Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 3-4/1990

CO WY NA TO?

Na zebraniu uczelnianej rady wydziału związany z „Solidarnością” dziekan wyraził serdeczne podziękowanie sekretarzowi organizacji partyjnej, który przez wiele lat z rzędu uczestniczył w posiedzeniach rady. W mowie pożegnalnej podkreślił jego lojalność, zgodną współpracę i troskę o ludzkie sprawy. Słowa uznania odnosiły się do uczciwego i prawego człowieka, a nie do organizacji, której interesy reprezentował. Mimo że była to organizacja zniewalająca umysły i sankcjonująca bezprawie, człowiek ten potrafił zachować pewną niezależność i postępować zgodnie ze swymi przekonaniami. Zapewne było takich więcej. Służyli wprawdzie złej sprawie, ale w sferze swego oddziaływania dokonali czegoś obiektywnie dobrego. Nie powinno się o takich ludziach zapominać, albowiem pozwalają wierzyć w wartość człowieczeństwa, chociaż wielu innych czyniło wszystko, aby tę wiarę obalić, a człowieczeństwo pozbawić wszelkiej wartości.

Pojawia się w związku z tym pytanie natury moralnej. Czy tej drugiej kategorii ludzi przebaczyć i puścić ich działalność w niepamięć? Czy należy odkreślić przeszłość grubą kreską, jak mówi Premier, i zacząć wszystko od nowa? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta. Różni przecież są ludzie, różny stopień ich odpowiedzialności, różny zakres ich wpływów, różny stopień złej woli. Jedni wcześniej, inni później zdali sobie sprawę z tego, że służyli złej sprawie, a jeszcze innym jest całkiem obojętne, jakiej sprawie służyli, żałują tylko, że postawili na złego konia. Są tacy, którzy wprowadzali i podtrzymywali zbrodniczy system, są też tacy, którzy wydawali zbrodnicze rozkazy, ferowali zbrodnicze wyroki i tacy, którzy własnymi rękami popełniali zbrodnie, osobiście ludzi zastraszając, dyskryminując, torturując, zabijając. Jedni dali się zafascynować pięknym acz kłamliwym teoriom i hasłom, drudzy, z natury potulni, okazywali posłuszeństwo władzy, wielu zaś nic nie widziało, nie słyszało, aby tylko żyć w spokoju.

Mówi się, że należy postępować „po chrześcijańsku”, ale chyba mało kto zastanawia się, co to znaczy, poza tym, że to ładnie brzmi. Zastanówmy się, jak to jest z przebaczeniem, pojęciem typowo chrześcijańskim, na które różni ludzie się obecnie powołują. Niewątpliwie powinienem przebaczyć temu, kto mnie skrzywdził, czyli mojemu winowajcy. Ale czy mam prawo i w ogóle możliwość wybaczenia temu, kto skrzywdził mego bliźniego? Czy winowajca ma prawo oczekiwać, a tym bardziej dopominać się wybaczenia, jeśli nie uznał swojej winy, nie wyraził skruchy ani nie próbował nawet okazać, że naprawdę myśli i postępuje już inaczej niż dotąd?

A jak traktować winę wobec zbiorowości? Przebaczenie jest w takim przypadku procesem złożonym, bo obejmuje krzywdę wyrządzoną i mnie, i mojemu bliźniemu, i jeszcze jego bliźniemu. Moją krzywdę mogę wybaczyć bezwarunkowo, ale kto miałby wybaczyć w imieniu zbiorowości? Kto ma prawo i możliwość wybaczania w imieniu innych osób skrzywdzonych?

Zbiorowość nie jest tylko sumą jednostek ani bezładną masą, lecz złożonym organizmem, a jego funkcjami rządzą – wg św. Pawła władze zwierzchnie, ustanowione przez Boga (Rzym. 13:1 i nast.). Do istoty ludzkiej zbiorowości należy instytucja, która nią zarządza i ją reprezentuje. Trudne zadanie i ciężka odpowiedzialność za decyzje podejmowane dla dobra zbiorowości i w jej imieniu spoczywają więc na ludziach sprawujących władzę (ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą). O nich to mówi Apostoł, że nie na próżno miecz noszą, bo mają stosować prawo i wymierzać sprawiedliwość. Czy powinni też w imieniu zbiorowości wybaczać? Tak, ale muszą też wymagać, aby winowajca uznał swoją winę i czynami uwiarygodnił zmianę postawy.

Niedobrze jest, jeśli przez odmowę przebaczenia odbiera się człowiekowi nadzieję. Wcale nie jest lepiej, jeśli przez pobłażliwość utwierdza się w nim poczucie bezkarności.