chorobą, stanami ducha, spotkaniem ze śmiercią... Możemy jednak doświadczać go także ze względu na nasze chrześcijaństwo, gdy nie znajdujemy zrozumienia w otoczeniu, gdy jesteśmy wyśmiewani lub nieakceptowani i odrzucani jako inni wśród świata. Takie cierpienie, cierpienie „dla sprawiedliwości”, jak to określa Piotr, jest błogosławieństwem.

Jak mamy taką postawę osiągnąć? Apostoł udziela prostej odpowiedzi: „Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych”. Jeśli poświęcamy się ziemskim sprawom i wartościom, jeśli własną osobę stawiamy w centrum świata – stajemy się łatwym celem dla zła. Jeśli jednak za sprawę najważniejszą uznajemy nasz stosunek do Boga, jeśli Chrystus zajmuje szczególne miejsce w naszym życiu – nie mamy się czego lękać. Skarby duchowe są bowiem niezniszczalne. Nie naruszą ich żadne zmiany, żadne okoliczności zewnętrzne, jakie niesie życie i świat. I mimo różnych przeciwności i cierpień jesteśmy błogosławieni. I wolni! Wolni, choć nie zawsze doceniamy i tę naszą wolność, i fakt, że Kościół jest Kościołem ludzi wolnych – jak powiedział filozof.

Powołani jesteśmy, by odziedziczyć błogosławieństwo. Jezus chce, byśmy zostali zbawieni, Pan troszczy się o drogę sprawiedliwych... Czemu zatem tak często opieramy się, odwracamy i wykręcamy? Czego się boimy? Przecież On nas kocha, wyciąga ręce, wskazuje drogę! On jest z nami, więc czego mamy się lękać? Kto nas potępi?, .Tylko Pana Zastępów miejcie za świętego – wzywa prorok – niech On będzie waszą bojaźnią i On waszym lękiem!” (Iz. 8:13). Uświęcajmy Go w naszych sercach i w naszym życiu – prywatnym, społecznym i kościelnym – ale czyńmy to nie nabożnymi gestami, nie wzdychaniem „Panie, Panie...”, lecz działaniem wynikającym z naszej jedności, współczucia, braterstwa, miłosierdzia, pokory oraz przebaczenia. A wtedy odziedziczymy błogosławieństwo i sami staniemy się błogosławieństwem dla innych. Tego życzę nam wszystkim zgromadzonym na Synodzie, tego życzę całemu Kościołowi. Amen.

Kazanie wygłoszone 13 maja 1995 r. w Łodzi podczas nabożeństwa rozpoczynającego obrady Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego.