Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4/2018, s. 5

Jaroslaw Swiderski (fot. Ewa Jozwiak)Zaskoczyła mnie żywa reakcja czytelników na poprzednie „Co Wy na to?” prezentujące postać prof. Zofii Lejmbach jako osoby, której życiorys stanowić może najbardziej godną reprezentację losów naszej ojczyzny (ale i naszej społeczności ewangelicko-reformowanej w Polsce) w minionym, jubileuszowym stuleciu. Zwrócono mi jednak słuszną uwagę, że za bardzo skupiłem się na wydarzeniach z życia pani profesor, a za mało napisałem o wpływie, jaki jej działalność wywierała na tych, którzy mieli szczęście spotkać ją na swej drodze.

Pani profesor była żywym dowodem na to, że pracowitość i przekonanie o słuszności swoich poczynań pozwala łamać pogląd, iż „dobry specjalista to wąski specjalista”. Znamy jej bohaterskie czyny dokonane u schyłku pierwszej i podczas drugiej wojny światowej. Wiemy o misjach wśród ubogich dzieci, zorganizowaniu powojennej pomocy diakonijnej, o odkryciach naukowych i reorganizowaniu szkolnictwa medycznego, wreszcie o jej wyborze na urząd prezesa Konsystorza. Chciałbym więc teraz opisać na przykładzie trzech wydarzeń charakter i styl jej działalności.

W latach 60. ubiegłego stulecia uczestniczyłem w popołudniowym, bardzo trudnym posiedzeniu Konsystorza na temat problemów powstających na styku Kościół–władze państwowe. Pani profesor prowadziła zebranie z wyjątkowym wyczuciem sytuacji, umiejętnie wykorzystując wiedzę większości zebranych. Nagle została odwołana do telefonu. Jej były uczeń, pediatra pracujący na południu Polski, prosił ją o pomoc w ratowaniu ciężko chorego dziecka. Poprosiła tego młodego lekarza o przygotowanie sali operacyjnej na najbliższą noc, a jednego z nas o załatwienie jej biletu na wieczorny pociąg. Sama z zimną krwią dokończyła zebranie, rozdzielając pomiędzy nas wytyczne, jak mamy postąpić z urzędnikami ministerstwa. Następnego dnia pytałem w rektoracie Akademii, kiedy profesor powróci do Warszawy, i otrzymałem zdumiewającą wiadomość, że wróciła rano, o 7:00, a od 9:00 prowadzi swój normalny wykład.

W drugim przykładzie chcę pokazać, jak profesor pokazywała skuteczność ludzkiej solidarności. Opowiedziała mi o tym pewna uboga kobieta, która z ogromnym wysiłkiem dowiozła swego kilkuletniego synka do warszawskiego szpitala, gdzie został zoperowany przez panią profesor. Po operacji przebudził się w złym stanie psychicznym i bardzo potrzebował obecności swej matki przy szpitalnym łóżku. Kobieta nie posiadała żadnych środków na pozostanie w stolicy. Pani profesor wzięła nieznaną sobie wcześniej niewiastę do swego mieszkania i ofiarowała jej noclegi oraz wyżywienie aż do czasu, gdy zdrowi mogli powrócić do swej wioski.

Trzecia z takich życiowych nauk, którą pani profesor „przekazała mi” stosunkowo niedawno, dotyczyła możliwości współpracy i wzajemnego oddziaływania na siebie ludzi z różnych wyznań, a więc ekumenii, na której rozwój w naszym kraju miała liczący się wpływ. Podobnie, jak w innych dziedzinach swojej działalności, pani profesor na ogół unikała wygłaszania lub formułowania deklaracji, apeli. Po prostu starała się konkretnie pomóc. Symbolem takiego postępowania stało się dla mnie następujące wydarzenie: w parę lat po jej śmierci w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie, w czasie jakiejś ekumenicznej uroczystości, arcybiskup rzymskokatolicki po wygłoszeniu dobrego kazania powiedział: „Pewno niewielu z państwa wie, że nim zostałem duchownym, byłem lekarzem, podobno dobrym. Ale to, iż byłem dobrym lekarzem, a potem stałem się duchownym, a nawet arcybiskupem, zawdzięczam w znacznej mierze waszej współwyznawczyni, pani profesor Zofii Lejmbach”. Czy jesteśmy w stanie naśladować panią profesor w dzisiejszej rzeczywistości?

Co Wy na to, drodzy Czytelnicy?

* * * * *

Jarosław Świderski – profesor elektronik, Instytut Technologii Elektronowej

 

Na zdjęciu autor felietonu (fot. Ewa Jóźwiak)