Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

 11 / 1992

Jezus Chrystus jest naszym pokojem. On sprawił, że z dwojga jedność powstała i zburzył w swoim ciele stojącą pośrodku przegrodę z muru nie-przyjaźni. On zniósł zakon przykazań i przepisów, aby czyniąc pokój stworzyć w sobie samym z dwóch jednego nowego człowieka i pojednać obydwóch z Bogiem w jednym ciele przez krzyż, zniweczywszy na nim nieprzyjaźń; przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy są blisko.

Ef. 2:14-17

Minęło już dwadzieścia lat od dnia, kiedy grupa przedstawicieli waszej parafii z pastorem Tedem Schappem przyjechała do Warszawy i nawiązała pierwsze kontakty z naszym zborem. Od tamtej pory minęła cała epoka. Dla was w Berlinie symbolem przemiany jest mur, którego dziś już nie ma. Dla nas w Polsce jej symbolem jest „Solidarność", dzięki której padł kolos o glinianych, jak się okazało, nogach, i mógł się rozpaść także wasz mur.

Bylibyśmy wszakże w błędzie, gdybyśmy sądzili, że drogę między nami przegradzały tylko sztucznie wzniesione mury, zasieki i pilnie strzeżone przejścia graniczne, wrogie układy polityczne i nadzór ze strony organów bezpieczeństwa. Drogę do zbliżenia przegradzała przede wszystkim pamięć wydarzeń historycznych, bolesnych doświadczeń i powstałe w ich wyniku urazy i stereotypy. Stereotyp Niemca w oczach Polaka i stereotyp Polaka w oczach Niemca. Najważniejsza przyczyna obcości między nami tkwi w nas samych. Trzeba było czasu, pracy i dobrej woli, abyśmy się wzajemnie przekonali, że naprawdę jesteśmy braćmi. A to wszystko działo się w imieniu naszego Pana, Jezusa Chrystusa; więcej, On to wszystko inspirował.

Przywozimy Wam dzisiaj pozdrowienie od naszego warszawskiego zboru, ujmując je w dwa słowa, którymi zmartwychwstały Chrystus witał się ze swoimi uczniami:Szalom alechem – pokój wam!Pan Bóg pozwala nam przychodzić do siebie wzajemnie z poselstwem pokoju, co znaczy, że możemy nie tylko pozdrawiać się tym słowem, nie tylko o nim mówić, lecz i pokój krzewić. Czyli tak ze sobą rozmawiać, tak względem siebie postępować, aby pokój rozwijał się wśród was, wśród nas i w rezultacie również między nami a wami.

Kiedy mówię POKÓJ, mam na myśli biblijne znaczenie tego słowa: hebrajskie SZALOM i greckie EIRENE. Mam na myśli pokój Królestwa Bożego, gdzie władzę sprawuje Baranek, ponieważ godzien jest ten Baranek zabity wziąć moc i bogactwo, mądrość i siłę cześć, chwalę i błogosławieństwo (Obj. 5:12). Mam na myśli pokój Królestwa Bożego, gdzie obywatelami są ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i wyprali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka (Obj. 7:14). Mam na myśli wreszcie pokój Królestwa Bożego, gdzie prawem jest Słowo Boże (por. Obj. 19: 13-16). Pokój Królestwa Bożego, o którym mówimy, wyraża doskonałość, pełnię i prawość zrealizowaną dopiero w wieczności. My zaś żyjemy ciągle jeszcze w doczesności, czyli w świecie niedoskonałym, ułomnym i skażonym. Jeżeli jednak na taki świat zstąpił sam Bóg w osobie swego Syna, to znaczy, że On chce, aby ten świat został ocalony, aby przeistoczył się w świat nowy, doskonały, pełny i prawy.

Niemal dwa tysiące lat temu spełniło się Izajaszowe proroctwo: Lud, który chodzi w ciemności, ujrzy światło wielkie, nad mieszkańcami krainy mroków zabłyśnie światłość [...] Albowiem Dziecię narodziło się nam. Syn jest nam dany, i spocznie władza na Jego ramieniu [...] Potężna będzie władza i pokój bez końca na tronie Dawida i w jego królestwie, gdyż utrwali ją i oprze na prawie i sprawiedliwości, odtąd aż na wieki. Dokona tego żarliwość Pana Zastępów (Iz. 9:1.5.6).

