Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 7–8/1981, s. 24–26

Razem z tym jedynym listem skierowanym do Lutra wysłał Ulryk Zwingli swoją pracę. Amica exegesis,do której napisania skłonili go Marcin Bucer i Jan Oecolampadus bezpośrednio po pierwszej wypowiedzi Lutra w. kwestii Wieczerzy Pańskiej, wypowiedzi wymierzonej przeciw reformatorom Strasburga i Szwajcarii. Luter próbował wykorzystać wszystkie swe wpływy, aby spowodować zakaz czytania pism Zwingliego i Oecolampadusa. O tym, że Zwingli znajdował się bardziej pod wpływem osobowości reformatora niemieckiego aniżeli jego teologii, świadczy także ten list.

 

Wielce uczonemu
Marcinowi Lutrowi,
szanowanemu bratu w Panu,
łaska i pokój od Pana!

Wielce uczony Lutrze, całkiem wbrew mojej woli zmusiłeś mnie do napisania załączonej Exegesis, wktórej zupełnie otwarcie dyskutuję z Tobą, bez popadania jednak w kłótnię. Zawsze bowiem wysoko Cię ceniłem – własnego ojca nie mógłbym wyżej wynosić – chociaż dawałem temu wyraz nie tyle w osobistych listach, ile raczej działalnością publiczną; nie zaprzestanę też darzyć Cię uwielbieniem, chyba że nie zrezygnujesz z uporczywego opierania się prawdzie. Otóż w tym liście muszę raz porozmawiać z Tobą całkiem otwarcie. Niegdyś byłeś niezmordowanym badaczom Pisma świętego i co przy tej okazji wyszperałeś, o tym złożyłeś świadectwo wobec wszystkich ludzi i broniłeś go przed wszelkimi przeciwnikami. We wszystkich Twoich przeciwnikach nagromadziło się trudne do powstrzymania rozgoryczenie. Osobiście kilka razy powstrzymywałem się przed jego okazaniem, gdy sprawa [Reformacji] czyniła [u nas] systematyczne postępy. Gdy z biegiem czasu przeciwnicy naprzykrzali Ci się coraz bardziej, popadłeś w stan niepowściągliwości, który zawiódł Cię na takie bezdroża, że dzisiaj akceptujesz różne rzeczy, za które jeszcze niedawno potępiałeś swoich wrogów.

Niegdyś chciałeś wszystko pozostawić do decyzji Kościoła. Lecz teraz, o ile prawdą jest to, co się o Tobie czyta i słyszy, poruszyłeś osobiście wszystkie sprężyny, aby z moją nauką o Wieczerzy Pańskiej nie mogły zapoznać się zbory. Czy w tej sytuacji „ktoś inny z obecnych” (I Kor. 14:30) ma jeszcze możliwość przemawiania w zborze? Niegdyś potępiałeś zbrodnie papieży. Teraz troszczysz się osobiście o to, aby książęta i podobni im ludzie w sposób bezwzględny – by nie rzec: bez miary – także tam, gdzie nikt tego nie żąda, wyżywali się ogniem i mieczem nad swymi biednymi poddanymi, by wytępić i zniszczyć nie tylko buntowników, ale nawet tę niewinną garstkę, która jedynie przyjmuje naukę, jaką uważa za prawdziwą. W najczarniejszych barwach przedstawiasz nawrót czasów ariańskich. Dlaczego namawiasz książąt, by sięgali po miecz, tak jak to czyni ten łajdak Faber, Eck i cała ta horda centaurów? Dlaczego piszesz do landgrafa. Hesji, że teraz trzeba spór rozstrzygnąć mieczem? Te rzeczy, wielce uczony Lutrze, bardzo mnie bolą, nie dlatego, żebym umierał ze strachu, lecz że obawiam się, iż Twoja niecierpliwość – możesz się zgodzić z tym lub nie – przemieniła się w szaleństwo, i że chcesz sięgnąć po broń, odkąd zdajesz sobie sprawę, że swego punktu widzenia nie obronisz w świetle Pisma.

Dzieje się to w sytuacji, gdy nie zdołano dotąd obalić niczyjego poglądu w tej sprawie, przynajmniej żadnego poglądu tych ludzi, którzy mieli możność pisania o tym problemie z pełną ,swobodą. Gdyby obalono mój pogląd, wówczas nie znalazłby się nikt, kto w przypadku mojego błędu sprzeciwiłby się zdecydowanemu stanowisku Rady. Nie proponujesz też nic takiego, co – że tak powiem – byłoby godne Ciebie i religii chrześcijańskiej. Tymczasem z dnia na dzień rozszerza się poznanie prawdy. Ponieważ jednak u Ciebie nie wzrasta umiarkowanie i pokora, lecz arogancja i upór, przeto powstaje wrażenie, że dopuszczasz się podobnych spraw, jak ci, których Pan odrzucił. To przecież nie godzi się z powagą Lutra! Jeśli bowiem jest on swej sprawy tak zupełnie pewny [...], to nie zlekceważy własnych ograniczeń. Nigdy nie było tak doskonale uczonego człowieka, który wiedziałby wszystko, któremu nic by nie umknęło z pamięci, który by się nigdy nie pomylił; już w czasach naszych ojców obowiązywała maksyma: „także wielki Homer śpi niekiedy”.

