Drukuj

2 / 1992

Fragmenty kazania wygłoszonego przez ks. abp. Józefa Kowalczyka, nuncjusza apostolskiego, na nabożeństwie ekumenicznym w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie, dnia 6 stycznia 1992 r., w święto Epifanii

...Wyrażam swą szczerą radość, że mogę jako nuncjusz apostolski spotkać się z Braćmi i Siostrami ożywionymi pragnieniem dążenia ,,do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa" – jak powiada Apostoł Paweł w Liście do Efezjan (por. 4:13). Serdecznie dziękuję Wielce Czcigodnemu Bratu Zdzisławowi Trandzie, biskupowi Kościoła Ewangelicko-Reformowanego, za zaproszenie mnie do udziału w tym nabożeństwie ekumenicznym.

Wszak ..modlitwa jest węzłem, który jednoczy nas najskuteczniej" – przypomniał Ojciec Święty Jan Paweł II w Orędziu na XXV Światowy Dzień Pokoju. [...] „Zmysł religijny i duch modlitwy nie tylko wspomagają nasz wewnętrzny wzrost, ale także pozwalają nam lepiej zrozumieć właściwy sens naszej obecności w świecie".

Właśnie głębszemu rozumieniu roli wierzących w jednoczącej się. mimo różnych trudności, Europie poświęcony był zakończony niedawno Synod Biskupów, na który zaproszeni zostali także przedstawiciele innych wyznań chrześcijańskich. Na wszystkich bowiem Kościołach chrześcijańskich spoczywa wspólna odpowiedzialność za świadectwo Ewangelii wobec świata.

W homilii wygłoszonej 14 grudnia ub.r. podczas Mszy Św. na zakończenie prac Synodu Ojciec Święty postawił dramatyczne pytania: „Jak winniśmy błagać i wzywać starą i zawsze nową Europę: pozwólcie pogodzić się z Bogiem?! W tej Europie, która pragnie jedności, jest tyle niepokojów, tyle zagrożeń i napięć, aktualnych i potencjalnych, które zmierzają w kierunku przeciwnym do tego, jakiego chciał Chrystus. Czy Kościołowi uda się stać promotorem prawdziwego pokoju? Czy zasłuży sobie na błogosławieństwo przeznaczone dla »czyniących pokoju? Czy będzie w stanie to pojednanie, jakim Bóg pojednał świat ze sobą, przenieść na stosunki międzyludzkie i międzynarodowe? A jest to kluczowe pytanie dla przyszłości Europy i świata. Pytanie zasadnicze także dla misji Kościoła „.

Drodzy Bracia i Siostry, spróbujmy tego wieczoru choć w jakimś stopniu znaleźć odpowiedź na kartach Pisma Świętego na powyższe pytania. Z racji obchodzonej dziś uroczystości Epifanii, czyli Objawienia Pańskiego, Kościół proponuje nam fragment Ewangelii według Św. Mateusza mówiący o Mędrcach przybyłych do Jerozolimy, ponieważ ujrzeli na Wschodzie gwiazdę nowo narodzonego króla żydowskiego. Gdy opuścili dwór Heroda, Bóg poprowadził ich do wielkiego celu. W świetle gwiazdy znajdują oni w ubogim domu Dziecię, któremu składają hołd jako Bogu: „upadli na twarz i oddali Mu pokłon". Taki czołobitny hołd, nazywany po grecku „proskynesis", wyrażał adorację, najwyższe uwielbienie i całkowite poddanie. Był on w Nowym Testamencie zastrzeżony tylko dla Boga, dlatego ilekroć usiłuje się adorować kogoś, kto nie jest Bogiem, reakcja Ksiąg Nowego Przymierza jest natychmiastowa: „Bacz, abyś tego nie czynił (...), Bogu samemu złóż pokłon!" (por. Obj. 19:10: 22:9: Dz.14:13 n.).

Aleksander Pronzato w swoich „Niewygodnych Ewangeliach" czyni w związku z pokłonem Mędrców ze Wschodu taką uwagę: „Dziwne. Bóg poświęcił 4000 lat na przygotowanie narodu wybranego. I kiedy Mesjasz przyszedł, w pierwszej uroczystej adoracji wzięli udział ludzie obcy temu ludowi, poganie".

Dlaczego tak się stało? Może dlatego, że Herod, a z nim mieszkańcy Jerozolimy, a nawet arcykapłani i uczeni w Piśmie byli tak bardzo zajęci mówieniem o Mesjaszu, iż nie pozwolili Bogu na bycie Bogiem. Nie mówiło się o Nim ku Jego czci, lecz dla własnej czci. Zabrakło adoracji Boga. pokornego oddania czci. W klimacie wielkich dysput Bóg niepostrzeżenie schodził na drugi plan.

...Czy współcześni ludzie nie są przypadkiem podobni do mieszkańców Jerozolimy? Czy nie popełniają tego samego błędu, co oni? Ludzie naszego pokolenia, podobnie jak tamci, mogli poznać Boga i faktycznie Go poznali. Poznali mniej lub bardziej wyraźnie, że Bóg istnieje. Ale nie oddali Mu czci i hołdu, jaki się należy Bogu. Woleli oddać cześć samym sobie [...]. Od epoki Oświecenia, i później, bardzo wiele mówiło się i pisało o Bogu. [...] Dysputowało się o Nim tak intensywnie, iż w pewnym momencie zatracono zmysł tego, że o Bogu nie można mówić bez oddawania Mu równocześnie czci, bez pozwolenia Mu na bycie Bogiem. Zabrakło doksologii, adoracji, pokornego dziękczynienia – zabrakło po prostu pokornej modlitwy.

Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest wyniesienie poszukiwania prawdy do rangi wartości najwyższej, przewyższającej nawet samą prawdę. Już Pismo Św. gani takich, „co to zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy" (por. II Tym. 3:7). Mamy tu bowiem do czynienia z zakamuflowaną próbą trzymania Pana Boga w szachu. W takiej sytuacji człowiek może spędzić całe życie na poszukiwaniu Boga, nie oddając nigdy czci Bogu i nie pochylając się przed Nim, nie zginając przed Nim ani na chwilę swych kolan. W tym kontekście. Bracia i Siostry, postawa trzech Mędrców, wędrownych „intelektualistów" z odczytanej Ewangelii, którzy po mozolnym poszukiwaniu prawdy „upadli na twarz i oddali pokłon" Jezusowi – Prawdzie, która „stała się Ciałem" – jest szczególnie wymowna.

O Słowie Bożym zostało napisane, że wyrywa ono i obala, niszczy i burzy, aby budować i sądzić (por. Jer. 1:10). Podobnie postępuje ono i w naszym przypadku. Nie ogranicza się do ukazania zła, lecz ofiaruje również środek zaradczy. Skoro ziem jest nie rozpoznać Boga jako Boga, zatem lekarstwem przeciw temu złu jest modlitewna adoracja, gdyż jedynie ona, jako zastrzeżona wyłącznie Bogu, świadczy w sposób adekwatny, że uznaje się Boga „jako Boga", siebie samych zaś jako stworzenia Boże.

...Rodzi się pytanie, na czym właściwie polega adoracja i w czym się przejawia? Adoracja jest intuicją wielkości, majestatu, piękna a zarazem dobroci i obecności Bożej, która zapiera dech człowiekowi. Jest to coś w rodzaju rozbicia okrętu na bezbrzeżnym i bezdennym oceanie Bożego majestatu.

Skuteczniejszym od jakiegokolwiek słowa wyrazem adoracji jest milczenie. Mówi ono bowiem samo przez się, że rzeczywistość nazbyt przewyższa wszelkie słowo. Stąd adorować. według wspaniałego powiedzenia św. Grzegorza z Nazjanzu, znaczy wznosić ku Bogu „hymn milczenia" („Carmina", 29.PG 37, 507).

Adorować Boga jest nie tyle obowiązkiem, powinnością, ile raczej przywilejem, co więcej – potrzebą serca ludzkiego. Człowiek potrzebuje czegoś majestatycznego, aby móc to kochać i adorować. To nie Bóg zatem ma potrzebę, aby być adorowanym, lecz my, ludzie, odczuwamy konieczność adorowania Go. Mylił się zupełnie F. Nietsche, kiedy określał biblijnego Boga jako „przybysza ze wschodu, żądnego honorów w swym niebieskim pałacu" („Wesoła wiedza", nr 135).

Epifania, jako święto Boga objawiającego się w historii człowieka. Boga wchodzącego w aktualny moment naszych dziejów, zaprasza więc ludzi żyjących u schyłku drugiego tysiąclecia ery chrześcijańskiej do przyjęcia wobec Boga, który w Jezusie Chrystusie stal się Człowiekiem, postawy pokornej adoracji trzech ewangelicznych Mędrców.

Jest rzeczą pilną i niezbędną. Najmilsi, aby ożywić w kulturze zachodniej zmysł oddawania czci należnej Bogu, i to nie tylko w pobożności indywidualnej, ale również w duszpasterstwie, w sposobie uprawiania teologii, a przede wszystkim w ewangelizacji. Najskuteczniejszą wszak ewangelizacją jest ta, która wyrasta z adorowania i do adoracji Boga prowadzi. Ludzie potrzebują żywego kontaktu z Bogiem, a nie tylko słów o Bogu. Odczuwają pragnienie Nieskończoności i Wieczności. Tego właśnie szukają często po omacku w nowych formach religijności pozabiblijnej.

Jednym z momentów, który historycy przyjmują za początek pierwszej ewangelizacji Europy po tzw. najazdach barbarzyńców, był chrzest króla Franków Chlodwiga, przyjęty z rąk św. Remigiusza. Miało to miejsce w Reims, w noc Bożego Narodzenia 498 lub 499 roku. Słynne są słowa wypowiedziane przy tej okazji przez świętego biskupa: „Łagodnie pochyl głowę, Sygambrze; czcij odtąd to, co paliłeś, a pal to, co czciłeś" (św. Grzegorz z Tours: „Historia Francorum", 11,31).

...Jest czymś bardzo wymownym, że u początków ewangelizacji Europy znajdujemy te właśnie słowa: „Łagodnie pochyl głowę i adoruj!". Potrzebny dziś byłby ktoś, kto miałby autorytet i świętość Remigiusza, Bonifacego, Gallusa, Kolumbana i innych wielkich pionierów ewangelizacji naszego kontynentu, by powtórzyć te same słowa: „Pochyl głowę, dumny Europejczyku, i adoruj swego Stwórcę! Ty także spal twe bożki i idole, które sprawiają, iż powracasz do pogaństwa, od którego niegdyś się wyzwoliłeś".

Tego wieczoru jesteśmy gośćmi Braci protestantów. Chciałbym przypomnieć przeto obok głosu św. Remigiusza inny potężny głos, który wyszedł z łona ich Wspólnoty w czasach Oświecenia. Jest to glos niemieckiego poety i mistyka Gerharda Tersteegena (1697-1769), uświadamiający mieszkańcom naszego kontynentu, zachłyśniętym prądami oświeceniowymi, potrzebę adoracji Stwórcy człowieka:

„Bóg jest tu obecny, pójdźmy i adorujmy Go...
Bóg jest tu pośrodku, niech wszystko w nas zamilknie...
Ktokolwiek Go wyznaje.
ktokolwiek czci Jego imię.
niechaj zniży swój wzrok na ziemię,
a serce ku Niemu zwróci".

Słowa te śpiewa się w Niemczech zarówno w kościołach protestanckich, jak i katolickich.

Drodzy Bracia i Siostry, czytamy w czternastym rozdziale księgi Apokalipsy, ze anioł lecący przez środek nieba wolał donośnym głosem do mieszkańców ziemi: „Ulęknijcie się Boga i dajcie Mu chwalę (...). Oddajcie pokłon Temu, co niebo uczynił i ziemię" (por. Obj.14:7). Dałby Bóg, ażeby chrześcijańskie Kościoły Europy, odłożywszy na bok wielowiekowe podziały i dyskusje, które niewiele mają wspólnego z czcią Boga, umiały w braterskiej zgodzie stać się na ziemi echem tego anielskiego wołania i powtórzyć współczesnym ludziom: „Ulęknijcie się Boga i dajcie Mu chwalę. Oddajcie pokłon Temu, co niebo uczyni! i ziemię!"