Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 7–8/1981, s. 26–28

 

... Jest oczywiste, ze istota zbawienia nie polega na spożywaniu elementów Wieczerzy Pańskiej; gdyby tak, byk, wówczas uczniowie Chrystusa, spożywając Jego ciało, byliby już w posiadaniu rzeczy najważniejszej, a cierpienie na krzyku byłoby zbyteczne.

Nawet spożywane dosłownie ciało Pana nigdy nie przynosiłoby z sobą tego, co wy, luteranie, twierdzicie, mianowicie pokrzepienia serca, obcowania z Ewangelią i odpuszczenia grzechów [...]. Wierzymy [...], że twierdzenie o dosłownym spożywaniu ciała Chrystusa w Wieczerzy Pańskiej jest prawdziwą zarazą [...]. Środkiem uzdrawiającym rany grzechów jest pokładanie ufności w Chrystusie, Synu Bożym, a nie spożywanie Jego ciała. Obietnica zbawienia związana została z wiarą a nie ze spożywaniem ciała, chyba że byłoby to spożywanie symboliczne – co jest niczym innym jak wiarą...

Chrystus nie nakazał jeść ciała na pamiątkę swego ciała, lecz spożywać chleb i, odpowiednio, kielich jako symbol, na pamiątkę swego ciała, to znaczy – swego cierpienia i śmierci. Jeśli ciało jest obecne w sposób duchowy, to znaczy jeśli sercem wierzymy w zmarłego za nas Chrystusa, wówczas nie ma miejsca na niezgodność miedzy nami. Albowiem ową obecność podkreślamy tak energicznie, że ona sama wystarcza nam do rozstrzygnięcia sporu. Gdy jednak twierdzić będziecie, że chodzi tu o obecność naturalną, wówczas rozwieje się wszelka nadzieja pokładana w tym dowodzie. Albowiem jak przez wiarę Bóg nie staje się obecny w sposób „naturalny”, tak też ciało Chrystusa nie stanie się przez wiarę obecne w sposób „naturalny”...

Tomasz nie chciał wierzyć, że Chrystus powstał z martwych (Jan 20:24n). Gdyby jednak wierzył, że podczas Wieczerzy Pańskiej spożywa ciało Chrystusa, wówczas nie mógłby tak

uporczywie trwać w swoim niedowiarstwie. Tak samo Jakub napomina, że jeśli kto między nami choruje, starsi winni się udać do niego, modlić się za niego i namaścić go (Jb 5:14). Dlaczego nie powiedział: powinni z nim dzielić ciało Chrystusa? Zwłaszcza gdy twierdzi się, że przez to spożywanie wiara zostaje wzmocniona, a grzechy odpuszczone? Nadto: „jedna wiara, jeden chrzest” – powiada. Paweł (Ef. 4:5); dlaczego nie wspomina o spożywaniu ciała Chrystusa? Gdyby dla Kościoła było niezbędne dosłowne spożywanie ciała Chrystusa, Paweł nie omieszkałby powiedzieć: „jemy jedno ciało Chrystusa, by stać się Jego jednym ciałem” [...]. Nigdy nie wyciągaliśmy wniosku, że słowo „jest” pojmować należy w sensie „oznacza” […]. Chciałem tylko pokazać, że „jest”, w sensie „oznacza”, nie jest obce Pismu świętemu...

Nie jest sprawą bagatelną, gdy się naucza, że przez dosłowne spożywanie ciała uwrażliwia się sumienie, zostają odpuszczone grzechy, istotnie obecne staje się to, co się zwiastuje w słowie, i – co jest najbardziej bezbożne – że ten chleb, to ciało lub ten sakrament trzeba adorować. Następstwem wiary, że przez spożywanie ciała uwrażliwia się sumienie, jest jej utrata, gdyż wiara taka nie ma żadnego oparcia w Słowie Bożym. Przeciwnie, kto ufa Chrystusowi, ten nie jest głodny i spragniony.

Walka toczy się o to, czy Chrystus, wypowiadając sława: „to jest ciało moje”, chciał podać swoje rzeczywiste ciało. Nie wolno nam nazywać kacerzami tych, których nie pokonaliśmy argumentami Pisma świętego.

