Drukuj

NR 1-2 / 2007

W ostatnim czasie byliśmy świadkami dramatu pacjentów Akademickiego Szpitala Klinicznego im. Jana Mikulicza-Radeckiego we Wrocławiu. Z dnia na dzień oni i członkowie ich rodzin dowiedzieli się o tym, że wszystkie pieniądze, które wpływają na konto szpitala natychmiast przejmuje komornik, wykonujący prawomocny wyrok sądu. Zadłużona placówka straciła możliwość funkcjonowania. Dyrektor szpitala wyprosił zgodę na odroczenie spłaty długów ze strony prawie wszystkich wierzycieli: trzech z nich odmówiło tej zgody. Egzekucja komornicza trwała więc nadal. W tej tragicznej sytuacji pomogli ludzie, którzy zobaczyli w telewizji sceny ze szpitala: dzieci z chorobami nowotworowymi i ich rodziców, którym powiedziano, że następnego dnia szpital nie będzie już miał czym leczyć swoich pacjentów. Spontaniczna ofiarność zapewniła szpitalowi pieniądze na kilka dni. Zaalarmowany minister zdrowia, prof. Religa, zapoznał się z sytuacją na miejscu we Wrocławiu i przyrzekł, że każdy pacjent tego szpitala będzie nadal leczony. Rozpoczęły się gorączkowe działania członków rządu, mające na celu zażegnanie kryzysu.

O tym, że szpitale są zadłużone, wiadomo od dawna. Część winy za ten stan rzeczy tkwi w złym zarządzaniu szpitalami przez ich dyrekcje, część – w niewydolnym sposobie zarządzania pieniędzmi przez NFZ, a część - w złych rozwiązaniach systemowych. W najbliższym czasie może dojść do wielu dramatów podobnych do tego z kliniki wrocławskiej, ponieważ od 9 stycznia szpitali nie chroni już przepis, że nie można mu zabrać więcej, niż 1/4 kontraktu z NFZ. Rząd okazał się całkowicie zaskoczony sytuacją, chociaż dysponując kompleksowymi danymi - powinien być świadom naciągającej katastrofy. Więcej, rząd ma obowiązek monitorować działalność placówek służby zdrowia i nie dopuścić do kryzysu przez działania wyprzedzające. Władze publiczne mają ten wymóg zapisany w Konstytucji.

Dr Dorota Niewieczerzał

Metoda Batmana - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl