Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 / 1994

CO WY NATO?

„Wśród profesji, których nie godzi się wykonywać uczniom Jezusa, jest zawód kata i „polityka". To stwierdzenie, wypowiedziane przed ćwierćwieczem w grupie młodych polskich chrześcijan różnych konfesji, spotkało się z aprobatą bodaj wszystkich uczestników spotkania – wszak ówczesne realia polityczne i odrażające, cyniczne oblicze władzy skutecznie zrażały do takiej działalności nawet najaktywniejszych chrześcijan.

Minęły jednak lata i zmieniły się okoliczności. Wielu chrześcijan, pokonując zadawnioną niechęć do polityki, uznało za swój obowiązek czynnie włączyć się w budowanie nowych, demokratycznych struktur państwa. Jedni – z poczucia obywatelskiej odpowiedzialności, drudzy – powodowani chrześcijańską nadzieją, że uda się zbudować siłami społeczeństwa takie państwo, które w swoim porządku ziemskim będzie lepiej niż dotychczas odwzorowywało porządek Boży, tzn. będzie rzeczywiście państwem stanowiącym i broniącym prawa.

Dziś coraz więcej ludzi doznaje zawodu obserwując wynaturzenia państwa polegające na jego niesprawiedliwości – na odrzucaniu podstawowych zasad prawa, na którego obrońcę i strażnika zostało przecież powołane. W wyniku tego państwo traci swój autorytet zamiast zyskiwać go wśród obywateli. Ci zaś, rozczarowani posunięciami władzy, mówią jak dawniej: „Byle dalej od polityki, bo to brudna rzecz".

Do takiego stanu bez wątpienia przyczyniają się różne fakty, ostatnio na przykład nieudzielenie przez Polskę poparcia rezolucji Komisji Praw Człowieka ONZ (Genewa, 9 marca br.), w wyniku czego ten ważny akt prawny, umożliwiający społeczności międzynarodowej praktyczne działania, nie został uchwalony.

Z decyzją Ministerstwa Spraw Zagranicznych trudno się pogodzić. Nie sposób też pozbyć się uczucia wstydu i zażenowania z powodu jej wymowy moralnej. Nasze państwo nie stanęło bowiem na wysokości zadania, nie zabrało głosu w obronie niewinnych ludzi, gnębionych za przekonania, poglądy i wyznawaną wiarę, gdyż – jak powiedzieli wysocy funkcjonariusze ministerstwa – „w Azji jest wiele bardzo skomplikowanych i odległych od nas [podkr. – red.] spraw związanych z prawami człowieka" oraz „odległość i cząstkowa jedynie wiedza o niektórych realiach nie ułatwia podjęcia jedynie słusznej i absolutnie jednoznacznej decyzji".

To są argumenty nie do pogodzenia z poczuciem sprawiedliwości, a także nie do przyjęcia dla kogokolwiek, kto pamięta niedawne czasy, gdy to w obronie naszych praw i wolności angażowały się tysiące osób na całym świecie, różne instytucje międzynarodowe oraz demokratyczne rządy, wywierając naciski na władzę komunistyczną i żądając uwolnienia więźniów politycznych i więźniów sumienia. Nasi obrońcy nie mówili wtedy, że polskie sprawy są od nich „odległe" lub zbyt słabo rozpoznane. Zresztą obecnie dostęp do informacji, nawet dla przeciętnego obywatela, nie stanowi problemu. Wystarczy chcieć.

Cała ta bolesna sprawa ma jeszcze jeden aspekt – według polskiej prasy za decyzją MSZ stoi „interes państwa", czyli przygotowywana polsko-chińska sesja gospodarcza oraz wizyta prezydenta lub premiera w Pekinie. Uwzględnianie takich kontekstów politycy zwykli nazywać polityką realistyczną, obywatele zaś się głowią, jak odróżnić tę „realistyczną politykę" od cynicznej gry interesów, w której stawką jest los dziesiątków (a może setek) tysięcy ludzi...

Rzadko „Jednota" zabiera głos w sprawach polis, bo nie ono stanowi główny przedmiot naszego zainteresowania. Ale w sytuacji, gdy państwo popada w niesławę i traci autorytet wskutek niesprawiedliwych działań ludzkich, gdy przestaje być obrońcą i strażnikiem prawa, obowiązkiem Kościoła jest „bronić państwa przed nim samym", gdyż „Kościół oddając Bogu, co boskie, słuchając Boga bardziej niż ludzi i modląc się za państwo – zabezpiecza jedyną możliwość jego odnowienia i uratowania przed upadkiem".

Te słowa wypowiedział największy ewangelicko-reformowany teolog mijającego stulecia, ks. Karol Barth. Idąc tropem jego myśli, zakończmy ten felieton następującą konkluzją dedykowaną ludziom polityki i ludziom Kościoła:

„...Jeden czynnik stale utrzymuje państwo, a nawet stanowi jego podstawę: tym czynnikiem na wszystkich etapach rozwoju i przemian jest Kościół chrześcijański. [...] Wystarczy, aby był autentycznym Kościołem, żeby mógł tę rolę wypełniać. Państwo natomiast przyjmuje świadczenie Kościoła i korzysta z niego nieświadomie bądź świadomie, i bez względu na to, czy jest lub nie jest mu za to wdzięczne, bez względu na to, czy się do tego przyznaje, czy też nie".