Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 11-12 / 2011

BLIŻEJ PARAFII

Parafia Zelowska jest trudną parafią? Czy to prawdziwa ocena? Pytanie tak sformułowane jest ogólnikowe, mówiące o pewnym zjawisku lub też stereotypie, który funkcjonuje w przestrzeni naszego Kościoła. Choć wydaje się, że fakty są nieubłagane, rzeczywistość, jak się okazuje, postrzegana jest w różny sposób i poddaje się różnym interpretacjom. Spójrzmy na Jezusa i słowa Ewangelistów, by przekonać się, że lekcje Mistrza wyjaśniane są w różny sposób. Jednak większość z nas chciałaby mieć świat wewnętrzny i zewnętrzny określony, przewidywalny, bezpieczny i bezkonfliktowy.
Nie ma nic szczególnego w parafii zelowskiej. Liczebnie porównywalna jest z parafią warszawską. Choć zakorzeniona w tradycji czeskobraterskiej, konfesyjnie identyczna jest z parafiami łódzką, kleszczowską czy bełchatowską.

W relacjach międzyludzkich, które rozwijają się w trudzie codziennego życia, nikt nie oczekuje bezwzględnej doskonałości lub heroicznych postaw. Ludzkie słowa i czyny są świadectwem zwyczajności i powszedniości. W parafii zelowskiej jest to wyczuwalne, namacalne. Uznając siebie za chrześcijan, chcąc pracować na rzecz wspólnoty, szukając dla siebie miejsca w Kościele, zborownicy są tacy jacy są: pastor, jako prowadzący zbór z odpowiednimi kwalifikacjami, starszy zboru z mandatem zaufania parafian i szeregowy członek wspólnoty, pojawiający się w niej z własnego wyboru, akceptowany przez wszystkich – taki jaki jest. W podobnej wspólnocie nie ma miejsca na licytację – robię więcej, robię mniej, jestem ważny, szczególny, nadzwyczajny czy niezastąpiony.
Parafia zelowska jest samowystarczalna finansowo. Nie znaczy to jednak, że jej członkowie spoczęli na laurach. Parafia posiada kościół, dom zborowy, plebanię i dom parafialny w rynku. Dumą tej społeczności jest przedszkole edukacyjne, którego dyrektorem jest Maria Janczyk-Kukieła. Kolegium i zborownicy dbają, by nic z tego dorobku nie uronić. Starają się, by dzieci przebywające w przedszkolu miały odpowiednie warunki, a kadra najwyższe kwalifikacje. Spoglądanie w przyszłość jest jednym ze stałych elementów myślenia tych ludzi. Liczą się z konkurencją, wiedzą, że mogą powstać inne przedszkola – chcą być najlepsi. Dzięki gospodarności i zapobiegliwości członków Kolegium starcza na remonty, na pensje dla pracowników, na organizowanie imprez parafialnych i na wiele innych, drobnych lub większych, potrzeb.
Poświęcanie prywatnego czasu na rzecz parafii jest godne podziwu. Wystarczy spojrzeć na teren wokół kościoła, na trawniki przed domem zborowym, na mini staw i drewnianą wiatę przy nim, na wnętrza budynków, by stwierdzić, że nie są to luksusy. Ale wszędzie jest schludnie, czysto, bezpiecznie i funkcjonalnie. Przy takim zaangażowaniu, oddaniu sprawie, nie należy się dziwić, że członkowie Kolegium są wymagający. To nie jest wysoko zawieszona poprzeczka. Nic ponad miarę – chciałoby się powiedzieć. Nie ma tam jakiegokolwiek widzimisię. Wszystko jest oparte na tradycji Kościoła reformowanego, na regulaminach, na Prawie wewnętrznym. Członkowie Kolegium wymagają jedynie uczciwie i rzetelnie wykonanej pracy, czy to będzie pastor czy etatowy pracownik. Wymaga się od nich właśnie normalności. Protestanci często podkreślają ewangelicki etos pracy i odpowiedzialności. Przyzwoite wywiązywanie się z powierzonych obowiązków i zaangażowanie płynące z wiary nie są niczym nadzwyczajnym i uciążliwym. To oczywistość.
Wszelka aktywność ludzi w parafii zelowskiej, ich praca, manifestacja wiary, osiągnięcia są wypadkową pracy społecznej. W epoce grantów, dotacji praca własnymi siłami, bez ekip budowlanych, fachowców i profesjonalistów jest może ewenementem, ale dla zelowiaków bardzo często to chleb powszedni.
Praca bez oglądania się na korzyści jest przecież oczywistością dla Kościoła reformowanego. Przede wszystkim służba: bądź Twoja wola, nie moja. Zgodnie z tym przekonaniem układał swoje życie między innymi Henryk Kimmer. Kościół wybrano za niego. Z dziada pradziada ma korzenie czeskie. Żonę poznał na obozie młodzieżowym w Pstrążnej (większość mał­żeństw tak się poznawała, gdyż cała młodzież spotykała się właśnie tam). Później nastąpiły dalsze wyjazdy i obozy. Na jednym z nich, w Żychlinie, zrozumieli, że będą razem. Agnieszka Kimmer jako nieoceniony pracownik – księgowa i gospodyni całego „gospodarstwa” – swoim sercem i umysłem obejmuje wszystko co dzieje się w parafii. Podobny życiorys można przypisać wielu parafianom. W kolegium Henryk Kimmer znalazł się jako „spadkobierca” po dziadku i ojcu. Jego dziadek, człowiek „przeokrutnie” oddany służ­bie – jak wspominają go bliscy i znajomi – był prezesem Kolegium. Dziadek angażował małego Henia do wszystkich możliwych prac. Razem sadzili lipki przed kościołem, naprawiali ogrodzenie na cmentarzu itp. Teraz w parafii zajmuje się elektryką, komputerami, nagłośnieniem, multimediami i elektroniką.
Bardziej anioł niż diabeł tkwi w szczegółach – są one niezastąpione. Wpływają na naszą wyobraźnię, oceny i światopogląd. Są ważne dla budowania fundamentów osobowości. Można rozprawiać teoretycznie o misji Kościoła ewangelicko-reformowanego, zastanawiać się nad rolą Słowa Bożego w życiu człowieka, jeśli jednak nie dotkniemy czegoś osobiście, teoria pozostanie teorią. Wyrazistym przykładem, w jaki sposób ewangelia dotyka nas, ożywia i przybliża do Boga jest Tydzień Ewangelizacyjny, który od wielu lat odbywa się w Zelowie.

