Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 2/2015, s. 5

Jaroslaw Swiderski (fot. Ewa Jozwiak)Ostatnio mamy urodzaj na jubileusze. 500 lat reformacji! 600 lat od spalenia Jana Husa! Pomniejszych nie będę przypominał. A już samo obchodzenie jubileuszy w społecznościach chrześcijan wydaje mi się nieco dyskusyjne i – poza zwrotem „pamiętajcie na wodzów waszych” – pozbawione przekonującego uzasadnienia w Biblii. Natomiast proces reformowania Kościoła, przynajmniej dla mnie, jest zjawiskiem ciągłym, o którego początku czytamy w Nowym Testamencie, gdy apostoł Paweł upomina apostoła Piotra, że odchodzi on od nauk Jezusa (Ga 2,11–14). Warto zwrócić uwagę na fakt, że zachowanie ówczesnego przywódcy chrześcijan bardzo przypominało „odchylenia”, z jakimi walczyli przez wieki niemal wszyscy reformatorzy: Piotr z obawy przed – jakbyśmy to teraz nazwali – konserwatystami, usiłującymi zastąpić działanie Ducha posłuszeństwem wobec litery Zakonu, zaczął odsuwać się od swych współwyznawców, którzy nie byli Izraelitami. Wszak nawet dziś wielu ludzi gotowych jest ciężko pracować, aby wszystko zostało po staremu. Wobec powyższego może należy pozostawić sprawę jubileuszy historykom, a co najwyżej wykorzystać je na miłe spotkania i okazje do porozmawiania o sprawach ważnych, jak np. o dzisiejszym stanie reformowania (powrotu do źródeł) nas wszystkich? I może o wyborach, jakie dokonujemy codziennie między tym, co słuszne, a tym, co łatwe? A także o wyborach ludzi, z którymi powinniśmy współpracować i którym powinniśmy zaufać?

Niestety, rozmowy takie są dziś rzadkie i mało wydajne. Czy to skutek rozwoju nowoczesnych mediów zabijających podobno sztukę konwersacji? Obawiam się, że problem leży nie w mediach, a przynajmniej nie w samych mediach. I tak teraz (lato 2015 r.) zalewani jesteśmy wręcz falą wrzasków, które wywołane są przyczynami głębszymi, niż wybory parlamentarne czy przemożna potrzeba pokonania rywali na frontach wszelkich reklam. Musimy wybierać najlepszych, kupować to, co najlepsze, przyjaźnić się z tymi, którzy mogą najwięcej, słuchać tych, którzy krzyczą najgłośniej. Czy na pewno? Czy to są te decydujące kryteria? Proponuję i tu „wrócić do źródeł”. Pan Jezus wybrał (J 21,15–22) Piotra, mimo że ten był biednym, wystraszonym człowieczkiem, który się go trzy razy zaparł, a i poprzednio zachowywał się (przynajmniej według współczesnych kryteriów) nie najlepiej. Jezus kazał mu iść w swoje ślady i opiekować się tymi, których odda w jego opiekę. A na „zazdrosne” – jakże podobne do dziś zadawanych – pytanie o rolę Jana Piotr usłyszał, że to nie jego sprawa. Jan ma swoją rolę do spełnienia, a Piotr swoją. Tylko kryterium „czy miłujesz” pozostaje ważne. Czy my dzisiaj jesteśmy w stanie posłużyć się takimi kryteriami w dokonywanych przez nas wyborach, w naszym codziennym działaniu?

* * * * *

Jarosław Świderski – profesor elektronik, Instytut Technologii Elektronowej

 

Na zdjęciu autor felietonu (fot. Ewa Jóźwiak)