Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 5/1990

Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który według wielkiego miłosierdzia swego odrodził nas ku nadziei żywej przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, ku dziedzictwu nieznikomemu i nieskalanemu, i niezwiędłemu, jakie zachowane jest w niebie dla was, którzy mocą Bożą strzeżeni jesteście przez wiarę w zbawienie, przygotowane do objawienia się w czasie ostatecznym.

(I Ptr. 1:3-5)

Okres pomiędzy świętami Zmartwychwstania Pańskiego a Zesłaniem Ducha Świętego przywodzi nam na pamięć zarówno wydarzenia bezpośrednio wiążące się z działaniem Zmartwychwstałego – Jego spotkania z uczniami, Jego nauki i obietnice, zwłaszcza te, dotyczące zesłania i roli Ducha Świętego – jak też świadectwa biblijne mówiące o znaczeniu zmartwychwstania. Do takich właśnie świadectw należy przytoczony wyżej fragment I Listu Piotra.
Apostoł zaczyna od słów uwielbienia dla Boga, ma bowiem wiele powodów, aby to uczynić. U boku Jezusa Chrystusa przebył długą drogę i wiele doświadczył. Doznał cudu oświecenia: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego”, i goryczy zwątpienia: „Miej litość nad sobą, Panie! Nie przyjdzie to na Ciebie!”; raz dufnie zapewniał: „Choćby wszyscy się zgorszyli z Ciebie, ja się nigdy nie zgorszę (...), choćbym miał nawet umrzeć z Tobą, nie zaprę się Ciebie”, by w zaledwie kilka godzin później małodusznie ratować się kłamstwem i wypieraniem się: „Nie znam tego człowieka”, „nie wiem, co mówisz”. A przecież tak blisko był związany z Jezusem więzami miłości... Jego ukrzyżowanie, a potem zmartwychwstanie wstrząsnęły nim do głębi, głęboko też przeżył spotkania i rozmowy ze Zmartwychwstałym. Reszty dopełniło zesłanie Ducha Świętego i bogate doświadczenia w pracy apostolskiej. Ma więc za co wielbić Boga i daje temu wyraz w swoim liście. Pisze o miłosierdziu, odrodzeniu, nadziei, zbawieniu i dziedzictwie, a wszystkie te pojęcia wiąże z dziełem Zmartwychwstałego.
Powstaje pytanie, ile my miejsca poświęcamy na uwielbianie Boga? Czy jesteśmy świadomi, że wszystko, co otrzymaliśmy w osobie Jezusa Chrystusa, jest wynikiem wielkiego Bożego miłosierdzia? Bo oto ja, człowiek grzeszny, doznaję przebaczenia, usprawiedliwienia i pojednania; ja, człowiek pełen niepokoju i zgryzot, odnajduję pokój z Bogiem i doświadczam Jego pokoju, przewyższającego wszelkie zrozumienie; ja, człowiek słaby, doznaję mocy i wspaniałości nowego, odrodzonego życia; ja, człowiek wątpiący i pozbawiony nadziei, odkrywam przed sobą nową przestrzeń dla nadziei niezłomnej.
A wszystko to następuje dzięki Bożemu miłosierdziu, uobecnionemu w ukrzyżowanym, zmartwychwstałym i działającym w mocy Ducha Świętego Jezusie Chrystusie. On jest źródłem i twórcą istotnych przemian w człowieku. Kto sądzi, że może sam' siebie odrodzić, zmienić lub przeobrazić swoje życie, ten karmi się złudzeniami. Apostoł Piotr mówi: „Błogosławiony Bóg odrodził nas...” Ze wszystkich sformułowań Pisma Świętego odnoszących się do odrodzenia człowieka wynika jednoznacznie, że jest ono wyłącznie dziełem Boga, następstwem całego łańcucha ważnych wydarzeń: ukrzyżowania, zmartwychwstania i obdarowania mocą Ducha Świętego.
Jaka jest rola człowieka w tym procesie? Czy sprowadza się do biernego wyczekiwania? Nie, Pismo Święte wzywa nas do wychodzenia naprzeciw Bożemu działaniu. Na czym ma to polegać? Na rozpoznaniu własnej sytuacji przed Bogiem, na przyjściu pod krzyż i wyznaniu grzechów, i wreszcie – na przyjęciu przebaczenia i pojednania. Nasze działanie to zaakceptowanie Bożego zbawczego dzieła i poddanie się działaniu twórczej, odradzającej mocy Ducha Świętego. W tym miejscu spotyka się i splata ze sobą działanie Boga i człowieka.