Tydzień Ewangelizacyjny

Żeby rozstawić namiot, w którym odbywają się nabożeństwa, wykłady, zajęcia, koncerty potrzebnych jest czterdzieści osób. Kiedy siedzimy pod jego dachem i słuchamy np. kazania, to czujemy moc i stabilność konstrukcji, ale kiedy namiot leży jeszcze na ziemi, jest tylko bezkształtną materią. Do każdej liny, do każdego naciągu potrzebny jest człowiek, a czasem dwaj. Ich konkretny wysiłek. Złożenie namiotu wymaga kilku godzin precyzyjnej koordynacji. Ludzie czują się dobrze, gdy przestrzeń wokół nich jest zorganizowana i bezpieczna. Stos metalowych elementów, setki metrów lin i połaci nieprzemakalnego materiału dopiero w całości, po złożeniu, spełniają swoje zadanie. Wydaje się, że jest to jedynie rekwizyt, że ważniejsi są słuchacze na koncercie czy wykładzie i głoszona pod dachem namiotu Ewangelia. Lecz taki namiot jest jak gmach Kościoła, jest solidną strukturą, którą stworzyli ludzie i do której przyjdą liczniej i chętniej niż na puste pole.
Tydzień Ewangelizacyjny to nie tylko wykłady w namiocie, koncerty i spotkania na terenie parafii zelowskiej. To również półkolonie dla dzieci. Ażeby sześćdziesięcioro czy osiemdziesięcioro dzieci (w tym około 20 reformowanych) mogło się bawić bezpiecznie na terenie parafii i brać udział w zajęciach, w lekcjach biblijnych, poznawać Jezusa, uczyć się śpiewu, potrzeba około 30 wolontariuszy, młodych ludzi dobrej woli, którzy zajmują się takimi sprawami jak rejestracja dzieci, rozdawanie plakietek identyfikacyjnych, organizowanie zabaw, prowadzenie zajęć ze śpiewu i wiele innych. Półkolonie dla dzieci są jak dobrze nakręcony zegarek. Każda zabawa musi być zaplanowana, przygotowana i bezpieczna.
Ogłoszenie o mających się odbyć półkoloniach jest dla dzieci i rodziców radosną chwilą, lecz Kolegium Kościelne, pastor i wielu członków zboru jako organizatorzy wiedzą, że czas przygotowań to nie wakacje lecz ciężka praca. Najpierw są ludzie oddani sprawie, później cała reszta.
Takim człowiekiem „oddanym sprawie” jest Karol Pospiszył, prezes Kolegium Kościelnego parafii zelowskiej, o którym wiele osób mówi, że wypowiada swoje sądy bez ogródek. Duszą i sercem oddany parafii. Praca na rzecz Kościoła czy parafii nie jest dla niego wypełnieniem zbędnego czasu, z którym nie wie co zrobić, ale świadomym poświęceniem swojego wolnego czasu dla innych. Ma wizję i wie, jak ją wcielać w życie. Karol Pospiszył pojawił się w Kolegium gruntownie przygotowany do pracy w parafii. Dwa lata zajęło mu przymierzanie się do tej roli, aż wreszcie stwierdził, że „jest gotów” – nie przewidział, że tak szybko zostanie prezesem Kolegium. Było to dla niego pierwsze doświadczenie w pracy w Kościele. Całe życie unikałem jakiejkolwiek pracy w Kościele – zwierzył się. Nim został prezesem Kolegium Kościelnego, był w komitecie budowy Domu Parafialnego ale wyłącznie w fazie projektowania. Później, na zebraniach zborowych, wciąż był w opozycji i krytykował wszystko, co uważał za niezgodne ze zdrowym rozsądkiem.

Krzysztof Urban

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl