Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 / 1995

CO WY NA TO?

Niespodziewanie przed mniejszymi Kościołami chrześcijańskimi w Polsce pojawiła się szansa działania ewangelizacyjno-informacyjnego na nieporównanie większą niż dotychczas skalę. Oto Telewizja Polska SA, nadająca swój program w systemie satelitarnym dla Polaków za granicą oraz odbierana w Kraju za pośrednictwem telewizji kablowej, zaproponowała Kościołom członkowskim Polskiej Rady Ekumenicznej udostępnienie raz w tygodniu, nieodpłatnie, kwadransa czasu antenowego. W lutym i w marcu odbyły się wstępne rozmowy przedstawicieli Telewizji Polonia najpierw z Zarządem, a potem z Komisją Radiową PRE. Według tych wstępnych ustaleń emisja audycji-zwiastuna nastąpiłaby już 4 czerwca, w Zesłanie Ducha Świętego, a prawdopodobnie od września br. ukazywałyby się regularnie następne – w każdy niedzielny wieczór. Niełatwo o tym pisać, ale na propozycję tę zareagowaliśmy w redakcji z mieszanymi uczuciami. Radości towarzyszą obawy. I trudno powiedzieć, co przeważa. Z radości nie trzeba się specjalnie tłumaczyć – wszak nadarza się pierwsza naprawdę poważna okazja dotarcia z Dobrą Nowiną oraz z serwisem informacji o życiu, pracy i współdziałaniu różnych Kościołów w Polsce – do szerokiego kręgu odbiorców w Kraju i poza jego wschodnią granicą, zarówno do żyjących tam rodaków, jak i do polskojęzycznych cudzoziemców, do współwyznawców, ale i do ludzi innych wyznań, a także do niewierzących i poszukujących. Dzięki telewizji Kościoły ewangelickie otrzymałyby atrakcyjną szansę prezentowania przed licznym audytorium swojego sposobu zwiastowania Ewangelii, tak zasadniczo różniącego się od katolickiego co do formy i rozłożenia akcentów. Doświadczenie ostatnich lat pokazało, że właśnie ta specyficzna dla ewangelicyzmu postać głoszenia Słowa Bożego i praktykowania pobożności zyskuje w Polsce zainteresowanie. Tyle o radości. A teraz o obawach.

Szansa, jaka się przed nami otwiera, nakłada jednak dodatkowe obowiązki i wzmożoną odpowiedzialność. Czy im podołamy? Czy nasze niewielkie pod względem liczebnym środowiska wyznaniowe udźwigną ciężar dodatkowej, systematycznie prowadzonej pracy, wymagającej w dodatku przygotowania fachowego i specjalistycznych kwalifikacji? Dobry program telewizyjny rządzi się wszak określonymi prawami, które trzeba znać, i musi być robiony przez specjalistów. Kościoły ewangelickie na razie takich specjalistów nie posiadają. Dysponując nawet życzliwą ekipą telewizyjną, która stworzy ramy audycji, Kościoły same będą musiały te ramy wypełnić odpowiednio podaną treścią zawartą w scenariuszu. Kto takie dobre scenariusze ułoży? We Francji, na przykład, cykliczna audycja Kościołów protestanckich, emitowana przez telewizję publiczną, cieszy się dużą „oglądalnością” i ma wysokie notowania wśród telewidzów, ale robiona jest przez sztab fachowców, przez redakcję złożoną głównie zresztą z ewangelików reformowanych, i to świeckich, desygnowanych przez Kościół wyłącznie do tej pracy. Które Kościoły w Polsce mogłyby sobie na taki luksus pozwolić? Na pewno nie nasz, który dziś ma problemy nawet ze skompletowaniem niewielkiej redakcji radiowej. Obawiamy się przeto, i chyba zasadnie, że w tej sytuacji nowe obowiązki związane z telewizją spadną na duchownych. W dodatku nie wszyscy oni nadają się do tego, by stanąć przed kamerą. Bo jeśli nawet są dobrzy jako duszpasterze i administratorzy parafialni, to nie znaczy, że sprawdzą się w roli kaznodziejów, publicystów czy prezenterów telewizyjnych. Do tego trzeba bowiem daru specjalnego, tego czegoś, co nazywamy „osobowością telewizyjną”. Zbyt mało miejsca jest w tym felietonie, żeby wymienić wszystkie nasze lęki wiążące się z propozycją Telewizji Polonia. Na koniec więc, już tylko w paru słowach, zaakcentujmy pewną ważną na gruncie Kościoła Ewangelicko--Reformowanego sprawę, a mianowicie „grzech zaniechania”. Obserwując poczynania naszych władz kościelnych można dojść do wniosku, że nie uwzględniły one w planach pracy kościelnej zmian dokonujących się w rzeczywistości polityczno-społecznej naszego państwa, tej poszerzającej się sfery wolności i otwierających się w związku z tym nowych możliwości oddziaływania Kościoła. Także za pośrednictwem publicznych środków przekazu. Ten brak myślenia perspektywicznego będzie się teraz na nas mścił. Nie wykształciliśmy bowiem młodych współwyznawców do pracy w kościelnych redakcjach – prasowej, radiowej, a teraz jeszcze telewizyjnej. Nasze środowisko wyznaniowe nie umiało też wytworzyć sprzyjającego klimatu wokół tych spraw, dzięki czemu młodzi garnęliby się do tego typu pracy w Kościele i dla Kościoła. Mamy w naszej społeczności spory odsetek inteligencji, a przecież, gdy przychodzi reprezentować Kościół na zewnątrz, obowiązek ten spada na barki kilku – zawsze tych samych i już wystarczająco obciążonych inną pracą – osób.

Słyszy się często opinię, że ewangelicy polscy mają wiele do zaofiarowania swojemu społeczeństwu, że dysponują dużym potencjałem intelektualnym i duchowym, że wystarczy tylko go uruchomić, aby rezultaty stały się widoczne gołym okiem. Właśnie przyszła pora i okazja, by to zademonstrować. Niebawem okaże się, ile w tym mitu, a ile prawdy.