Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

8 / 1994

(Zapiski do nie wygłoszonego kazania)

Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy,
czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie.
I Jn. 4:1

Drogie Czytelniczki i Czytelnicy Słowa Bożego!

Redakcja Waszego ekumenicznego miesięcznika postawiła mnie przed niełatwym tematem, zadając mi homiletyczne wypracowanie domowe na kanwie przytoczonego tekstu z I Listu Św. Jana. Po dwukrotnym wykasowaniu wstępu mój komputer, ni stąd ni zowąd, wyświetlił na monitorze ostrzegawczą informację: invalid path specification i... wybawił mnie z kłopotu. A więc poruszam się po niewłaściwej ścieżce!? Z miejsca postanowiłem wejść na szlak oznakowany, machinalnie – jak to robię często – sięgając po Katechizm Kościoła Powszechnego. I tu kolejne uczucie zawodu: w tym katolickim przewodniku wiary ani śladu odniesień do I Jn. 4:1. Czyżby Urząd Nauczycielski nie był zainteresowany tak ostrą problematyką? Opuściwszy ręce, nagle doznałem oświecenia: autor Listu wcale przecież nie kieruje swego pisma do zwierzchnictw Kościołów ani nawet do samych owych nieszczęsnych proroków, wzywając ich do opamiętania się (jakby nie było, wywodzą się z szeregów chrześcijan), lecz bezpośrednio zwraca się do samych wiernych, żywiąc do nich zaufanie, że z fałszywymi prorokami znakomicie poradzą sobie sami; wnioskujemy stąd, iż musieli to być ludzie w wierze dobrze pouczeni i utwierdzeni; wszyscy pewnie żyli dynamizującym zrywem Ducha Świętego, otrzymanego w chrzcie.

Ezgegeci dowodzą, iż I List Jana – w odróżnieniu od drugiego i trzeciego – w ogóle nie jest listem: nie ma w nim bowiem ani nadawcy, ani adresata, nie podaje się miejsca doręczenia, nie wspomina o celu pisma i nie przekazuje pozdrowień. Czymże więc jest? Może zwyczajnym konspektem kazania? (Co świadczyłoby dobrze o kaznodziei nie liczącym na natchnienie, które spłynie nań, gdy będzie się piął na ambonę.) Tak czy owak, odbiorcami Listu jesteśmy my sami, w jakieś 1900 lat po jego napisaniu. Co ma nam do powiedzenia dzisiaj Jan, autor

I Listu, najprawdopodobniej ktoś ze szkoły Jana Ewangelisty?

1. Herezja ówczesnych fałszywych proroków polegała na niedowartościowaniu i wręcz minimalizowaniu człowieczeństwa Jezusa, Jego odkupieńczej, ludzkiej, męki i śmierci. W ich oczach cały ziemski przebieg życia Zbawiciela rozpływał się i ginął w glorii i splendorze Pana zmartwychwstałego i uwielbionego. Skrajny swój wyraz tendencja ta zyskiwała w tzw. doketyzmie, poglądzie, według którego Jezus posiadał ciało tylko pozorne, był człowiekiem na niby. Jego człowieczeństwo przebóstwione zostało do tego stopnia, iż przestało istnieć.

Z dystansu dwu tysięcy lat chrześcijaństwa stwierdzamy dziś spokojnie, iż niezależnie od tego, że w naszych czasach odnotowujemy tendencję przeciwną, koncentrującą całą uwagę prawie wyłącznie na Jezusowym człowieczeństwie (tak bliski nam dziś Chrystus cierpiący, ukrzyżowany!), te dwie dążności – apoteozowanie i niwelowanie Jego człowieczeństwa – snują się niby czerwona nić przez całą historię chrześcijaństwa i pobożności. Zachowanie równowagi między tymi tendencjami pozostaje zatem i dziś testem naszej chrześcijańskiej prawowierności i zgodnego z nią praktykowania wiary.

2. Iście złocisty werset naszego tekstu to jednak wskazanie: „Badajcie duchy!”, czyli językiem dzisiejszym mówiąc: wdrażajcie się w umiejętność ich rozróżniania i módlcie się o ten dar! Nasze czasy, jak pewnie nigdy dotąd, wymagają wysokiego stopnia umiejętności rozróżniania duchów. W teologii obserwujemy silną odnowę w dziedzinie biblistyki i patrystyki [badania nauki Ojców Kościoła – przyp. red.], mocne podkreślanie działań Ducha Świętego, większe uwrażliwienie na kreatywną siłę własnego sumienia pod wpływem tegoż Ducha Świętego, odnowione zainteresowanie doświadczeniem religijnym. Nowa natomiast sytuacja w naszym pluralistycznym świecie i społeczeństwie coraz dotkliwiej dezorientowanym i zdezorientowanym powoduje, że ta zdolność rozróżniania awansuje po prostu do rangi sztuki życia na co dzień. Bezkrytycznemu posłuszeństwu i biernej postawie w obliczu sił manipulacji przeciwstawiamy cnotę krytyki właśnie w sensie charyzmy rozróżniania duchów.

Bardziej niż kiedykolwiek pytamy dziś: „Za kim pójdziemy?”. Wiemy, że uczulenie naszych sumień na potrzeby drugich, wspólne poszukiwanie dobra i jego znajomość wykluczają wszelką manipulację, szablonowość postaw czy bezmyślne powtarzanie sloganów. Jezus przestrzega swych uczniów nie tylko przed fałszywymi prorokami, lecz uczy ich także rozróżniania między wieszczami prawdziwymi i fałszywymi: „Poznacie ich po ich owocach [...]. Każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce” (Mat. 7:16-18). Upomnienie z I Jn. 4:1 kieruje się w pierwszej linii przeciwko ucieczce od świata, a w szerszym kontekście – także przeciwko odmowie współbudowania nowego społeczeństwa. Na dziś możemy powiedzieć: ci, którzy uchylają się od nadawania światu kształtu twórczej wolności, sprawiedliwości i pokoju, nie są prawdziwymi prorokami.

Wielu z nas ucieka dziś w przeszłość i żyje przeszłością (tradycjonaliści-konserwatyści), inni usiłują przeskoczyć teraźniejszość, na oślep rzucając się w przyszłość. Prawdziwy prorok, czyli autentyczny chrześcijanin, pozostaje nie tylko krytyczny wobec przeszłości, ale i wobec modnych haseł dzisiejszych. Ot, przykład pierwszy z brzegu. Ordynacja kobiet – kwestia, która bardzo długo jeszcze będzie dojrzewała do rzeczowego przedyskutowania. Teologiczne kontrargumenty w gruncie rzeczy nie wystarczają. Przeciwko niej przemawia jednak jednogłośna dwutysiącletnia tradycja. Prorok prawdziwy wtrąci tu może niepozorne pytanie: czy owej nieprzerwanej tradycji nie można by (również) wyjaśniać jako skutku wielowiekowej dyskryminacji kobiety?

3. I wreszcie, nam, dzisiejszym adresatom słów Janowych, nieodparcie cisną się na myśl falangi proroków z tzw. sekt. Czy tu nie stajemy najwyraźniej, oko w oko, z prorokami fałszywymi? Nam, tak chętnie tropiącym zło zawsze na zewnątrz, Janowy werset nakazuje powściągliwość i baczne „zlustrowanie” własnych szeregów. Jedno z licznych pytań autokrytycznych mogłoby przecież zabrzmieć tak: dlaczego do sekt odpływa tylu wiernych z naszych wielkich Kościołów? A może oni znaleźli tam wartości chrześcijańskie, których nie realizują nasze Kościoły? Oto pytanie! Sekty pewnie nie tyle są zagrożeniem, ile duszpasterskimi wyzwaniami rzucanymi Kościołom.

W najstarszym pomniku literatury chrześcijańskiej z końca I wieku, Didache (Nauka Dwunastu Apostołów), kwestia zafałszowanego prorokowania jawi się w obserwacji, że nie każdy jest prorokiem, kto przemawia owiany Duchem. Jest prawdziwym prorokiem tylko ten, kto prowadzi Jezusowy tryb życia. Styl życia w sposób nieomylny dzieli rzeczywistego proroka od fałszywego. Didache wymienia szereg kryteriów wyróżniających tego ostatniego. Streszczają się one w dążeniu do osiągania własnych korzyści: gdy w mowie profetycznej prosi on o pieniądze lub żywność, gdy na jednym miejscu zatrzymuje się dłużej niż dwa dni, gdy sam nie czyni tego, czego żąda od drugich...

Również autor I Listu Jana nawiązuje do tej samej sfery; nie ustaje w eksponowaniu miłości do brata jako cechy znamionującej prawdziwego chrześcijanina.

Zamknijmy to kazanie modlitwą.

Boże,dałeś nam różne dary.|
ikomu nie dałeś wszystkiego
i nikogo nie wypuściłeś z pustymi rękami.
Każdemu dajesz cząstkę.
Dopomóż nam,
byśmy się wzajemnie nie rozkłócali,
lecz sobie służyli przy pomocy tego,
co dajesz każdemu
ku pożytkowi wszystkich.
Amen.