Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2016, s. 5

Jaroslaw Swiderski (fot. Ewa Jozwiak)W poprzednim (4/2015) numerze JEDNOTY pozwoliłem sobie postawić przed Czytelnikami pytanie o stanowisko w sprawie rozlegającej się coraz głośniej wśród nas wrzawy na temat uchodźców. Czy są dla nas groźni, czy powinniśmy protestować przeciwko ich napływowi, przeciwdziałać zmianom, jakie wprowadzają w naszym otoczeniu, a przede wszystkim – czy powinniśmy i czy możemy im pomóc? A może trzeba raczej pomóc naszemu społeczeństwu, by przezwyciężyło strach, przestało się kłócić i wypracowało jasne normy najbardziej skutecznego postępowania?

Zaskoczył mnie nadspodziewanie żywy oddźwięk ze strony tych, którzy artykuł przeczytali, a potem w rozmowach ze mną skrytykowali główne tezy mego stanowiska. Krytyka ta skupiła się na trzech kierunkach. Po pierwsze, że nie doceniłem grozy sytuacji. Kilkumilionowy tłum uciekinierów z Syrii, Iraku i innych zapalnych punktów wokół Morza Śródziemnego już bardzo zmienia na gorsze życie Europejczyków, zwiększa w Unii Europejskiej terroryzm, demoluje obyczajowość i rujnuje gospodarkę. Jeśli będziemy patrzeć biernie na to zjawisko, zgotujemy straszny los i nam, i przyszłym pokoleniom. Po drugie, że nie doceniłem naszej słabości w porównaniu do bogatych krajów zachodniej i północnej Europy. Jeśli tam uchodźcy wywołują kataklizm, to Polska ze swoją zdegenerowaną służbą zdrowia, śladową pomocą socjalną, która i tak rujnuje nasz budżet, oraz strukturą społeczną, targaną sporami o nieznanych w przeszłości rozmiarach, może wręcz przestać istnieć w obecnie utrwalonej formie. Wtedy my, a zwłaszcza nasi potomkowie, rozproszymy się po świecie, jak, nie przymierzając, starożytni Izraelici. Po trzecie wreszcie, że naszym podstawowym obowiązkiem jest pomoc Polakom, którzy właśnie stają się uchodźcami z krajów objętych kryzysami, a w pierwszej kolejności z Ukrainy i z Rosji. Przecież nie ma bodaj drugiego takiego kraju w Europie, który miałby tylu rodaków żyjących w tak trudnych warunkach poza swoją ojczyzną. I na tym powinniśmy skupić wszystkie nasze, bardzo przecież skromne, siły.

Przeczytałem raz jeszcze to, co poprzednio napisałem, i doszedłem do wniosku, że zawarte tam twierdzenia i twierdzenia moich obecnych rozmówców wcale nie są ze sobą tak sprzeczne, jak się to na pierwszy rzut oka wydaje. Zgadzam się z opinią, że emigracja (a właściwie ucieczka) znękanych wojną i nędzą mieszkańców targanych nieszczęściami krajów do Europy może spowodować, a po części już powoduje, załamanie się dobrobytu i błogostanu Europejczyków. Zgadzam się, że Polska, ze względu na swoje liczne słabości, może (choć nieco później) ucierpieć bardziej, niż jej zachodni i północni sąsiedzi. No i oczywiście, że nic nie zwalnia nas z obowiązku pomocy uchodźcom-rodakom, których przodków losy rzuciły w pełne dziś niebezpieczeństw rejony świata. Ale świadomość powyższych faktów w niczym nie powinna wpływać na zmianę naszych priorytetów: służenia tu i teraz wszystkimi posiadanymi środkami ludziom potrzebującym pomocy i skrzywdzonym przez każdą formę zła, a jednocześnie – swoją postawą, słowami i czynami wygaszania możliwie wszelkich konfliktów, sporów i niepokojów, oddalania lęków.

Powtarzam wezwanie sformułowane w zakończeniu poprzedniego artykułu: bądźmy tymi, którzy realnie i skutecznie służą konkretnym osobom potrzebującym i skrzywdzonym, a jednocześnie czyńmy wszystko, by pokój zapanował wśród ludzi, na których możemy wywrzeć jakikolwiek wpływ.

* * * * *

Jarosław Świderski – profesor elektronik, Instytut Technologii Elektronowej

 

Czytaj również: Jarosław Świderski „Wrzawa w sprawie uchodźców”

 

Na zdjęciu autor felietonu (fot. Ewa Jóźwiak)