Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2013, ss. 31-32

Nie bardzo rozumiem tych wszystkich, którzy film Władysława Pasikowskiego „Pokłosie” określają jako thriller, a komentują i oceniają go niemal jak dokument historyczny. I stąd chyba ta nasza narodowa, na szczęście krótka, wrzawa wokół tej produkcji.

Czy jest ona kolejną próbą rozliczenia z przeszłością? Myślę, że nie, bo to uniwersalna opowieść o zmierzaniu się z niezależnymi od nas faktami, które z czasem, często wbrew naszej woli, zmieniają nam życie. Jeśli treść tego filmu będziemy przekładać na naszą polską przeszłość to wyłącznie z powodu niespokojnego sumienia, poczucia nierozgrzeszonej przeszłości. I właśnie o tym jest ten film; o sumieniu jednostki i zbiorowości, o religii, o chrześcijaństwie, o prawdziwości i kabotynizmie wiary. Ot, o kondycji człowieka, ludzi, którzy różnie sobie radzą z własną, często trudną, przeszłością. Niekoniecznie musi to być Polak czy Polka z powodu reżysera, produkcji etc. „Pokłosie” z pewnością wywoła jeszcze niejedną dyskusję o udziale Polaków w zagładzie Żydów, ale Pasikowski nie zamierza uczyć nas i oceniać historii. Na kanwie historii snuje znacznie ciekawszą opowieść, wobec której nie powinno się przechodzić obojętnie.

W czasie II wojny światowej w jednej z polskich wsi doszło do straszliwej, zbiorowej zbrodni. Dwaj bracia, Franciszek i Józef Kalinowie, wbrew milczącej zmowie jej mieszkańców, chcą dociec prawdy, która może mocno obciążyć nie tylko członków lokalnej społeczności. Wszystko zaczyna się od przypadkowego znalezienia kamiennych macew, wykorzystanych do utwardzenia wiejskiej drogi, i od żony Józefa Kaliny, która jakby bez powodu opuściła dom i wyemigrowała za ocean.

Wiarygodnie sportretowane małe środowisko lokalne ze swoimi fobiami, powikłaniami i tajemnicami przeszłości odrzuca obcych i piętnuje wszelką inność. Ludzie mieniący się katolikami są gotowi bić, sponiewierać innych w imię własnych racji. Pozornie zwykła polska wieś; kościół, posterunek policji, sklep. Przyglądając się jednak bliżej atmosferze życia codziennego dostrzeżemy niechęć, brak zaufania, a wręcz niepokój jej mieszkańców, także wobec przybyłego po latach emigracji Franciszka Kaliny. W powietrzu coś tu wisi...

Film ogląda się bardzo dobrze, narracja prowadzona jest świetnie w sposób przemyślany i poukładany, w dobrym tempie i bez zbędnego pośpiechu. Na ekranie pojawiają się...

Krzysztof Balawender

 

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl