Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4/2014, ss. 12–14

 

W czasie I wojny światowej, zwłaszcza w jej pierwszym okresie, patriotyzm, choć zrozumiały i naturalny, z łatwością przyjmował rolę religijnej wiary. Wojna stawała się święta, jej cele były nie tylko godne i wzniosłe, lecz także święte.

Dlaczego? Częściowo dlatego, że już od kilku stuleci europejska inteligencja widziała w chrześcijańskim Bogu tylko konstytucyjnego monarchę, który nie wzbudzał głębszych uczuć. A ponieważ człowiek na ogół potrzebuje wiary, religijne uczucia szukały sobie innego ujścia. Znalazły je w patriotyzmie lub w jego wypaczonej formie, czyli w nacjonalizmie. Poza tym religia chrześcijańska, zwłaszcza w sferze protestanckiej, stapiała się niepostrzeżenie z kulturą mieszczańską, od której nieraz niewiele ją dzieliło. Transcendentny Bóg przestał być tremendum et fascinosum, zadomowił się w świecie i stawał się coraz mniej tajemniczy. Zapraszany na salony, niewiele oczekiwał od ludzi, wymagał ledwie minimum przyzwoitości. Jego królestwo stapiało się z osiągnięciami ludzkiej kultury i cywilizacji, opatrzność z postępem. Nie był już wszechogarniającą rzeczywistością i ontologicznym fundamentem życia człowieka, lecz najwyżej źródłem moralnej powinności. Religia i zbudowane na jej podstawach instytucje – jak nieraz pisał Karl Barth – stopniowo stały się murem odgradzającym człowieka od Boga.

Ta religia, spleciona od czasów Konstantyna z polityczną władzą, a od czasów reformacji z mieszczańską kulturą, mimo wyznawanej głośno wiary w niepojętego „Stworzyciela nieba i ziemi”, pozwalała człowiekowi nieomylnie reprezentować Boga na ziemi i jednoznacznie odczytywać jego zamysły w ludzkim życiu. Kościół katolicki stał się szafarzem i zarządcą darów łaski. Przez gorliwych wiernych i duchownych bywał nawet utożsamiany z Bożym Królestwem. Z kolei Kościoły protestanckie udzielały błogosławieństwa postrenesansowej kulturze postępu i dobrobytu, widząc w niej realizację zbawczego planu niebios. Tak było oczywiście łatwiej. Chrześcijanie coraz rzadziej łamali sobie głowy pytaniem „skąd zło”, ponieważ ich religia stawała się duchowym zakładem ubezpieczeń działającym w oparciu o prastarą zasadę „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Zapominając o losach Hioba, ludzie chętnie wierzyli, że sprawiedliwość boża niezawodnie działa na naszej ziemi. Cnotliwych wzmacnia łaską, podłych skazuje na potępienie; bez zwłoki nagradza dobre uczynki, złe natychmiast karze.

Zagubione wyczucie transcendencji

Pierwsza wojna światowa stworzyła doskonałą okazję do zamykania symboliki religijnej w przestrzeni i czasie. Duchownym i teologom bez trudu przychodziło utożsamianie narodu, głowy państwa i militarnych celów z zamysłami samego Boga. Prowadzenie wojny uzasadniali względami sprawiedliwości bądź twierdzili, że Bóg staje po stronie obronnej walki prowadzonej przez ich kraj i naród. Nastawienie duchownych nieraz podzielali politycy; hasło Gott mit uns miało charakter tyleż religijny, co polityczny. Anglicy byli przerażeni roszczeniami niemieckiego cesarza Wilhelma powołującego się na...

 

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl