Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii



O Janie Kalwinie natomiast ciągle jest głucho, choć ten człowiek wcale nie mniej zasługuje na uwagę. On bowiem, o całe pokolenie młodszy od wittenberczyka, dobrze zaznajomiony z jego pismami i głoszonymi przez niego zasadami, posunął naprzód dzieło reformy Kościoła i nadał mu kształt znakomicie usystematyzowany, co widać nie tylko w doktrynie, ale w ustroju kościelnym, który został zaadaptowany później przez wiele Kościołów wyznania augsburskiego. Dzieło Jana Kalwina stanowi logiczną konsekwencję tego, co wypracował Marcin Luter.

Obydwaj byli ludźmi naznaczonymi przez Boga znamieniem charyzmatu i przeznaczonymi do ocalenia Kościoła przed ostatecznym upadkiem. Nie stworzyli oni dwóch odrębnych kierunków, tylko zaczynali z innego punktu wyjścia. Podczas gdy Luter musiał dokonać rewolucyjnego przewrotu w sposobie myślenia, to Kalwin zastał już drogę przygotowaną i mógł zająć się systematycznym wypracowaniem konsekwencji wynikających z dokonanego już dzieła. Nie należy więc tych ludzi sobie przeciwstawiać. Trzeba raczej ich traktować jako wzajemne uzupełnienie. Przepaść między dwoma nurtami odnowy w chrześcijańskim Kościele została wykopana dopiero przez następców, którzy zapatrzeni w wielkość przywódców i stwarzając wokół nich mity, zapomnieli o naśladowaniu ich życia. Ani jeden, ani drugi nigdy nie wysuwali swej osoby na pierwszy plan, przeciwnie, chcieli pozostawać w cieniu. O skromności Reformatora genewskiego wspomina ks. prof. Witold Benedyktowicz w swoim artykule, gdy pisze, że zgodnie z wolą Kalwina nie oznaczono nawet miejsca na cmentarzu Plain-Palais, gdzie został pochowany, aby wokół jego osoby nie powstał przypadkiem jakiś kult.

Miał on głębokie poczucie tego, że jest jedynie narzędziem w rękach Boga. Bardzo mocno przemawiały do niego słowa Psalmisty: "Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniu Twemu daj chwałę". Nie dziwi więc, że obrał hasło: soli Deo gloria - jedynie Bogu chwała. Dlatego właśnie ani Kościoły reformowane nigdy nie noszą nazwy kalwińskich, ani ich członkowie nie nazywają siebie "kalwinistami", a tym bardziej "kalwinami".

Zupełnie podobne stanowisko zajmował i Luter, który napisał: "Przede wszystkim proszę, aby ludzie nie posługiwali się moim nazwiskiem; niech nazywają siebie chrześcijanami, nie zaś luteranami. Któż to jest Luter? W końcu nauka nie jest moja (Jn 7:16). Nie zostałem też za nikogo ukrzyżowany (I Kor. 1:13). Św. Paweł nie pozwalał chrześcijanom nazywać się paulinami ani petrynami, lecz chrześcijanami (I Kor. 1:12). Jakżebym więc ja - nędzny żer dla robaków - miał kazać ludziom nazywać dzieci Boże moim niegodnym imieniem? Nie tak, moi drodzy przyjaciele. Znieśmy wszelkie dzielące nas nazwy i nośmy imię chrześcijan po Tym, którego nauki się trzymamy" ("Marcina Lutra pokorne napomnienie wszystkich chrześcijan, aby strzegli się buntu i rebelii", 1522).

Przyjrzyjmy się więc osobie genewskiego Reformatora, zastanówmy się nad dokonanym przez niego dziełem, wczytajmy się we fragmenty jego pism. Pozwólmy mu, aby nauczył nas, jak usuwać w cień własną osobę, a na pierwszy plan wysuwać Boga i głosić Jego chwałę.

Niech nam w tym pomogą autorzy artykułów, których prosiliśmy o przedstawienie poszczególnych tematów. Dla uniknięcia jednostronności nie ograniczyliśmy się jedynie do osób wyznania reformowanego. O robocie teologicznej Jana Kalwina pisze na przykład metodysta, ks. prof. Witold Benedyktowicz, zaś o katolickim spojrzeniu na Reformatora - katolik, ks. prof. Alfons Skowronek.