Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2018, s. 5

Jaroslaw Swiderski (fot. Ewa Jozwiak)2 lutego obejrzałem z dużą przyjemnością transmisję nabożeństwa ekumenicznego z Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Żychlinie. Nabożeństwo to zrobiło na mnie, a jak się potem okazało, nie tylko na mnie, zaskakująco pozytywne wrażenie. I to mimo (a może właśnie dlatego), że nie towarzyszyły mu jakieś szczególne wydarzenia o zasięgu choćby pozaparafialnym, że nie brały w nim udziału bardzo znane osoby i że nie zostały na nim wypowiedziane jakieś szczególnie rewelacyjne stwierdzenia. Proste, ale łatwo zapadające w serca słowa, piękne, znane pieśni i wymowne gesty, a wśród nich zrzucanie łańcuchów dzielących na co dzień budynek kościoła od ulicy, a później łańcuchów spoczywających przy Stole Pańskim i oddzielających sporą grupę duchownych różnych wyznań od ogółu modlących się wiernych, którzy w chwilę potem połączyli się z duchownymi łańcuchem podanych rąk.

Gdy zastanawiałem się nad przyczynami tak pozytywnego przyjęcia tej transmisji przez widzów, którzy w ciągu minionego roku widzieli szczególnie dużo wzniosłych uroczystości ekumenicznych, przyszło mi na myśl, że chyba nie doceniamy roli chrześcijaństwa jako organizacji (a właściwie całej grupy organizacji) o jednym, a przecież najważniejszym na świecie zadaniu. Może „ubierając” drogę człowieka do Boga w najróżniejsze „urozmaicenia” w rzeczywistości komplikujemy ją w bardzo niebezpieczny sposób. To miłe, że nasze nabożeństwa, spotkania, różne ekumeniczne imprezy staramy się upiększyć na wszystkie znane nam sposoby. Gorzej, gdy zaczynamy spory na temat, kto to robi ładniej i lepiej. A spierać się lubimy i umiemy. Wykorzystując hasło „pamiętajcie na wodzów waszych” potrafimy toczyć całe „wojny” na słowa i obrazy, by pokazać, że osoba przez nas wychwalana, przez nas wspominana, uznawana za wzór i ideał, jest przecież lepsza, niż wskazywana przez, choćby najmilszego nam, sąsiada. A jak łatwo złamać wtedy zasady ujęte w najważniejszym przykazaniu, jak łatwo skrzywdzić i otoczenie, i swoich najbliższych, jak łatwo zrobić przykrość bliźnim i... Jedynemu! Nie jest to bynajmniej wynalazkiem tylko naszych czasów. Przeczytajmy uważnie choćby fragmenty początku 1. Listu apostoła Pawła do Koryntian (1 Kor. 1,11–13): „Albowiem wiadomo mi o was, bracia moi, od domowników Chloi, że wynikły spory wśród was. A mówię to dlatego, że każdy z was powiada: Ja jestem Pawłowy, a ja Apollosowy, a ja Kefasowy, a ja Chrystusowy. Czy rozdzielony jest Chrystus? Czy Paweł za was został ukrzyżowany albo w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?”.

Tam, gdzie spotykamy się razem, chrześcijanie różnych wyznań, różnych tradycji, połączeni wspomnieniami różnych wydarzeń i różnych postaci naszych przywódców, musimy szczególnie mieć na uwadze to, co jedynie nas naprawdę łączy. I nie ma (a przynajmniej nie powinno być) takiej uroczystości, takiej rocznicy, jubileuszu, wspomnień, których w razie niebezpieczeństwa sporu nie powinniśmy odrzucić tak bezwzględnie, jak ten łańcuch w Żychlinie. Odrzucić łańcuch, by tylko Jedno Imię złączyło bez żadnych wahań nasze ręce! Co Wy na to, drodzy Czytelnicy?

* * * * *

Jarosław Świderski – profesor elektronik, Instytut Technologii Elektronowej

 

Na zdjęciu autor felietonu (fot. Ewa Jóźwiak)