Bóg spełnia swoje obietnice wtedy, kiedy nadchodzi właściwa pora, i w sposób, jaki uznaje za właściwy. Wychowani w duchu biblijnym powinniśmy mieć tę świadomość, ponieważ Biblia pokazuje nam wiele przykładów, że Bóg dotrzymuje słowa, dając nam szansę uczestniczenia w swoich planach i realizowania pokoju tu, na ziemi, gdzie może odzwierciedlić się pokój Królestwa Bożego. Odzwierciedlenie to tylko odbicie, jeszcze nie rzecz sama w sobie, lecz zaledwie jej podobieństwo.Teraz widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, dopiero wówczas,czyli w wieczności, ujrzymy twarzą w twarz (por. I Kor. 13:12). Pokój między ludźmi, jeszcze niedoskonały, jest jednak możliwy. Podziały i bariery mogą zniknąć, przemoc i gwałt, fałsz i zniewolenie mogą ustąpić. Jesteśmy przecież naocznymi świadkami nagłych przemian. Tęskniliśmy za nimi, nieśmiało ich oczekiwaliśmy. I nagle stało się. Zniknęło zagrożenie, w którego cieniu żyliśmy przez dziesięciolecia i prawie już do niego przywykliśmy. Wydawało się, że tak być musi i że tak będzie. A jednak wcale nie musi i nie będzie.

Ale co w takim razie będzie? Okazuje się, że nie jesteśmy przygotowani na to, co się stało. Kiedy pękła żelazna obręcz ciasno spinająca narody i społeczeństwa, ujawniła się prawdziwa twarz człowieka, nie przysłonięta żadną maską. Nie trzeba przywoływać wydarzeń z dawnej Jugosławii ani z krajów dawnego Związku Radzieckiego, gdzie dochodzi do krwawych porachunków między ludźmi. U siebie mamy dość przykładów ohydnego oblicza ludzkiego.

Co się stało z naszą piękną, polską Solidarnością? Co się stało z aksamitem czechosłowackiej rewolucji? Co się stało z waszą niemiecką jednością i z waszymi nadziejami po obaleniu muru? Zdawało się, że gdy zniknie zagrożenie, wszędzie zapanuje pokój i dobrobyt. Tymczasem wbrew nadziejom i złudzeniom pokój jest zadaniem bardzo trudnym do zrealizowania. Żyjemy przecież na ziemi skażonej grzechem i wśród napiętnowanych nim ludzi. Dlatego u was dochodzi do rozruchów sfrustrowanej młodzieży, do ataków na uchodźców, do demonstrowania wrogich postaw wobec cudzoziemców przy aprobacie, a czasem nawet aplauzie, nacjonalistycznie usposobionych tłumów. Dlatego u nas wybuchają bezcelowe strajki, które do niczego nie prowadzą, rozpada się ludzka solidarność, jedni drugim zazdroszczą, jedni drugich pomawiają o najgorsze rzeczy, dlatego budzą się nacjonalistyczne upiory, prowadząc do antyniemieckich, antycygańskich i antyżydowskich ekscesów.

Na tym tle zarysowują się nasze zadania. Przez wydarzenia, które dzieją się dookoła nas, mówi do nas Bóg i pokazuje drogę, po której – korzystając ze zdobytych już doświadczeń – mamy się poruszać i dążyć do przewidzianego celu. On wszak powierzył nam służbę pojednania. To jest dziedzina, w której bez udziału przekonanych, zdeterminowanych, znających swoje miejsce w świecie chrześcijan niewiele da się zrobić. Wierzymy, że On jest naszym pokojem, że On zburzył w swoim ciele stojącą pośrodku przegrodę z muru nieprzyjaźni. Jeśli więc to prawda, ze Kościół, wspólnota wierzących, jest Ciałem Chrystusowym, to i w tym ciele musi rozpadać się mur nieprzyjaźni. Jak długo w obrębie chrześcijaństwa panuje wrogość i rozbicie, tak długo nie jest ono Ciałem Chrystusowym, nie jest Jego Kościołem.

Dobrze, że padł mur dzielący Berlin na dwie części, dobrze, że granica między Polską a Niemcami jest otwarta. Jak widać, to jednak nie wystarcza. Istota rzeczy nie tkwi w rzeczywistości materialnej ani w systemie politycznym – totalitarnym czy demokratycznym. Źródło podziału między ludźmi znajduje się w ludzkiej duszy. Fundamenty murów nienawiści kryją się w naszych sercach. Dlatego właśnie potrzeba nam odnowy, nowego narodzenia w duchu Chrystusowym. Jezus Chrystus jest kamieniem węgielnym, na którym wspiera się cała budowa. Na Nim będziemy budować nowe stosunki między ludźmi, ponieważ przyszłość naszego świata zależy od tego, czy przyjmie on poselstwo pojednania. Nie mamy innego wyjścia: jeśli przyznajemy się do Jezusa Chrystusa, musimy podjąć się tej służby. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg (Ef. 2:10). Amen.

[Kazanie wygłoszone w kościele Zinzendorfa, Berlin-Tempelhof, 27 września 1992 r., z okazji wizyty w tamtejszym zborze przedstawicieli parafii ewangelicko-reformowanej z Warszawy – red.]