Główną sprawą jest dla nas to, że ciała Chrystusa nie przydaje się na nic przy spożywaniu Wieczerzy Pańskiej. Wynika z tego natychmiastowy wniosek: nie zostało ono dane do jedzenia; a zatem słowa Chrystusa: „to, jest ciało moje”, zostały wypowiedziane w innym sensie niż ten, że dał swoje ciało do jedzenia. Bynajmniej nie chodzi o to, czy osobiście bierzesz chleb do ręki i odłamujesz niezbędny kawałek, czy też każesz sobie podać kawałek przez kogo innego i wkładasz do ust. Tutaj niech każdy zbór zachowa swój zwyczaj, o ile tylko w zasadniczej sprawie zachowuje jedność; nie chcemy być bardziej zabobonni niż Papiści. W rzeczach zewnętrznych panują w różnych biskupstwach różne zwyczaje, lecz z tego powodu nie wywiązał się spór. Chodzi o symbole; te chcemy traktować w sposób Czcigodny i pełen szacunku, lecz nadal nie ma powodu, by ze względu na nie wywoływać niepokój. Królestwo Boże to sprawiedliwość, pokój i radość, a nie pokarm i napój. Pobożni muszą żyć pobożnie i świątobliwie, i na tym koncentrować wszystkie swoje wysiłki; nie wolno tak gwałtownie spierać się o rzeczy, które nie mają związku ze sprawiedliwością. Dlatego ubolewam z powodu tego sporu z wami, mimo że posprzeczaliśmy się o godną sprawę; rzeczą niepobożną jest bowiem twierdzenie, że spożywanie sprawia odpuszczenie grzechów, wzmacnia wiarę, w sposób naturalny uobecnia to, co bywa zwiastowane tylko w słowie; i tym podobne. Mimo to, przykro mi z powodu tej sprzeczki...

Co do I Kor. 10:16n: w tym miejscu „społeczność” i „ciało” należy rozumieć nie z punktu widzenia rozdzielenia ciała Chrystusa, lecz samych ludzi, którzy częściowo przez udział w ofierze składanej bałwanom tworzą ciało i społeczność z bałwochwalcami, a częściowo podczas uczty dziękczynnej stają się zgromadzeniem, Kościołem, ciałem, społecznością z czcicielami Chrystusa. Kto uczestniczy w jednym ciele, nie może należeć do drugiego. My, wielu z nas lub zgromadzenie, jesteśmy jednym chlebem i jednym ciałem. W tym sensie Paweł nazywa nas „społecznością”, to znaczy – ludem krwi Chrystusowej; nie mówi, że udzielana jest nam krew; raczej, że jesteśmy ciałem, społecznością i zgromadzeniem krwi Chrystusowej. Nie mówi też, że udzielane jest nam ciało Chrystusa; raczej, że mamy w nim udział, to znaczy – jesteśmy społecznością i zgromadzeniem ciała Chrystusa. W ten sposób maże szczęśliwie przeprowadzić swój dowód: jeśli jesteście ciałem Chrystusa, zgromadzeniem Jego krwi, to jak możecie mieć społeczność z bałwochwalcami?! Jesteśmy zatem jednym ciałem. Czyim? Ciała i krwi Chrystusa. W jakim stopniu? O tyle, o ile zbieramy się, aby wspólnie dziękować i łamać jeden chleb. Uwielbiać wolno tylko i wyłącznie Boga, a nie ciało i krew. Przedmiotem wiary jest to, na co wiara zdaje się w sposób wyłączny, niewzruszony i zbawienny; dosłowne lub naturalne spożywanie ciała nie jest czymś takim, na co wyłącznie moglibyśmy się zdać dla naszego zbawienia. W przeciwnym razie byłyby dwie drogi zbawienia: po pierwsze śmierć Chrystusa, rękojmia miłosierdzia Bożego, po drugie cielesne spożywanie Chrystusa. O to toczy się spór.

Dzięki wierze nauczyliśmy się, że ciało nie zostało dane do jedzenia; albowiem przez wiarę wiemy, że zbawienie uzyskujemy przez Jezusa Chrystusa, że w Nim otrzymujemy wszystkie dary, że przez Niego staliśmy się synami Bożymi. Co ma wspólnego z tym wszystkim. spożywanie ciała? Na ten temat nie znaleźliśmy niczego w Piśmie świętym...

Wierzący bez trudu spostrzega, że spożywanie ciała nie jest mu potrzebne, gdyż zbawia go wiara. A jeśli chodzi o uroczystą chwilę Wieczerzy, to wystarcza, gdy serca wierzących przeżywają radość, która pochodzi z ufności pokładanej w Jezusie Chrystusie. Albowiem co się tyczy zewnętrznego symbolu, to sercu wierzącego wystarczy zupełnie, gdy wespół z bliźnim spożyje chleb i wino dla wzmocnienia wiary, miłości, społeczności, czyli Kościoła Chrystusowego.