Apostoł Piotr ukazuje nam ostateczny cel Bożego działania, Bożego miłosierdzia, odrodzenia, nadziei. Jest nim dziedzictwo zachowane dla nas w niebie. Apostoł określa je jako nieznikome, czyli niezniszczalne, trwałe; jako nieskalane,, czyli nie skażone grzechem i złem; jako niezwiędłe, czyli nic nie tracące na wartości i pięknie. W przeciwieństwie do egzystencji doczesnej, nietrwałej i przemijającej, która jest jak namiot (II Kor. 5:1), w przeciwieństwie do życia pełnego zła i grzechu, w przeciwieństwie do tego, co z upływem czasu powszednieje lub
staje się niepotrzebne, dziedzictwo w niebie jest oazą niezniszczalności i trwałości i nieprzemijającego piękna.
Nie chciałbym, aby powstało wrażenie, że posłużyłem się słowami Apostoła w celu udzielenia taniej pociechy: że oto po tym marnym życiu ziemskim, po nieustannej konfrontacji ze złem i grzechem czeka nas wspaniałe dziedzictwo w niebie, wolne od grzechu, wolne od przemijania, wolne od wszelkiego blichtru, pełne prawdziwych wartości i piękna... Nie o to chodzi. Piotr wcale nie patrzy tak jednostronnie na życie i jego cel. Gdy czytamy dalej jego listy, przekonujemy się, że wiele miejsca poświęca w nich następstwom życia odrodzonego jeszcze na tej ziemi i mocno podkreśla świętość we wszelkim postępowaniu, uświęcenie dusz przez posłuszeństwo prawdzie ku nie-obłudnej bratniej miłości, odrzucenie wszelkiej złości, zdrady i obłudy, zazdrości i obmowy, rozgłaszanie cnót Tego, który powołał nas z ciemności do cudnej swojej światłości, prowadzenie wśród pogan nienagannego życia, słowem – temu, jak być gorliwym rzecznikiem dobrego... Można by cytować jeszcze wiele innych jego wypowiedzi świadczących o tym, jak mocno zwiastowanie apostolskie osadzone jest w ziemskiej cząstce przyobiecanego dziedzictwa.
Mimo wszelkich ułomności ziemskiej egzystencji, nie wolno zapominać, że dziedzictwo na ziemi zostało nam, chrześcijanom, dane jako teren działania, czyli służby pojednania, miłości, sprawiedliwości, dobra, życzliwości, braterstwa – po to, abyśmy współtworzyli życie godne tego miana, abyśmy byli współpracownikami Boga. Dziedzictwo, na ziemi to także środowisko naturalne człowieka – jego środowisko biologiczne i psychiczne. Dbałość o lepszą jakość życia na ziemi należy zatem do naszego powołania i stanowi zadanie do spełnienia.
Odwoływanie się do obietnicy dziedzictwa w niebie nie może być również wykorzystywane jako tania pociecha udzielana w naszej obecnej sytuacji gospodarczej i społecznej. Daleki jestem od tego, aby wygłaszać naiwne sądy w rodzaju: nic to, że teraz jest ciężko, że przed nami jeszcze wiele komplikacji, nic to, że coraz więcej ludzi żyje w biedzie czy nędzy, nic to, że grozi wzrastające bezrobocie, nic to wszystko, bo czeka nas nagroda – dziedzictwo nieprzemijające, nieskażone w niebie.
Trzeba natomiast powiedzieć, że ponosimy teraz określone, niezwykle dotkliwe, konsekwencje niesprawiedliwego, okrutnego systemu, który nazwał siebie systemem „sprawiedliwości społecznej”. Przeżywamy straszne skutki tego, do czego doprowadzili ludzie temu systemowi podporządkowani, gotowi bez wahania wykazać pancerną pięścią, że „ten okręt jest niezatapialny”, pod warunkiem oczywiście, że mieliby na to dość siły i że okręt sam wcześniej by nie zatonął.
Trzeba również powiedzieć, że musimy przez ten trudny czas przejść z cierpliwością i wytrwałością, świadomi potrzeby wyrzeczeń i ofiar. Radość często rodzi się z ofiary, podobnie jak droga do radości zbawienia prowadzi przez ofiarę Chrystusa.
Czas wyrzeczeń i ofiar to zarazem czas pomocy i współczucia, a one zawierają w sobie element budzenia nadziei w tych wszystkich, którzy przeżywają zwątpienie, a niekiedy nawet rozpacz. Jako chrześcijanie musimy wykazywać czujną dbałość, aby to, co się teraz w naszej ziemskiej ojczyźnie buduje i kształtuje, było jak najbliższe sprawiedliwości dla wszystkich. I o to też musimy się modlić.
Kończąc proponuję, abyś, Czytelniku, pomyślał, co oznaczają dla Ciebie osobiście – dla twojego życia, działania i dla całej twej przyszłości – słowa apostoła Piotra: „Mocą Bożą strzeżeni jesteście przez wiarę w zbawienie...” Amen.