Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10/1991

Jezus powiedział do tych, którzy pokładali ufność w sobie samych, że są usprawiedliwieni, a innych lekceważyli, to podobieństwo: Dwóch ludzi weszło do świątyni, aby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik...
                                                                          [Łuk. 18: 9-14]

Czy musimy ciągle na nowo odczytywać tę przypowieść o faryzeuszu i celniku, tekst tak dobrze nam znany? Zda się, że każde jego słowo mamy głęboko zakodowane w pamięci, więc po co? Otóż jest to jeden z takich tekstów, który powinniśmy mieć nie tylko zakodowany w pamięci, ale i zakorzeniony w sercu, tak aby zawarte w nim przesłanie nasyciło nasz sposób myślenia i w sposób naturalny kształtowało nasze stosunki z innymi ludźmi w każdej dziedzinie życia.

Ewangelista Łukasz dodaje od siebie uwagę, że Jezus skierował swoje słowa do określonej grupy ludzi, mianowicie do tych, którzy o sobie mieli wysokie mniemanie, a innych lekceważyli. Nie odkładajmy więc tego fragmentu Ewangelii na bok ani nie przymierzajmy go do kogoś, kogo bardzo nie lubimy, a kto akurat pasuje nam jak ulał do postaci faryzeusza. Nie róbmy tego, bo Jezus mówi to właśnie do Ciebie i do mnie. Przypomina nam, że mamy być prości, skromni i nie mieć o sobie zbyt wysokiego mniemania. Pycha jest jedną z tych cech, które w Jezusie wywoływały tak niezwykły u Niego stan gniewu. Na nic chyba nie reagował On tak ostro, jak na wynoszenie się jednych nad drugich. A jest to przecież cecha bardzo wśród nas rozpowszechniona. Ostatnio coraz częściej słyszymy i czytamy o rozmaitych osobach, które strojąc się w chrześcijańskie piórka, z dumą, jak pawie, obnoszą swe kolorowe ogony, dzieląc ludzi na lepszych i gorszych. Tymczasem Jezus przypomina wszystkim chrześcijanom o tym, aby myśleli o sobie z umiarem i z wielką skromnością. I jeszcze jedno. Posługiwanie się imieniem Bożym, Jezusowym (np. przymiotnikiem „chrześcijański”) do pokrywania różnego rodzaju poczynań, co miałoby nas pozytywnie odróżniać od ludzi minionego, pogardzanego systemu, nosi wszelkie cechy nadużycia, o którym mówi trzecie przykazanie: „Nie będziesz nadużywał imienia Pana, Boga twego, gdyż Pan nie zostawi bez kary tego, kto nadużywa Jego imienia”.

Na wierzeniach religijnych można dzisiaj zrobić dobry interes. Wystarczy powołać się na „społeczną naukę Kościoła”, nazwać ugrupowanie polityczne lub przedsiębiorstwo „chrześcijańskim” i już zacząć zbierać określone korzyści – polityczne lub materialne. Trudno zliczyć, ile partii posługuje się obecnie chrześcijańskim szyldem. Ich przywódcy liczą widać, że zyskają wiarygodność i poparcie przy wyborach.

Jaskrawym przykładem z tej dziedziny jest zorganizowany w maju zeszłego roku w Cieszynie „Kongres Biznesu Chrześcijańskiego” pod hasłem „Prosperity and Jesus”. Dowiadujemy się z prasy, że głównymi animatorami i uczestnikami tego „biznesu” byli, niestety, protestanci różnych wyznań. Jak widać, wyznanie wcale nie chroni przed tak niefortunnymi pomysłami. Ujawnienie w prasie tej sprawy ma jednak i dobre strony. Krytykując mianowicie protestantów nie narażamy się na zarzut stronniczości i złośliwego wytykania cudzych błędów, czyli wydłubywania źdźbła z katolickiego oka. Przeciwnie, zmuszeni jesteśmy do znalezienia belki we własnym.