Ciało i duch są przeciwieństwami; ty jednak, Lutrze, przenosisz na ciało to, co należy się duchowi [...]. Ty, Lutrze, masz dla siebie słowo, lecz nie jego sens; my także mamy dla siebie słowo, lecz zrozumieliśmy je właściwie; również papież rzymski je ma, lecz zrozumiał je fałszywie. Każdy powiada, że posiada słowo; spór toczy się o jego sens. Po naszej stronie są nie tylko pewne, nieliczne słowa, lecz cale Pisma, religia i wiara...

Jan 6:55: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem” – w tym miejscu panuje niewzruszona pewność, że „ciało” należy rozumieć w znaczeniu „natury boskiej”, gdyż sam Jezus objaśnia: tym, co ożywia, ma być duch, ciało nie zdaje się na nic.

Jan 14:3: „Wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli”. Tutaj słowa: „Ja” i „do siebie”, wskazują na ludzką, niższą naturę; gdyż według boskiej, wyższej, On był zawsze z nimi. A ty, Lutrze, twierdzisz, że ciało Chrystusa jest wszędzie? W takim razie wynikałby z tego wniosek, że gdzie jest ludzka natura Chrystusa, tam też znajdują się wybrani. Oto Twoim zdaniem Chrystus jest wszędzie, wypełnia wszystko, z tego wniosek, że i wybrani muszą być wszędzie. Jeśli więc Chrystus jest obecny cieleśnie w Wieczerzy Pańskiej, wówczas obecni są w niej też wybrani....

Boska natura Chrystusa nie może zmieniać miejsca pobytu, albowiem jest ona wszędzie i wszystko wypełnia. Słowa: „został wzięty w górę do nieba i usiadł po prawicy Boga” (Mk 14:19) – można zrozumieć tylko w odniesieniu do ludzkiej natury Chrystusa. Albowiem jak miałaby być wzięta do nieba natura boska? „Tron mój jest w niebie” – mówi On w Psalmie 11:4 [...]. Tak więc, Chrystus został wzięty jako człowiek do nieba, którego – jako Bóg – nigdy nie opuścił, lecz siedzi po prawicy Boga [...]. Wiemy, że tam siedzi, to znaczy znajduje się, jest, żyje, raduje się i napełnia radością przyjętych braci; natomiast w swoim bycie ludzkim jest ograniczony, tak że w danej chwili może przebywać tylko w jednym miejscu [...]. Chrystus sam [...] w wielu przypadkach nałożył ograniczenia na swe ciało, przede wszystkim przez swoje odejście lub przez fakt, że usiadł po prawicy; żaden nauczyciel nie mógłby w swojej filozofii nauczać lepiej, czym jest ograniczenie. Następnie Chrystus oznajmił, gdzie będzie przebywał do dnia Sądu Ostatecznego; nigdy w jakikolwiek sposób nie powiedział, że będzie przebywał gdzie indziej niż po prawicy Boga. Postępujemy więc niepobożnie, gdy szukamy Go w innym miejscu niż to, które sam wskazał...

Wieczerza Pańska jest dziękczynieniem, uniesieniem serca, wyznaniem. Pogląd nasz bez wątpienia zwycięży, lecz wskutek Twego, Lutrze, oporu, zwycięstwo będzie trudniejsze [...]. Pomyślmy o tym, że Bóg przygląda się tej walce, że głębiej wnika w sposób naszego postępowania niż w osobę. Pomyślmy o tym, że nie tylko naród niemiecki, lecz cały świat chrześcijański, nie tylko teraźniejszość, lecz wszystkie przyszłe epoki aż do końca świata będą naszymi sędziami. Spór ten osądza bardziej sprawiedliwie i świątobliwie o tyle, o ile mniej będą zdeprawowani tymi namiętnościami, które nas teraz dręczą. Czym bowiem jest teraźniejszość? Zdeprawowani namiętnością [...], tylko nieliczni myślą szczerze i uczciwie [...], niemal wszystko jest porozrywane. Da ciebie więc, przyszłe stulecie, apeluję, byś dzięki szczerości swego sądu mogło zawyrokować o naszym sporze! Jestem przekonany, że coś z tej walki do ciebie dotrze i że w możliwie małym stopniu ulegniesz namiętnościom, które były udziałem jednej i drugiej strony! Lutrze, pomyśl, że najwięksi bohaterowie zwyciężani bywali często przez przeciętnych łudzi! Wierzę, że jako ostatni ze wszystkich, wbrew woli, spieram się z Tobą. Nie sądź jednak, że bitwa jest wygrana dlatego, że przybywam późno...

 

(Amica exegesis, id est: expositio eucharistiae negotii ad Martinum Lutherum, 1527)