Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

12/1990

We współczesnej teologii katolickiej, zwłaszcza tej zawartej w oficjalnych dokumentach popartych autorytetem Urzędu Nauczającego, można dostrzec intensywny ruch w kierunku znalezienia nowych rozwiązań w dziedzinie mariologii. Ku rozpaczy wielu ewangelików, katolicy próbują sformułować mariologię biblijną, która – z woli części teologów z papieżem na czele – ma spełnić ważną rolę w procesie zjednoczenia chrześcijan. Trzeba otwarcie przyznać, że protestanci zwykle patrzą na tego rodzaju próby podejrzliwie, sądzą bowiem, że katolicyzm pragnie post factum usprawiedliwić swój rozbudowany, sprzeczny z Ewangelią, kult maryjny oraz uzasadnić bogate tradycje maryjnej pobożności ludowej, a tym samym zatrzymać proces odnowy zapoczątkowany w duchu prawdziwego ekumenizmu przez II Sobór Watykański. Ponadto – i to trzeba głośno powiedzieć – protestanckie elity intelektualne (w tym większość teologów) sądzą, że biblistyka katolicka, rozwijająca się w miarę swobodnie dopiero od niespełna półwiecza, nie daje żadnych innych podstaw do rozwoju teologii biblijnej i systematycznej niż te, które stworzyli wielcy myśliciele XX wieku, tacy jak Barth czy Tillich. Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że to właśnie protestanci rozwinęli nowoczesną biblistykę, a najwięksi teologowie katoliccy ostatniej doby obficie czerpią z dorobku teologii protestanckiej, narażając się zresztą często na konflikty z Urzędem Nauczającym swojego Kościoła. Mówiąc bardzo brutalnie: protestanci są za wolnością badań teologicznych, gdyż są przekonani, że nieskrępowane docieranie do źródeł chrześcijaństwa, poprawne odczytywanie aktualnego znaczenia nauk Ewangelii we współczesnych uwarunkowaniach cywilizacyjnych oraz ciągła weryfikacja tradycji w świetle nauczania apostolskiego to jedyna droga do jedności. Dlatego konflikty najwybitniejszych teologów katolickich XX wieku (O. Casel, Y. Congar, M.D. Chenu, P. Teilhard de Chardin czy ostatnio H. Küng) z Urzędem Nauczającym są przez protestantów postrzegane jako nieuchronna walka chrześcijańskiego ducha wolności o Bożą Prawdę, jako walka z grzechem zadufania we własną, ludzką nieomylność.

Powróćmy jednak do mariologii: ewangelicy lepiej przyjęli adhortację Pawła VI Marialis Cultus1 niż encyklikę Jana Pawła II Redemptoris Mater. Dlaczego? Dlatego, że tę pierwszą odebrali przede wszystkim jako krytykę rozwiniętego kultu maryjnego i zwrot ku Biblii, a tę drugą – jako zahamowanie krytyki i próbę usprawiedliwienia kultu „podejrzaną” mariologią biblijną. Mariologia taka jest dla protestantów trudna do przyjęcia z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, bo traktowanie Marii jako „figury” Kościoła jest trudne do pogodzenia z całą chrystologicznie i pneumatologicznie zorientowaną eklezjologią protestancką oraz – o czym nie wolno zapominać – z najwartościowszym (zdaniem protestantów) nurtem we współczesnej eklezjologii katolickiej (W. Kasper, H. de Lubac, E. Schillebeeckx, J. Metz, Y. Congar i in.). Orientacja mariologiczna może mieć dalekie (a więc spekulatywne, czyli wątpliwe) powiązania z Biblią, natomiast chrystologia odwołuje się do Pisma Świętego bezpośrednio. Po drugie, chociaż nikt nie zaprzecza, że istnieje mariologią ewangelicka (choćby u M. Lutra) i że można sobie nawet wyobrazić zbliżenie na tym polu między katolikami a protestantami, to faktem jest, że główną kością niezgody między nimi pozostaje sfera kultu. Ewangelicy mogą się zgodzić (i zwykle się godzą) na tytuły mariologiczne, takie jak Theotokos, ale nie chcą się do Marii modlić, tak jak nie zwracają się w modlitwach do św. Pawła, chociaż uznają go za Apostoła Narodów. Stąd niechęć teologii ewangelickiej do badań mariologicznych, mariologią bowiem i tak nie może odgrywać ważnej roli w dogmatyce. Zresztą dogmatyka ewangelicka ma być przede wszystkim rejestracją trudności chrześcijanina chcącego mówić o Bogu, a nie doktryną normatywną Kościoła2. Racja istnienia i rozwoju dogmatyki współczesnej wynika stąd, że chrześcijanin chwali Boga i głosi Jego wolę w sposób, który nieustannie odwołuje się do korzeni chrześcijaństwa, a zarazem uwzględnia aktualny kontekst– inaczej bowiem przestaje być zrozumiały.

Wydawnictwo Księży Marianów opublikowało niedawno polski przekład głośnej pracy mariologicznej Maxa Thuriana3, Autor jest członkiem ekumenicznej wspólnoty Taizé, nie tak dawno przeszedł z protestantyzmu na katolicyzm i przyjął święcenia kapłańskie. Omawiana praca jest jedną z najlepszych książek mariologicznych, jakie powstały w Europie po II wojnie światowej. Ma ona charakter „katolicki” tylko w tym sensie, że podejmuje temat mariologiczny i dopuszcza zasadność paraboli „Marii jako figury Kościoła”. Jest natomiast protestancka w tym znaczeniu, że analizy teologiczne i biblijne nie owocują w niej wnioskiem o konieczności zwracania się do Marii w modlitwach (moim zdaniem wniosku takiego nie da się w ten sposób wysnuć).

Nie sądzę jednak, aby ten typ mariologii został uznany przez Kościół rzymskokatolicki jako ostateczny; sądzę raczej, że katolicyzm nie zrezygnuje w najbliższym czasie z modlitw do Marii i świętych, niemniej książka Thuriana może przyczynić się do ponownego przemyślenia tej sprawy w obu nurtach Kościoła Zachodniego. Dobrze więc, że wydano ją również w języku polskim, choć szkoda, że czekano z tym 37 lat. Ostatecznie więc może i dobrze się stało, że Thurian został katolikiem...

Polecam jego książkę Czytelnikom „Jednoty” przede wszystkim dlatego, że stara się ona wznieść ponad podziały wyznaniowe i rzetelnie, na nowo analizować to, co na temat Matki Jezusa mówi Nowy Testament i co z tego może wynikać dla naszej chrześcijańskiej wiary. Dla protestantów oznacza to przede wszystkim przypomnienie, że Maria jest obecna w Biblii, nie może więc być pomijana w nauczaniu Kościoła. Mariologią Thuriana nie jest autonomiczna wobec chrystologii i pneumatologii – wprost przeciwnie, stara się wykazać, że Maria może być czczona i szanowana, że znalazła swe miejsce w Ewangelii i w Kościele „jedynie” (ale również „aż”) dzięki woli Boga, zbawczej roli Jego Syna i społeczności Ducha. W tym miejscu całkowicie podzielam optymizm autora: protestanckie „jedynie” można i trzeba pogodzić z katolickim „aż”, jeżeli poważnie traktujemy dążenia do wypełnienia przykazania Jezusa o jedności. Natomiast zarówno rozwój kultu maryjnego (zwłaszcza w Polsce), jak i aktualne oficjalne milczenie Kościoła katolickiego w kwestii modlitw do Marii i świętych ciągle znacznie odbiega od wniosków Thuriana. Wypada więc uzbroić się w cierpliwość i ufać raczej w moc Ducha Świętego niż w mądrość szkół teologicznych i Urzędu Nauczającego.

 

1 „Jednota” nr 1 (1987)

2 „Jednota” nr 3 (1989)

3 Max Thurian: Maryja. Matka Pana, figura Kościoła. Przekład Eugeniusz Ogiński MIC. Słowo wstępne ks. Alfons Skowronek. Wydawnictwo Księży Marianów. Warszawa 1990. Seria Mariologiczna THEOTOKOS, t. 2, s. 226.