Drukuj

4 / 1998

CO WY NA TO?

Sporo działo się w ostatnim czasie. Burzliwe i barwne protesty w różnych miastach przeciwko likwidacji wielu dotychczasowych województw. Wyrok dożywocia w głośnym procesie trójki młodych ludzi sądzonych za brutalne zamordowanie Jolanty Brzozowskiej. Wycofywanie z handlu zakażonego gronkowcem mleka w proszku, które z powodu zaniedbań służb sanitarnych trafiło do ośmiu województw. (Samego zakażenia za skandal nie uznano, czemu trudno się dziwić wobec tradycyjnej u nas niechęci do higieny.)

W natłoku rozmaitych wydarzeń bez większego echa przeszedł międzynarodowy Tydzień przeciw Rasizmowi (14-22 marca), któremu patronowała Polska Akcja Humanitarna. Czy to znaczy, że u nas rasizm nie istnieje? Większość Polaków pewnie z oburzeniem zaprzeczy, ale gdy zapytać o to ludzi o ciemnym kolorze skóry, odpowiedź zapewne będzie twierdząca: oni nie mają poczucia bezpieczeństwa, są narażeni na zaczepki, a nawet na pobicie. W „najlepszym” razie są przedmiotem natrętnego zainteresowania gapiów. Afrykańczycy, Arabowie czy Hindusi, którzy zamieszkali w Polsce i założyli rodziny – mają dodatkowy problem: jak ustrzec własne dzieci przed przykrościami ze strony rówieśników.

Największą niechęć budzą u nas Cyganie, „Rumuni” (rumuńscy żebracy), Ukraińcy (w ogóle tzw. „Ruscy”), a po Niemcach i Żydach – Arabowie, Turcy i Murzyni. Najczęściej rasistowskim stereotypom ulegają osoby z niskim wykształceniem, mieszkańcy małych miast i wsi oraz ci, których sytuacja materialna pogorszyła się w wyniku przemian gospodarczych. Ale – zauważa socjolog Ewa Nowicka, od lat prowadząca badania nad postrzeganiem mniejszości – choć np. podróże po świecie zwiększają tolerancję wobec obcych, to ostatecznie o postawie decyduje nie sam kontakt z nimi, lecz nasza gotowość poznawcza, ciekawość, otwartość.

Dlatego ważna jest praca wychowawczo-edukacyjna z dziećmi i młodzieżą. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci – głosi mądrość ludowa. Zajęcia uczące tolerancji pojawiają się w programach szkolnych coraz częściej. Podczas Tygodnia przeciw Rasizmowi organizowano w szkołach dodatkowe warsztaty, koncerty, dyskusje panelowe, były też happeningi uliczne. Ale co począć z dorosłymi, którzy z rozdziawioną gębą gapią się na babcię prowadzącą za rękę wnuczka, który nie dość, że ma ciemną skórę lub skośne oczy, to w dodatku świetnie mówi po polsku? Niech się z takim widokiem oswajają! Niedługo już bowiem zobaczą ciemnoskórego lub skośnookiego żołnierza Wojska Polskiego, a może i księdza.

Na początku lat 90. do jednego z protestanckich zborów w Warszawie trafiła grupa Etiopczyków, którzy chcieli nielegalnie przedostać się do Szwecji, a znaleźli się w podwarszawskich ośrodkach dla uchodźców, gdzie pół roku czekali na zgodę na wyjazd do rodzin mieszkających w Grecji, w Niemczech i Kanadzie. Którejś niedzieli do kościoła razem z nimi przyjechali także uchodźcy z Angoli i odtąd nabożeństwa były już trójjęzyczne: polsko-angielsko-francuskie, aby goście mogli w nich uczestniczyć.

Dla polskich gospodarzy ich obecność była nie tylko testem chrześcijańskiej diakonii (ciepła odzież na zimę, posiłki, pomoc w kontaktach z urzędami, w korespondencji z Biurem Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców), było to też wyzwanie – sprawić, by poczuli się mile widziani, by mimo bariery językowej mogli zintegrować się z resztą kościelnej rodziny.

Do Polski trafia wielu emigrantów, którzy chcą przedostać się dalej, na Zachód. Ale wielu zostaje na dłużej, wielu też wybiera sobie nasz kraj na miejsce pracy, a nawet swego życia. Dlatego trzeba krzewić postawy tolerancyjne, otwarte, życzliwe. W szkole, w mediach, w kościołach – bo chociaż Bóg nie ma względu na osobę, to nie wszyscy w naszym chrześcijańskim kraju o tym pamiętają.

Także prawo i urzędowe przepisy muszą strzec równości i chronić każdego przed dyskryminacją. 28 marca po meczu gwiazd Północ-Południe czarnoskórzy koszykarze z klubów Tarnowa i Stargardu Szczecińskiego zostali poturbowani w bójce pod jedną z tarnowskich dyskotek. Choć świadkowie twierdzili, że w Amerykanów rzucano kamieniami i krzyczano: „Zabić Murzyna, kopać Murzyna”, policja nie dopatrzyła się w tym zajściu cech rasistowskich (postępowanie jednak wszczęto – z urzędu).

Na koniec przykład krzepiący. Kiedy Brian Scott, popularny czarnoskóry dziennikarz radiowy i telewizyjny, odebrał polski dowód osobisty, pokazał go przez kamerą Teleexpressu. W rubryce „znaki szczególne” widniała adnotacja: „Nie ma”.

Czyż dowód osobisty Briana Scotta nie jest dowodem nadziei?