Drukuj

6 / 1997

CO WY NA TO?

W „Rzeczpospolitej” z 24-25 maja ukazał się artykuł polemiczny Marka Jurka pt. Jeden Kościół, dotyczący zamieszczonego na łamach tego dziennika wywiadu z o. Jackiem Bolewskim. Oto co wywołało oburzenie działacza ZChN: ojciec Bolewski swoje rozumowanie opiera na opacznie przedstawianej nauce ostatniego Soboru Powszechnego – Watykańskiego II [...]. Zdanie tego Soboru, iż Kościół Chrystusowy trwa w [...] Kościele katolickim, ojciec Bolewski interpretuje nie jako wskazanie na tożsamość mistycznego Ciała Chrystusa z widzialnym Kościołem katolickim, ale jako radykalne rozróżnienie tych rzeczywistości. Prowadzi go to wręcz do twierdzenia, iż Kościół, którego pragnął Chrystus, nie ogranicza się do Kościoła katolickiego.

Dla wyznawcy integrystycznej wizji Kościoła myśl ta jest nie do przyjęcia. Cytując odpowiednio encykliki nowsze i dawniejsze, a nawet Pismo Święte, wyraża więc współczesnym językiem starą, wąsko pojmowaną, dewizę extra Ecclesiam nulla salus – poza Kościołem nie ma zbawienia. Jeśli ktoś wierzy, że Kościół Boży pokrywa się z granicami jakiegokolwiek instytucjonalnego Kościoła, w tym przypadku Kościoła rzymskokatolickiego, to wystawia świadectwo sobie i swej wizji Boga. Ale z drugiej strony, jak się przyjrzeć poniektórym przejawom polskiej pobożności, to można by powiedzieć, że nawet taka wiara dowodzi iście chrześcijańskiego optymizmu!

Cytowana przez polemistę soborowa konstytucja o Kościele Lumen gentium mówi o licznych pierwiastkach uświęcena i prawdy obecnych w tzw. Kościołach odłączonych. Mimo zrozumiałego niedosytu trzeba jednak zakładać dobrą wolę jej autorów. Jest to wyraz ówczesnej miary otwartości, skonfrontowanej z wiernością sumieniu ukształtowanemu przez religię i jej tradycję. Czyż i tak nie był to wielki krok nad przepaścią, jaka chrześcijan dzieliła od wieków? Dawniej normą było raczej rzucanie klątw, odsądzanie od czci i wiary, grożenie ogniem piekielnym i doczesnym. Do dziś ponosimy skutki tej wrogości, mozolnie się ku sobie zbliżając i dostrzegając w sobie nawzajem Boże dzieci, a nie pomiot szatana. Dla wielu wciąż jest to szok nie do pogodzenia ze stereotypowym plemiennym czy partyjnym obrazem wroga i swojaka. Stąd zresztą w polskiej tradycji tak niedaleka droga od wizji religijnego monopolu do idei monopolonizmu (wyznawanie określonej religii warunkiem polskości).

Bóg, którego Biblia nieprzypadkowo zwie Przedziwnym, nieraz sprawia nam w naszych wyobrażeniach o Nim i Jego sprawach liczne niespodzianki. Eklezjologiczne także. Niejednemu swemu wyznawcy przewrócił się świat wiary do góry nogami. Jak choćby apostołowi Piotrowi, którego metodą szokową – aż trzykrotnie zaaplikowaną dla zmiękczenia owej skały, gdyż godny był Piotr swego miana – pouczył o przełamaniu monopolu na zbawienie (świadczy o tym X rozdział Dziejów Apostolskich).

Bóg, którego Biblia słusznie zwie Przedziwnym, postępuje na pozór nieroztropnie i rozrzutnie. Dość wspomnieć przypowieść Jezusa o siewcy, a właściwie o Siewcy Słowa. „Gdzie ten siewca rzuca ziarno? – spyta ktoś z oburzeniem. – Na drogi? Na ubitą ziemię, gdzie ani źdźbło nie wyrośnie? Na kamienie i ciernie? Toż to czyste marnotrawstwo!” Bóg marnotrawny? Tymczasem to, co może wydać się trwonieniem dóbr, obrazuje Bożą ekonomię zbawienia: Jego hojność i wielkoduszność, nieprzebraną obfitość łaski, której On nie skąpi nikomu. Dla Niego nikt nie stoi zbyt daleko ani nie znajduje się w stanie beznadziejnym.

Odbiciem chrześcijańskiej wiary w uniwersalny charakter i zakres zbawienia jest funkcjonujące od wczesnego chrześcijaństwa sformułowanie „Kościół Powszechny” (grec. katholikos). Użył go już Ignacy z Antiochii, żyjący ok. 100 r. po Chr., a przynajmniej u niego znajdujemy pierwsze tego świadectwo. Zawiera je Credo apostolskie, a symbol nicejski głosi, że Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Ale czy to znaczy, że pokrywa się on z określoną instytucją kościelną że można go zamknąć w ramach jakiejś denominacji? Kto tak mniema, niech się szykuje na niespodziankę. Oto kaznodziejska anegdota, uwzględniająca też dalekie od ideału ziemskie stosunki kościelne.

Św. Piotr oprowadza po Niebie nowego przybysza. Wśród schludnych alejek i zadbanych trawników stoją z zachowaniem należytej odległości, najrozmaitsze kościoły. Jest niedzielny poranek i w każdym z nich trwa nabożeństwo. Przybysz z zaciekawieniem przysłuchuje się pieśniom i modlitwom, odczytuje tabliczki: tu baptyści, tam mennonici, dalej metodyści, obok prawosławni, tam z kolei anglikanie etc. Z jednego z kościołów dobiega donośny dźwięk dzwonów. Zaintrygowany przybysz pyta: – A tu kto się modli? Św. Piotr szepce mu coś na ucho i dodaje półgłosem: – A teraz cicho sza! I idziemy na paluszkach, bo oni są święcie przekonani, że oprócz nich nikogo więcej w Niebie nie ma...