Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

CO WY NA TO?

10/1991

Nieprzebrane tłumy wypełniły przestrzeń pod murami jasnogórskiego klasztoru. Kamera telewizyjna ukazywała rzekę głów sięgającą daleko w głąb miasta. Światowy Dzień Młodzieży zgromadził około półtora miliona uczestników.

Szereg przyczyn złożyło się na tak wielki liczebny sukces częstochowskiego zgromadzenia. Przede wszystkim jednak magnesem przyciągającym pielgrzymów była osoba papieża, niesłychanie popularnego wśród mas, zwłaszcza na wschodzie Europy, gdzie ludzie najlepiej zdają sobie sprawę z roli, jaką spełnił on w podważeniu i doprowadzeniu do upadku struktur komunizmu. Nie bez wpływu na jego popularność pozostaje szczególny charyzmat Jana Pawła II, osobisty urok, dążenie do bezpośredniości i umiejętność trafiania do ludzkich uczuć, znajdowania słów, które nawet jeżeli niczym szczególnym się nie wyróżniają, w jego ustach nabierają intensywnego zabarwienia, a w uszach słuchaczy rozbrzmiewają pogłębionym znaczeniem.

Wrażenie niezwykłości osoby papieża podnosi aura stworzona przez odpowiednią scenografię i reżyserię wydarzenia, umieszczającą jego postać w samym centrum. Zbudowany w najwyższym punkcie biały baldachim z przygotowanym tronem odcina się od czerwieni murów i tła świątyni. Gdy papież znajdzie się w tym miejscu, będzie głównym akcentem, mając po jednej stronie krzyż, po drugiej obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, a u stóp ołtarz, przy którym będzie sprawował Eucharystię. Takie rozwiązanie podnosi jego znaczenie w oczach wiernych niemal aż do poziomu ubóstwienia.

Czyż trzeba w tym miejscu dodawać, że ewangelik patrzał na tę scenerię z wielkimi oporami, nawet jeśli starał się zrozumieć, że chodziło o ukazanie osoby papieża maksymalnej liczbie pielgrzymów, ludziom spragnionym autorytetu, któremu mogliby zaufać, pełnym tęsknoty za wartościami duchowymi, które nadadzą sens ich życiu, po omacku szukającym Boga, ku któremu mógłby poprowadzić ten człowiek w bieli? To prawda, że wiele treści podawanych zgromadzonym miało charakter teocentryczny, co stanowiło niewątpliwy walor wydarzenia, niemniej jednak w pamięci pozostaje mocno odciśnięty obraz człowieka, który wysuwa się na pierwszy plan. Wyglądało, jakby perspektywa była nieco skrzywiona, i dlatego można było odnieść wrażenie, że słowa stale powracającego refrenu: „Abba, Ojcze”, kierowały się ku temu, którego zebrani tytułują Ojcem Świętym.

Jest rzeczą zrozumiałą, że ewangelik na wiele rzeczy patrzy inaczej, nie akceptuje rozbudowanego kultu maryjnego, czci, jaką otaczany jest obraz częstochowski, obrzędów koronowania obrazów ani aury otaczającej osobę papieża. Nie znaczy to jednak, że ignoruje doniosłość zgromadzenia, znaczenie miejsca, gdzie ono się odbywało i rolę spełnianą przez papieża. Potrzeba światu tchnienia dobra, punktu odniesienia, jakiegoś oparcia, odwołania się do trwałych wartości moralnych, pogłębienia duchowego. To wszystko mogli znaleźć ludzie zgromadzeni pod jasnogórskim sanktuarium, uczestniczący w katechezie prowadzonej w wielu kościołach, wpatrzeni z nadzieją w przywódcę Kościoła katolickiego, w jakimś sensie czołową postać chrześcijaństwa.

Atmosfera radości i wspólnoty dominowała nad tym różnobarwnym i wielojęzycznym zgromadzeniem. Na ekranie widać było szeregi młodych ludzi kołyszące się w rytm śpiewanej pieśni, uśmiechnięte twarze, roziskrzone oczy, złączone nad głowami ręce. Chciałoby się, aby to nie było tylko chwilowe emocjonalne uniesienie, ale przeżycie, które wzbogaci uczestników, a za ich pośrednictwem innych ludzi, o trwałe wartości duchowe. Czy jednak poddadzą się oni działaniu Ducha, czy usłyszą głos Boga i czy zechcą okazać Mu posłuszeństwo?