Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 11-12 / 2008

Styl debaty publicznej w Polsce nabrał w ostatnich latach specyficznego charakteru. Rzeczową polemikę zastąpiły obelgi, oskarżenia i insynuacje, wprowadzone do języka dyskursu politycznego w celu podgrzewania nastrojów społecznych. Ten pomysł na politykę doprowadził do nadania podziałom politycznym charakteru podziałów moralnych, a przeciwnik polityczny stał się godnym potępienia wrogiem jedynie słusznego moralnego ładu. Dobre obyczaje musiały przestać się liczyć, gdy odpowiednio wzburzony promotor moralnej odnowy piętnował zło i złoczyńców. Takiego wybuchu złych emocji nie było w naszym kraju od dawna. Po raz pierwszy metodą rywalizacji politycznej stało się okazywanie pogardy dla przeciwnika. Fakt ten warto odnotować, ponieważ jako naród czujemy się spadkobiercami rycerskiego etosu. Napastliwość, bezpardonowość i zła wola zaczęły nadawać ton życiu publicznemu. Przyniosło to fatalne skutki w postaci schamienia obyczajów i języka nie tylko wśród polityków, ale w całym społeczeństwie.
     W rozmowach z wieloma znajomymi narzekamy na sposób, w jaki media opisują rzeczywistość, w której żyjemy. Wszystkie chwyty dozwolone – oto morał, który wyciągają na własny użytek publicyści, dziennikarze i komentatorzy. Oczywiście, jak zawsze od tej reguły są wyjątki i dzięki tym wyjątkom jest jeszcze sens zaglądać do niektórych gazet i czasami włączać telewizor. Jednak najczęściej mamy do czynienia ze średnią, która jest, jaka jest. Tak więc, żeby zaznaczyć swoje istnienie, dziennikarz musi dzisiaj dostarczyć widzowi i lub czytelnikowi emocji silniejszych, niż wczoraj. Jest to zadanie coraz trudniejsze, bo wydaje się, że przeszliśmy już przez wszelkie możliwe morza głupoty, bezczelności i kłamstwa. Dziennikarz w telewizji musi więc tak dobrać zaproszonych do programu gości, żeby zaiskrzyło. Jego pytania nie muszą dotyczyć spraw, które obchodzą widzów, a odpowiedzi gości nie muszą być ciekawe. Ważne, żeby doszło do awantury. Nic bowiem nie sprzedaje się tak, jak draka! Po obejrzeniu takiego programu nie jesteśmy ani trochę mądrzejsi, ale na pewno jesteśmy wzburzeni. Słowem kluczowym jest w tej sprawie słowo „sprzedaje się”, ponieważ światem mediów rządzą słupki oglądalności i sprzedawalności: marne słupki i program znika.
      Oglądanie programu telewizyjnego angażuje nasz umysł i emocje w sprawy, które dzieją się na ekranie. Złe emocje, agresja, cynizm i prostactwo spływające z ekranu dopadają nas i wciągają w swoje szpony, kradnąc naszą energię i burząc poczucie równowagi. Są jak szkodliwe toksyny, których obecność w organizmie powoduje chorobę; potrafią być skuteczne jedynie w niszczeniu. Agresja szczególnie łatwo zaraża tkankę społeczną, przenosi się na stosunki w zakładach pracy, w szkołach, a nawet w rodzinach.

Dorota Niewieczerzał

Nie jesteśmy bezsilni - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl