Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10 / 1996

CO WY NA TO?

Przeciętny, a zwłaszcza młody człowiek żyje dziś w labiryncie rozmaitych nurtów duchowości. Nie sposób nawet ich wszystkich tu wymienić, ale z całą pewnością do najbardziej jaskrawych i niepokojących zjawisk należy rozkwit ruchów religijnych i parareligijnych kwestionujących chrześcijańską ortodoksję. Nie chodzi tu o bicie w dzwony na trwogę i potępianie ich wszystkich w czambuł. Po pierwsze, jak świat światem, zawsze pojawiali się samozwańczy mesjasze oferujący zagubionym ludziom – często w najlepszej wierze – najrozmaitsze, sprzeczne zresztą, patenty na zbawienie i szczęście. Po drugie, duchowy i intelektualny ferment jest dla chrześcijaństwa ożywczy, wręcz pożądany, abyśmy rwących rzek żywej wody nie zamienili w krzepnącą kałużę. Ewangeliczne poselstwo musi się wciąż na nowo aktualizować i tętnić życiem, my zaś jak ognia powinniśmy strzec się pułapki pobożnego samozadowolenia i krytycznie oceniać swój wizerunek. Jakże często oszukujemy się uważając, iż to zwierciadło, w którym się przeglądamy, jest krzywe, podczas gdy także nasze oblicze – jako wiernych i jako wspólnot kościelnych – bywa mocno wykrzywione i wypaczone. Jak w przypowieści o belce i źdźble.

W niniejszym numerze prezentujemy artykuły dr. Adama Aduszkiewicza i dr. Tadeusza Doktora poświęcone różnym przejawom sekciarstwa oraz, niczym memento, refleksje Tadeusza J. Zielińskiego o – grożącym każdej bez wyjątku chrześcijańskiej wspólnocie – niebezpieczeństwie, jakim jest uleganie postawom i mentalności sekciarskiej.

Tzw. nowe ruchy religijne, także te bardzo kontrowersyjne, są wyrazem duchowego głodu, próbą zaspokojenia głębokich ludzkich potrzeb, owocem żywych poszukiwań, a nie tylko dowodem demonicznych manipulacji. Kryje się za tym bowiem najgłębsza, często nie uświadomiona tęsknota człowieka za powrotem do utraconej jedności – jedności ze Stwórcą, jaką cieszyliśmy się, nim rozdzielił nas grzech. Gdyż, jak to ujął prorok Izajasz, “wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył”. Nie ma więc powodu, by z wyższością i politowaniem spoglądać na tych, którzy kluczą po życiowych meandrach i manowcach. To, że znamy Drogę, którą kroczą wybawieni przez Pana (inna sprawa, czy wiernie nią podążają), nie zwalnia nas z obowiązku głoszenia tej Nowiny innym, niesienia im pomocy i ratunku. Ale trzeba oderwać wzrok od siebie i rozejrzeć się wokół, usłyszeć błagalne wołanie i kierując się wewnętrznym głosem Ducha Świętego dotrzeć do tych, którzy błąkają się po bezdrożach, rozdarci między nadzieją i rozpaczą. Dlatego też przedstawiamy wizerunek optymistyczny: wyrosłą z nurtu śląskiego pietyzmu i nieodłączną od diakonii tradycję dzięgielowskich Tygodni Ewangelizacyjnych.

Wypowiedź o. Beli Hankovszkiego, przywołana w przeglądzie prasy, zachęca z kolei do rachunku sumienia: czy zdajemy egzamin z praktycznego chrześcijaństwa? Gdy marginesowe zazwyczaj zjawisko sekciarstwa zaczyna się rozrastać, warto zadać sobie trzeźwe pytanie, czy sami nie jesteśmy temu w jakimś stopniu winni, jeśli zaniedbaniem, obojętnością lub fałszywą wyższością przesłaniamy złaknionym miłości ludziom wizerunek Tego, który przyszedł zaświadczyć o odkupieńczej miłości Boga do człowieka.