Drogi Lutrze, zakładam jednak, że już od dawna nie jest Ci obca postawa: „poznaj samego siebie!”. Uznając wspólnotę i względy Ducha Pańskiego, pojmujesz przecie, że istnieje wiele rzeczy, których i Ty nie znasz. Rzeknij przeto w tej sprawie do siebie: „Jeśli nawet nie orientuję się właściwie w jakimś szczególe, to w całości orientuję się jasno i wyraźnie!” Rzecz w tym, abyś pod przymusem rezygnując z beznadziejnej obrony tej pojedynczej sprawy, nie sprowadził na całą swoją naukę może nie aż zguby, lecz z pewnością wywołał wokół niej [atmosferę] wątpliwości! Swoim zwlekaniem głęboko się bowiem oszukujesz. Pytam, czego się spodziewasz? Chcę Ci to otwarcie powiedzieć. Teraz realizujesz dzieło, w którym rezygnujesz z „naturalnego” spożywania ciała na rzecz ciała ożywianego w sposób tajemniczy mocą Ducha, wokół czego tworzysz atmosferę cudu. Obawiam się, że chcesz otoczyć je taką mgłą, aby książęta i buntownicy, zapatrzeni w jeden punkt, mogli powiedzieć: „Ciało Pana musi być rzeczywiście [obecne] w Wieczerzy Pańskiej”. Spodziewasz się tego, na próżno. Albowiem w końcu nie będziesz mógł stwierdzić niczego innego, jak tylko to, że Ciało Chrystusa tak w Wieczerzy, jak i w duszy wierzących jest obecne nie inaczej jak tylko przez kontemplację, a wychodząc poza ten pogląd głosimy czyste fantazje.

Osiągnąłeś tak wielki autorytet, że sądzisz, iż dzięki niemu uda Ci się utrzymać Twój punkt widzenia. Jest moim żywotnym życzeniem, aby autorytet ten nie został w żaden sposób uszczuplony; jeśli okaże się to niemożliwe, wówczas postaram się, by jego uszczerbek był możliwie najmniejszy.

Mówię to wszystko w formie przestrogi płynącej z serca. Znam i uznaję Twoje wysokie wykształcenie, Twoją moc ducha i przenikliwość. Lecz zarazem znam i prawdę. Gdy z jakiegokolwiek względu będziesz nadal dążył do ukrycia czy choćby tylko do powstrzymania prawdy, wówczas odważnie przeciw Tobie wystąpię. Czyż takie boje nie służą zbawieniu Kościoła Chrystusowego? Niewątpliwie tak! Albowiem będzie nam pomagał Duch Prawdy, który wiedzie nas ku wszelkiej prawdzie; On zatroszczy się także o to, by nieostrożne i nierozważne wypowiedzi, które mogą się nam wyrwać, zostały wyprostowane.

Pisałeś osobiście do landgrafa Hesji, że tę sporną kwestię powierzyłeś ocenie Boga. Zgadzam się z tym oczywiście, ale zarazem mam nadzieję, że Sędzia zdemaskuje przy okazji ludzi, którzy własną mądrość podają za boską; a gdy ten czy ów będzie próbował w obłudny sposób sprowadzić biedną trzodę na złą drogę, On do tego nie dopuści. Wielu używa w mowie wspaniałego i napuszonego stylu, lecz tylko niewielu cierpi lub dokonuje wspaniałych rzeczy ze względu na Boga. Jeśli się nie mylę, chodzi więc o to, byśmy wspólnie, Ty i ja, całą tę bezładną gadaninę i obłudę przedstawili owemu Sędziemu, chodzi o to, by zmazać wszystko, co w podnieceniu powiedziano i puszczono w obieg; chodzi o to, by zerwać maskę temu, kto swój wzrost zawdzięczając dobroci Boga, począł Nim gardzić i czcić samego siebie.

Wielce uczony Lutrze, od nas będzie zależeć, by nasze pertraktacje toczyły się bez namiętności, rzeczowo, by niczego nie wymuszano przysięgą, by nic nie opierało się na naszym autorytecie; dzięki tak zabezpieczonej drodze prawnej będziemy mogli oczekiwać na orzeczenie Sędziego. Nie chcemy, by przez nasz spór papiści zyskali czas wytchnienia. Nie chcemy polegać na ostrości pióra. Inni też mają pióro; może nie jest już ono bardzo ostre, ale nadal dostatecznie twarde.

Prócz tego, drogi Lutrze, złagódź przy wszystkich decyzjach swą nieustępliwość, a jeśli w załączonym wywodzie popełniłem jakieś uchybienie, napomnij mnie publicznie, jeśli nie chcesz uczynić tego w cztery oczy. Lecz uważaj i miej się na baczności! Nie próbuj żadnego podstępu! Czegoś takiego Ci nie przepuszczę.

Bądź zdrów i ćwicz się w kontemplacji śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Mówiąc o „naturalnym ciele”, nie polegaj na zewnętrznej szacie! Nie spodziewaj się też, że świat pozostanie wiecznie tak nierozsądny, by nie rozróżniać między powłoką słów a podstawami prawdy! Bądź przekonany, że zdecydowanie będę Cię otaczał wysokim poważaniem, o ile pozostaniesz takim, jak mówi o tym Twoje nazwisko, mianowicie lauter, tj. szczerym, czystym, oczyszczonym z egoizmu, takim, który za nic w świecie nie chciałby się splamić bezładnymi mowami. Raz jeszcze bądź zdrów i „wszystko z umiarem!”.

Z serca Ci oddany, jak długo w Twoim sercu mieszka szczere dążenie do prawdy
Ulryk Zwingli