Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

8/1990

CO WY NA TO?

Bardzo poważne wydarzenia natury politycznej i gospodarczej poruszają opinię publiczną. Niepokój wywołuje nie tyle fakt zaistnienia różnicy zdań i spory toczone w prasie, w łonie niesolidarnej już „Solidarności”, w Sejmie, ile forma, styl i język, jakimi posługują się strony w dyspucie. Różnice zdań i spory między ludźmi są zjawiskiem całkiem naturalnym, nieodłącznie związanym z grzeszną, czyli ułomną, naturą ludzką. Jednomyślność nie zawsze wynika z wielkodusznego dążenia do zgody ludzi, którzy rozumieją doniosłość wspólnych celów i pragną dobra ogółu. Najczęściej bywa ona wywołana przez okoliczności albo przez podporządkowanie i wymuszenie. Skoro zmierzamy ku upragnionej wolności i demokracji, nie powinniśmy załamywać rąk z powodu braku jednomyślności. Zjawiskiem godnym napiętnowania jest natomiast skłonność do posługiwania się kłamstwem, oszczerstwem, publicznym donosem dla pognębienia przeciwnika. W pewnym mieście wojewódzkim na tablicy ogłoszeń przy rzymskokatolickim kościele parafialnym czytaliśmy protest Osiedlowych Komitetów Obywatelskich przeciw pomówieniom i inwektywom rozpowszechnianym przez wojewódzki NSZZ „S” pod adresem senatora reprezentującego to województwo. Nie jest to, niestety, przykład odosobniony.

U ludzi wychowanych w środowiskach ewangelickich rozmaitość zdań, różnorodność postaw i opinii raczej nie powinna wywoływać zdziwienia ani niepokoju. Autorytetem jest bowiem prawda, a nie osoba na urzędzie. Zdziwienie i niepokój wywoła raczej milczenie, brak reakcji, ponieważ za nimi może kryć się jakaś manipulacja, sztuczne wyciszanie opozycji albo obojętność – objaw również niezdrowy.

Jedną ze spraw, które odbijają się dość szerokim echem w naszym kraju, jest żądanie przywrócenia lekcji religii w szkołach. Wypowiadaliśmy się już na ten temat w „Jednocie”, zabieraliśmy też głos w „Gazecie Wyborczej” i w radiu. Nie zaprzątalibyśmy więc ponownie uwagi Czytelników, gdyby tymczasem nie zaszło pewne, w wysokim stopniu niepokojące, wydarzenie. Otóż 29 czerwca miało się odbyć w telewizji „otwarte studio” poświęcone dyskusji na temat lekcji religii w szkole. Do udziału w nim zostaliśmy zaproszeni, ale w ostatniej chwili, na dzień przed zapowiedzianym terminem, zawiadomiono nas, że „studio” zostało odwołane. Widocznie komuś zależało, aby sprawę wyciszyć, nie dopuścić do publicznej debaty. Wygląda na to, jakby argumenty „za” nie miały siły przekonującej i dlatego posłużono się siłą nacisku, aby nie dopuścić do konfrontacji z argumentami „przeciw”. Bardzo niepokojąca jest ta arbitralna decyzja uniemożliwiająca ujawnienie prawdziwych opinii. Do tej samej kategorii niepokojących spraw należy zaliczyć wstrzymanie jakiś czas temu projekcji w telewizji bardzo interesującego serialu o Biblii. Poddano go cenzurze (podobno na KUL), ale na szczęście dopuszczono do dalszego rozpowszechniania. Czyżby po likwidacji Głównego Urzędu Kontroli zaczęła działać jakaś nowa cenzura prewencyjna, groźniejsza od tamtej, bo potajemna, funkcjonująca za kulisami?

Wniosek z tego wydarzenia jest taki, że po wprowadzeniu lekcji religii do szkół może być dużo gorzej, niż sobie wyobrażamy. Zwłaszcza zaś dużo gorzej, niż wynikałoby to z deklaracji autorytetów kościelnych, które pragnąc przywrócenia dawnych praktyk roztaczają obrazy sielskiego współżycia dzieci i dorosłych różnych wyznań, „ponieważ Pan Jezus przecież uczy miłości” i „nikt się niczego złego na religii nie nauczy”. Czego uczy Pan Jezus, wiemy. Wiemy też, jaka jest treść Ewangelii. Niestety jednak, ci, którzy mienią się wyznawcami Jezusa i powinni uczyć zasad Ewangelii, nie zawsze wstępują w ślady Jezusa, a życiem swoim niekoniecznie świadczą o Ewangelii. Mniej obawialibyśmy się zagrożeń ze strony współbraci chrześcijan, gdyby naprawdę zapanowała wolność i demokracja. Któż nam jednak zagwarantuje, że nowa cenzura nie wyciszy niewygodnych głosów ujawniających fakty dyskryminacji? Jakże się bronić, jeśli będzie się pozbawionym głosu?