Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 2 / 2001

CO WY NA TO?

Od kilku miesięcy w wielu krajach europejskich poważnym problemem stało się realne zagrożenie chorobą Creutzfeldta-Jakoba, wywołaną przez zakażenie się od zwierząt chorych na BSE, czyli na chorobę „szalonych krów”. Na BSE zapadają owce i bydło, ale istnieje podejrzenie, że także świnie i drób mogą być nosicielami chorobotwórczych drobin białkowych, czyli tzw. prionów. Ostatnie doniesienia naukowców mówią bowiem, że zwierzęta mogą być zarażone, nie zdradzając objawów choroby. Statystyki, a także prognozy są dość przygnębiające. Dotychczas na tę chorobę zmarło 90 osób, jednak szacuje się, że śmiertelne priony ma w swoim organizmie tysiące osób. Okres inkubacji trwa od kilku do 30 lat, mamy zatem do czynienia ze swoistą bombą zegarową. Epidemia BSE wybuchła w Wielkiej Brytanii 15 lat temu, a od tego czasu tylko w tym kraju zjedzono kilkaset tysięcy zakażonych zwierząt. Specjaliści brytyjscy przewidują, że w ich kraju na tę chorobę umrze w najbliższych latach od kilkuset tysięcy do dwóch milionów ludzi. Brzmi to jak apokaliptyczna wizja, a przecież wzrost zachorowań zwierząt na BSE stwierdzono też we Francji, Portugalii, Niemczech, Irlandii, Szwajcarii, Belgii i Holandii.

Zakażenie śmiertelnymi prionami odbywa się poprzez spożycie mięsa chorych zwierząt, ale nie tylko w ten sposób. Groźne są rozmaitego rodzaju substancje pochodne, które występują w słodyczach, szczepionkach, kosmetykach i lekach. Zatem rezygnacja z jedzenia wołowiny nie zabezpiecza w pełni przed chorobą, choć oczywiście stanowi ważną część działań profilaktycznych.

Ostatnio władze polskie wydały zakaz importu do Polski mięsa wołowego z krajów zagrożonych BSE oraz wielu artykułów pochodnych. Wydano też rozporządzenie o wycofaniu z handlu produktów spożywczych importowanych z tych krajów, a zawierające w swoim składzie pochodne wołowiny. Wypowiedzi przedstawicieli rządu i służb sanitarno-epidemiologicznych mają ton optymistyczny. W Polsce nie ma zagrożenia BSE; jak dotychczas nie stwierdzono u bydła przypadków zachorowań. Tyle tylko, że badania tego typu są bardzo drogie test kosztuje prawie 120 złotych i wobec tego testy wykonywane są wyrywkowo, nie dając prawdziwego obrazu sytuacji. Poza tym zapewnienia, że w Polsce nie stwierdzono przypadków choroby Creutzfeldta-Jackoba są niezbyt przekonujące, ponieważ wielu lekarzy nie potrafi prawidłowo zdiagnozować tej choroby. Również wszelkie zakazy dotyczące importu artykułów wysokiego ryzyka nie dają poczucia bezpieczeństwa, ponieważ należy się liczyć z przemytem, który przy znacznym spadku cen wołowiny w krajach zachodnich stał się złotym interesem dla krajowych kombinatorów.

Warto zadać pytanie o przyczynę dramatu. Naukowcy ustalili, że źródłem zakażenia jest dodawana do paszy dla bydła karma wzbogacana mięsem i kośćmi padłych zwierząt. Tak karmione zwierzęta szybciej przybierają na wadze. Z nieposkromionej chęci zysku ludzie dokonali ingerencji w łańcuch pokarmowy zwierząt roślinożernych, zakłócając ich metabolizm, powodując hekatombę ofiar wśród zwierząt i ogromne zagrożenie dla ludzi. W tym bardzo spektakularnym przypadku wyraża się w sposób klinicznie czysty stosunek ludzi do świata zwierząt i do całej przyrody jako obiektów bezwzględnej eksploatacji. Dobro zwierzęcia hodowlanego jest uwzględniane tylko wtedy, gdy służy ono bezpośrednio zyskowi hodowcy. W przeciwnym wypadku nie jest w ogóle brane pod uwagę. Dlatego niewiele osób wzdraga się, oglądając np. chlewnie, które są dużymi, ciemnymi budynkami, w których na betonowej podłodze spędzają całe swoje życie świnie, nie oglądając światła słonecznego, trawy i ziemi. Dobra organizacja pracy w takiej chlewni polega między innymi na tym, że czyści się ją silnym strumieniem zimnej wody, nie oszczędzając przy tym zwierząt. Również nie buntujemy się wobec sposobu hodowania małych zwierząt futerkowych, które stłoczone w ciasnych klatkach, w zamkniętych pomieszczeniach (często piwnicach) nie mają szansy zaznać życia zgodnego z ich naturą. Takie i inne przykłady (np. transport zwierząt) można by mnożyć. Dowodzą one arogancji człowieka (niestety z naszego kręgu kulturowego), który zapomniał, że zwierzęta są istotami odczuwającymi ból, mającymi sobie właściwy rytm życia, swoje ważne potrzeby.

Ingerencja ludzka w świat przyrody spowodowała, że prawie wszędzie na ziemi została zachwiana niezbędna równowaga. Jej brak powoduje degradację naturalnego otoczenia, co w konsekwencji zagraża również człowiekowi. Bierna ochrona środowiska, polegająca na pozostawieniu spraw ich własnemu biegowi, nie wchodzi już prawie w rachubę. Szkody bowiem są tak rozległe i tak głębokie, że trzeba w sposób przemyślany i często kosztowny naprawiać dewastacje. Jak wiadomo jednak, łatwo jest burzyć, o wiele trudniej odbudowywać. Niektóre skutki niszczycielskich działań są nie do nadrobienia, a ich skala jest przerażająca.

Jesteśmy częścią otaczającego nas świata, w którym wszystkie stworzenia mają określone miejsce i rolę – my również. Niezmienne prawa natury, czyli Boży porządek Stworzenia, bardziej niż perswazje, wskażą nam nasze ograniczenia. Będzie to jednak lekcja bolesna, jeśli nie ostateczna, pod warunkiem że w porę zdołamy zdobyć się na refleksję, która odbuduje w nas szacunek do wszelkich dzieł Boga.