Wróćmy jednak do naszych dwóch mężczyzn z przypowieści: zadowolonego z siebie pyszałka z pierwszej ławki i starego grzesznika, który nie śmie posunąć się do przodu. Czy Jezus sprawiedliwie ich ocenia? Jak my byśmy na nich spojrzeli, gdybyśmy nie znali zdania Jezusa?

Ten pierwszy robi wszak wrażenie człowieka wzorowego nie tylko we własnych oczach. Faryzeusz, a więc ktoś, kto należy do niewzruszonej opozycji wobec narzuconego przez obcych systemu, ponadto zachowuje wierność (i to jaką!) swojej religii, łączy wyznanie z narodowością, demonstruje gorący patriotyzm, stawia opór nie tylko pogańskiemu ateizmowi, ale i obcej dominacji. Czyż można znaleźć lepszy wzór do naśladowania?

Ten drugi zaś nie ma właściwie nic na swoją obronę. Celnik, a więc ktoś, kogo obecnie nazwalibyśmy kolaborantem, skorumpowanym urzędnikiem z nomenklatury, dorobkiewiczem, który zdobył majątek na oszustwie, sprytnych interesach, lukach w prawie i na przychylności okupacyjnej władzy, której się gorliwie wysługiwał. Jakże więc go nie zdemaskować, nie potępić, nie postawić pod pręgierz opinii publicznej?

Tymczasem Jezus pierwszemu wystawia negatywne świadectwo, a drugiemu okazuje sympatię. Czy przypadkiem się nie pomylił? Przecież jego oceny drastycznie różnią się od naszych. Czyżby stosował inne kryteria? Tak, Jego kryteria są zupełnie inne. Warto w związku z tym przypomnieć zdanie związane z poszukiwaniem przez Samuela kandydata na następcę Saula, króla izraelskiego: „Bóg nie patrzy na to, na co patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce” (I Sam. 16:7).

We wstępie do naszej przypowieści Łukasz stawia sprawę jasno. Chodzi w niej o ludzi, którzy są pewni siebie, zadufani w swej sprawiedliwości i z tego powodu gotowi z poczuciem wyższości i lekceważeniem patrzeć na innych. Będąc chrześcijanami zachowujemy się tak, jak byśmy nie znali przypowieści o faryzeuszu i celniku, co gorsza, jak byśmy ją całkowicie ignorowali. Czy nie dlatego właśnie jedni drugimi pogardzamy? Ewangelicy z samego faktu, że należą do Kościoła, którego nauka opiera się na „czystym Słowie Bożym”, z góry patrzą na katolików, uznających „pogańskie zabobony”, jedni i drudzy lekceważą prawosławnych, jako „ciemny Wschód”. Wszyscy razem zaś wynosimy się nad ludzi niewierzących, uważanych z tego powodu za zdolnych do wszelkiej niemoralności.

Niestety, belka we własnym oku ogranicza pole widzenia i nie pozwala dostrzegać wielkich często wartości pielęgnowanych przez innych w ich odmiennej kulturze i tradycji.

Tymczasem zastosowanie do siebie kryteriów Jezusowych każe zupełnie inaczej spojrzeć na świat. Warto i trzeba głęboko się zadumać nad tym, dlaczego Ewangelia tak znikomy wpływ wywiera na nasze postępowanie lub raczej dlaczego jej wpływowi nie chcemy się poddawać, dlaczego to my zawsze wiemy lepiej. Niestety, ciągle na nowo zrywamy owoc z drzewa wiadomości złego i dobrego. Sami chcemy ustanawiać kryteria postępowania, jakie są nam wygodne. W rezultacie sprzeniewierzamy się samym sobie. Bogu, Ewangelii, nieustannie łamiemy trzecie przykazanie, nadużywając imienia Bożego i tego wszystkiego, co powinno być święte.

Starajmy się na nowo odczytać tę dobrze nam znaną przypowieść i bez żadnych manipulacji odnieść jej treść do siebie, zatrzymać się tam, z tyłu, w przedsionku i nie śmiąc podnieść dumnych oczu, razem z celnikiem uderzyć się w pierś i za nim powtórzyć: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Amen.