Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 2/2021, s. 3

Ewa JozwiakBardzo chętnie definiujemy siebie jako ludzi otwartych, ekumenicznych, czyli dążących do jedności Kościoła i pielęgnujących dobre relacje z innymi chrześcijanami. Cóż to jednak oznacza w praktyce? Jak rozumiemy swoją otwartość i gdzie stawiamy granice swojemu ekumenizmowi? Okazuje się, że powołując się na własną wiarę, rozumienie zasad konfesyjnych i interpretację Biblii dwie osoby potrafią wyciągnąć czasem krańcowo różne wnioski na ten temat.

„Kalwin (...) widział zagrożenie dla reformacji w braku determinacji w dążeniu do jedności” – pisze Michael Weinrich (zobacz tutaj). I dalej autor tłumaczy, że to „Biblia, ze swoją różnorodnością, była nie tylko jedyną podstawą, na której Kościół miał mocny fundament, ale także prawdziwie katolicką [czyli powszechną] więzią, która jednoczy rozproszone chrześcijaństwo w jednym Kościele Jezusa Chrystusa. Nie opiera się na Kościele w jego historycznej konstytucji, ale odnosi się bezpośrednio do samego Chrystusa jako jednoczącej głowy Kościoła i pasterza gromadzącego rozproszoną trzodę”. Nawet w jednym Kościele (a co dopiero będąc członkami różnych Kościołów) potrafimy fundamentalnie się różnić w kwestii organizowania w naszych parafiach nabożeństw ekumenicznych i uczestniczenia w mszach czy innych ekumenicznych zgromadzeniach liturgicznych organizowanych przez braci katolików. Kościół bez dążenia do jedności zamienia się w zgromadzenie osób dbających jedynie o swoje własne interesy i rozgrywających jednych przeciw drugim.

Można powiedzieć, że to normalne, iż ludzie w różny sposób rozumieją samego Chrystusa, jak i jego rolę „pasterza gromadzącego rozproszoną trzodę”. Przykłady można mnożyć. O kilku z nich piszemy w tym numerze JEDNOTY. Odnosząc się do rozumienia predestynacji (artykuły na ten temat tutaj i tutaj) możemy zweryfikować swoje rozumienie tego pojęcia w teologii ewangelicko-reformowanej.

W chrześcijańskiej otwartości nie koncentrujemy się jedynie na siostrach i braciach chrześcijanach. Zachęcamy, aby pomyśleć nad podejściem do antysemityzmu i o odwadze przeciwstawiania się jego przejawom (publikujemy o tym teksty tutaj i tutaj).

Moda na otwartość niektórym z nas przeszkadza, nie zgadzają się oni na takie, a nie inne jej definiowanie. Stawiają tamy, mnożą przeszkody. Ale czyż otwartość nie jest początkiem i warunkiem reformacji, czyli ciągłego procesu przeglądania się w zwierciadle Słowa Bożego i gotowości na zmiany? Jak wreszcie znaleźć złoty środek między burzącą wszystko rewolucją, a petryfikacją wygodnego status quo? Co Wy na to, drodzy Czytelnicy?

* * * * *

Ewa Jóźwiak – redaktor naczelna JEDNOTY