Drukuj

Nr 3-4/1990

WARSZAWSKIE FIRMY EWANGELICKIE

Nazwisko rodziny Karszo-Siedlewskich nie było mi obce, choć w rozproszonych publikacjach z pierwszych lat naszego wieku i dwudziestolecia międzywojennego pojawiało się raczej z rzadka, i to głównie wtedy, gdy była mowa o działalności charytatywnej warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej. Karszo-Siedlewscy z dawien dawna byli członkami tego Kościoła i odznaczali się wielkim przywiązaniem do swego wyznania, głębokim patriotyzmem, a także żyłką społecznikowską. Wśród oficerów polskich biorących udział w kampanii napoleońskiej kroniki odnotowują Ludwika Karszo-Siedlawskiego zmarłego w 1842 r.

Na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie nie sposób nie zauważyć tajemniczego, murowanego grobowca Karszo-Siedlewskich (al. 3.2.17), położonego obok grobu Anglika, Richarda Kimensa, niegdyś członka zarządu Towarzystwa Akcyjnego Fabryki Superfosfatów i Przetworów Chemicznych „Strzemieszyce”. Surowy w swej prostocie grobowiec ozdobiony jest jedynie, wyrytym nad nazwiskiem rodzimy, herbem Ogończyk, w heraldyce zwanym też Powałą, przedstawiającym ostrze strzały oparte na półpierścieniu. Próżno by szukać imion osób, które tu spoczywają. Po prostu nigdy ich nie wyryto. Grób sprawia wrażenie opuszczonego. I mimo woli ciśnie się na usta wiersz zapoznanego poety, Zygmunta Michałowskiego:

Na wspomnień naszych wspólnym grobie
niechaj się róże nie czerwienią,
ani bzów bladych kwitną kiście –
niechaj nam szemrzą żółte liście,
przez wiatr strącone z drzew jesienią,
niech smutnie szemrzą mnie i tobie.

Podczas ostatniej wojny stare księgi cmentarne zaginęły lub spłonęły, więc nie wyjaśnią, którzy członkowie tego rodu zostali tu pochowani. A jednak udało mi się, wertując akta hipoteczne, kalendarze przemysłowe i codzienną prasę od końca ubiegłego wieku aż do wybuchu drugiej wojny światowej, dotrzeć do różnych informacji o tamtych ludziach i o zapomnianej, nie istniejącej od dawna firmie.

Przenieśmy się teraz do najelegantszej części śródmiejskiej dzielnicy Warszawy z końca dziewiętnastego wieku, na ówczesny pl. św. Aleksandra, zwany później pl. Trzech Krzyży. Właśnie tutaj, między Al. Ujazdowskimi a ul. Mokotowską, zachowała się stara dwupiętrowa kamieniczka oznaczona nr 3 (łatwo ją rozpoznać, bo część parteru zajmuje kawiarnia „Wilanowska”, niezbyt udolnie zastępująca mieszczącą się tu niegdyś cukiernię J. Galińskiego). Front owej kamieniczki, wybudowanej na planie trapezu przez architekta Aleksandra Woydego dla rodziny Nowakowskich (ok. 1870 r.), wychodził na ruchliwy i gwarny pl. św. Aleksandra, z którego odjeżdżały omnibusy konne w trzech kierunkach: na pl. Zygmunta (późn. Zamkowy), na Wierzbno i do Wilanowa. Linie te obsługiwało przedsiębiorstwo inż. Konstantego Okonia. Boki kamienicy wychodziły na dwie różne ulice – Al. Ujazdowskie i ul. Mokotowską, gdzie pad nr. 62 (nr 1675), w podwórzu, mieściła się Destylarnia Wódek Karola Schneidera, postawiona dużo wcześniej niż osłaniający ją dom. Przeniesiona tu zresztą została z dalekiej Woli, z ul. Wroniej. Jej założyciel i właściciel, Karol Schneider, zmarł bezpotomnie w styczniu 1868 r., uczyniwszy w testamencie spadkobiercą swego siostrzeńca, Aleksandra Karszo-Siedlewskiego (daty urodzin i śmierci nie ustalone), odbywającego w tym czasie praktykę w warszawskiej wytwórni wódek „S. Geneli”, przy ul. Grzybowskiej 30. Widocznie wuj przygotowywał go już do objęcia swego zakładu.

W wiele lat później Aleksander stanął na ślubnym kobiercu z młodziutką Felicją Gozdawa-Jawornicką z Kruchowa (1859-1939). Państwo młodzi zamieszkali w specjalnie dla nich nabytym domu przy pl. św. Aleksandra 3, na tyłach którego pełną parą pracowała destylarnia zatrudniająca wówczas dwudziestu ośmiu robotników. Zainstalowane w niej maszyny i urządzenia poruszał silnik parowy o mocy 5 kM. Kapitał zakładowy wynosił 100 tys. rubli, a obroty roczne sięgały 200 tys. rubli. Drożdży gorzelnianych dostarczała wytwórnia „Henryków” z ul. Marszałkowskiej 117. Produkcja obejmowała: wódki słodkie i mocne, araki, koniaki, likiery oraz spirytus do celów medycznych. Pełny asortyment tych wyrobów sprzedawały prawie wszystkie sklepy kolonialne w Warszawie, a między innymi skład win, towarów kolonialnych i delikatesów Zygmunta Trapszo, mieszczący się w kamienicy Karszo-Siedlewskich od strony ul. Mokotowskiej. Sklep ten przetrwał do wybuchu Powstania Warszawskiego, prowadzany przez energiczną Annę Blinder.

Tu mała dygresja. Przeglądając dawną prasę, natknąłem się na dość zabawny fakt. Otóż w jednym z numerów „Tygodnika Ilustrowanego”, tuż obok reklamy wytwórni wódek braci Karszo-Siedlewskich, zamieszczono następujący wierszyk:

Kto na zabawie chlapnie sobie,
Aż zakurzy się z czupryny,
Bardzo będzie dlań na dobie
Proszek MIGRENO-NERWOSINY,
Pewny jednak będzie skutek,
Gdy na marce jest „Kogutek”.

Ten koszmarek językowy reklamował popularne wtedy proszki od bólu głowy mgra Adolfa Gąseckiego, niezwykle przydatne zwłaszcza po nadużyciu trunków. Zestawienie obok siebie w gazecie tych dwóch reklam – producenta wódek i producenta proszków z „kogutkiem” – miało zapewne bardzo dydaktycznie oddziaływać na czytelników.

W początkach naszego wieku wytwórnia wódek przeszła w ręce dwóch młodszych braci Aleksandra, mianowicie: Władysława (1859-1939) i Kazimierza (1863-1929). Wchodzili oni w skład zarządu nie tylko własnej firmy, ale również Warszawskiego Towarzystwa Oczyszczania i Sprzedaży Spirytusu, mającego swą siedzibę przy ul. Włodzimierskiej 15 (obec. ul. Czackiego), a ponadto posiadali udziały w Fabryce Napojów Bezalkoholowych „Sinalco”, przy ul. Leszno 64.

Na marginesie warto dodać, że ciotką trzech braci – Aleksandra, Władysława i Kazimierza – była Weronika z Karszo-Siedlewskich (1810-1883), która wyszła za mąż za ewangelicko-reformowanego duchownego, wówczas proboszcza parafii augsburskiej w Grodźcu k. Kalisza, ks. Józefa Spleszyńskiego (1808-1879), późniejszego superintendenta generalnego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Zmarła 16 maja 1883 r. w wieku siedemdziesięciu trzech lat.

. Fabryka Karszo-Siedlewskich, produkująca swoje wyroby niezmiennie pod firmą „Karol Schneider”, uczestniczyła w wielu światowych wystawach: w 1882 r. zdobyła złoty medal w Moskwie i podobne trofeum w Paryżu w 1892 r., zaś na Wystawie Przemysłowo-Spożywczej w Warszawie – w marcu 1909 r. otrzymała dyplom uznania.

Praca nad rozwojem firmy i pomnażaniem majątku szła w parze z działalnością na niwie Kościoła.
Kazimierz Karszo-Siedlewski był członkiem zarządu Przytułku dla Sierot Zboru Ewangelicko-Reformowanego, założonego w 1881 r. przy ul. Leszno 20. Funkcję przewodniczącej pełniła wówczas Julia Norblinowa, lekarzem ordynującym był dr Juliusz Diehl. Rodzina Karszo-Siedlewskich znajdowała się również wśród sponsorów, czy raczej subsydentów, założonego dziewięć lat wcześniej z inicjatywy ks. Fryderyka Jelena Domu Starców i Kalek Zboru Ewangelicko-Reformowanego w Warszawie. Należała też do honorowych opiekunów dwuklasowej Szkoły Ogólnej dla ewangelików reformowanych przy ul. Leszno 16.

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl