Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 7 / 2001

W codziennym języku słowo „odpowiedzialność” pojawia się wtedy, gdy chcemy wskazać jedną z podstawowych cech, wedle których oceniamy ludzi. Gdy mówimy o kimś, że jest odpowiedzialny, dajemy wyraz uznaniu i zaufaniu, jakim go darzymy, i wydajemy pewnego rodzaju gwarancję jego postępowania. I przeciwnie, mówiąc, że ktoś jest nieodpowiedzialny, tej właśnie gwarancji mu odmawiamy. Pokazujemy, że z takim postępowaniem nie chcemy mieć nic wspólnego.

Intuicja podpowiada istnienie związku między odpowiedzialnością a działaniem. Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za samo wykonanie określonej pracy, a także za wykonanie jej na odpowiednim poziomie i we właściwym czasie.

Odpowiedzialność to również wina. Powiadamy, że ktoś jest winien tego, że zadanie nie zostało wykonane lub że stało się coś złego albo coś zostało wykonane źle. Wina to negatywny wymiar odpowiedzialności.

Nie zawsze jednak człowiek jest winny tego, że stało się coś, w czym uczestniczył. Istotnym ograniczeniem zakresu odpowiedzialności jest nasza możność czy też zdolność urzeczywistniania takich lub innych zadań. Prosta intuicja podpowiada, że nie można przypisywać nikomu odpowiedzialności za to, co nie leży w jego mocy. Podobnie rzecz ma się z tym, co człowiek robi z własnej woli, a co pod przymusem. Mimo dyskusji na temat tego, czy ktoś kiedyś mógł, czy nie mógł przeciwstawić się jakiejś presji, można przyjąć ogólną zasadę, że wina jest nieodłącznie związana z możliwością podjęcia samodzielnej decyzji.

*

Sens pojęcia odpowiedzialności nie sprowadza się jednak do wskazania związku między człowiekiem a efektem jego działania. Wskazuje też na szczególny aspekt tego związku, ze względu na który oceniamy nie tylko działanie, lecz i działającego człowieka. Roman Ingarden napisał, że przedmiotem odpowiedzialności jest czyn i jego skutek, lecz tylko wtedy, gdy „są nosicielami jakiejś pozytywnej albo negatywnej wartości lub przynajmniej pośrednio prowadzą do powstania wartościowego stanu faktycznego” („Książeczka o człowieku”, Kraków 1973, s. 86). Jeśli więc chcemy zrozumieć, co mamy na myśli, gdy mówimy o odpowiedzialności, musimy sobie wyjaśnić, jaki to związek działania z wartościami sprawia, że nie wystarczy powiedzieć, iż ktoś jest skuteczny, lecz trzeba dodać, że jest lub nie jest odpowiedzialny.

Działanie to wykonywanie zadań. Gdy mówimy, że ktoś jest za coś odpowiedzialny, wskazujemy, że zobowiązał się do wykonania jakiegoś zadania. Zadania mogą mieć różny wymiar: doraźny, związany z codziennym życiem, jak i bardziej dalekosiężny, związany z czyimś zawodem, działalnością społeczną itp. Albowiem stojące przed nami zadanie (lub zadania) to kwestia roli, jaką mamy do odegrania w świecie. To właśnie ze względu na różne role w życiu społecznym, związane z pracą czy z życiem rodzinnym, przyjęte mniej lub bardziej dobrowolnie, bierzemy na siebie, odpowiedzialność za różne zadania.

*

Odpowiedzialność zakłada zawsze jakiś punkt odniesienia. Czasem owym punktem jest po prostu zwierzchnik, wobec którego jesteśmy odpowiedzialni. Ale mamy też do czynienia z innymi, bardziej złożonymi sytuacjami, gdy wskazujemy na odpowiedzialność wobec sumienia czy pisanych wielką literą: Narodu, Historii albo i samego Boga.

Żeby więc ustalić sens pojęcia „odpowiedzialność”, musimy dociec, jakie to zadania, przed którymi człowiek staje, prowadzą go do owego „wartościowego stanu faktycznego”, oraz przed jakim to trybunałem przychodzi mu zdać sprawę z wykonania tych zadań. Łatwo podać przykłady odpowiedzialności związanej z rozmaitymi życiowymi sytuacjami, ale zrozumienie znaczenia, jakie ma odpowiedzialność w tych określonych przypadkach, zależy od ustalenia, czy wiąże się ona z jakimś specyficznie ludzkim zadaniem, którego wykonanie jest miarą naszego człowieczeństwa.

*

Role i zadania, jakie w związku z nimi mamy do spełnienia, wyznaczają różne kręgi spraw, którymi się zajmujemy i za które jesteśmy odpowiedzialni. Nasz związek z nimi może być ograniczony w czasie czy wręcz przelotny. Są też takie związki, które – jak nam się wydaje – stanowią podstawowy składnik naszej tożsamości, na przykład więź z rodziną, narodem czy Kościołem. W tych przypadkach także odpowiedzialność nabiera wymiaru ostatecznego. Rodzinie, narodowi czy Kościołowi ludzie niejednokrotnie gotowi są poświęcić nawet życie.

Wyznaczając kręgi swojej odpowiedzialności, określamy również zakres spraw, za które nie jesteśmy odpowiedzialni. Ten obszar „nieodpowiedzialności” dotyczy też ludzi. W zasadzie takie podejście jest zrozumiałe i rozsądne, nie można przecież być odpowiedzialnym za wszystkich i za wszystko. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że tożsamość i odpowiedzialność, które z racji idei, pochodzenia czy przynależności religijnej nabierają ostatecznego wymiaru, zakładają również swoiste ostateczne wykluczenie ludzi, których owa tożsamość nie obejmuje. Tożsamość może łatwo stać się usprawiedliwieniem dla braku poczucia odpowiedzialności za tych, którzy nie są objęci wspólnotą. Jeśli z jakichś względów utożsamienie ze wspólnotą nabiera charakteru ostatecznego, wówczas i odrzucenie ma ostateczny charakter.

*

W czasach bezwzględnej dominacji ideologii odrzucenia – w hitlerowskich Niemczech – powstały poświęcone odpowiedzialności teksty luterańskiego teologa Dietricha Bonhoeffera. Jako podstawową cechę odpowiedzialności Bonhoeffer wskazywał zastępczość. Człowiek za kogoś odpowiedzialny zastępuje go w czymś: rodzic zastępuje dziecko, przywódca polityczny członków partii lub społeczności itd. Ktoś odpowiedzialny, powiada Bonhoeffer, jednoczy w sobie „ja” większej grupy ludzi.

Idea zastępczości może pociągać za sobą ograniczenie autonomii i odpowiedzialności własnej tych ludzi, których w czymś chcemy zastąpić. Tak dzieje się w relacjach między rodzicami a dziećmi, które są zastępowane w swych różnych, mniej i bardziej ważnych, decyzjach. Co jednak w stosunku do dzieci jest zaletą, staje się jednym ze źródeł patologii w systemach totalitarnych, gdzie władza daje wyraz swemu niskiemu mniemaniu o poddanych, odmawiając im prawa do decydowania o sobie. Zastępczość może więc oznaczać wyzwolenie, ale również zniewolenie.

*

A co robił Jezus? Czy w Ewangelii znajdziemy trop pomocny w dociekaniach na temat odpowiedzialności? Jezus – powiada Bonhoeffer – nie przyszedł, by propagować jakikolwiek ideał etyczny, ani nie chciał uchodzić za Jedynego Doskonałego. Przyszedł po to, żeby dać wyraz miłości do człowieka. Co to znaczy? Odpowiedzialność Jezusa – mówi Bonhoeffer – wyraża się wprost w przyjęciu zastępstwa za winy świata. Jezus nikogo nie odrzuca, lecz bierze na siebie ciężar i konsekwencje najgłębszej ludzkiej słabości.

Jezus nie występuje jako bojownik idei, wobec której ludzkie słabości muszą ustąpić, nie próbuje podporządkować wszystkiego abstrakcyjnej zasadzie, która z konieczności dla wielu musiałaby stać się zasadą wykluczenia. Jezus nie walczy z ograniczonym w swym istnieniu światem o urzeczywistnienie nieskończonego ideału etycznego, bo walka ta musiałaby skończyć się klęską, zniszczeniem świata i ludzi, do których przyszedł z posłaniem miłości. Punktem wyjścia zastępczości, której wykładnię znajdujemy na kartach Ewangelii, jest akceptacja napotkanego człowieka, a nie odrzucenie.

Przyjęcie zastępstwa za winę nie usprawiedliwia winy, ale usprawiedliwia naszą skończoność, daje wyraz wspólnocie z grzesznym człowiekiem. Odpowiedzialność Jezusa nie odbiera nikomu jego wolności, lecz w jakimś sensie ubezpiecza ją tam, gdzie pozostawiona sama sobie, skazana jest na upadek.

Jeśli my nie chcemy dziś wziąć na siebie ciężaru czyjejś winy, to znaczy, że nie poczuwamy się do wspólnoty z tą osobą. Rodzice często biorą na siebie ciężar winy swych dzieci. Podobnie dzieje się we wspólnotach rodzinnych. A co powiedzieć o wspólnocie narodowej? Czy ludzie dumni z sukcesów swego narodu wstydzą się również za jego grzechy? Przykład, jaki daje dyskusja na temat zbrodni w Jedwabnem, dowodzi, jak wątła jest ta wspólnota. Tego rodzaju sytuacje bardziej niż jakiekolwiek inne dowodzą, że to odpowiedzialność buduje wspólnotę.

*

Na odpowiedzialność można patrzeć jako na odpowiedź, jakiej udzielamy komuś, kogo spotykamy na swej drodze. Nieznany człowiek, z którym stykamy się w pracy, pociągu czy na ulicy, samą swoją obecnością stawia pytanie o akceptację. Nasza pozytywna odpowiedź zapowiada gotowość przyjęcia troski za los napotkanego. W ewangelicznej przypowieści kapłan odmawia pozytywnej odpowiedzi rannemu człowiekowi, natomiast pozytywnie reaguje Samarytanin.

Ludzie znają wiele argumentów uzasadniających wykluczenie napotkanego człowieka z kręgu swojej odpowiedzialności. Stanowi ona zawsze wyzwanie dla egoizmu w każdym jego wymiarze: egoizmu jednostkowego, egoizmu, który skupia się na rodzinie, narodzie, własnym środowisku społecznym. Ale prosta intuicja pomaga zrozumieć istotę rzeczy. Rzemieślnik – by odwołać się do najprostszego przykładu – który podjął się wykonania stołu, może przyjąć, albo i nie, troskę za kogoś, kto będzie go używał. Jeśli ją przyjmie, wykona stół w umówionym terminie, zadba o jego jakość, dostosuje swój wyrób do potrzeb użytkownika, wtedy będziemy mieli powód, by powiedzieć o nim, że nie tylko zna się na stolarstwie, ale również jest odpowiedzialnym człowiekiem.

Odpowiedzialny jest bowiem ten, czyje działanie przenika troska o kogoś, kogo ono dotyczy. Kto myśli tylko o samospełnieniu w doskonałym dziele, ten nie jest odpowiedzialny. Polityk, który skupia się tylko na własnej karierze, nauczyciel zachwycający się tylko własnym głosem, nie są ludźmi odpowiedzialnymi. Jeśli uczestniczymy w życiu jakiejś organizacji, np. Kościoła, to miarę odpowiedzialności wyznacza troska o innych jej członków, o to, czy za sprawą naszej pracy organizacja spełnia wobec nich swój cel.

Odpowiedzialność, której początkiem jest pozytywna odpowiedź na obecność drugiego człowieka, stawia nas wobec dwojakiego konfliktu. Może to być konflikt między troską o kogoś, kto niespodzianie staje na naszej drodze, a ideałami wspólnoty, do której należymy: rodziny, narodu, partii. Jezus, jakiego znamy z ewangelicznego przekazu, rozwiewa w tym przypadku wszelkie wątpliwości – liczy się ten, kto staje przed nami i w jakiejś mierze powierza nam troskę za swój los. Ale Jezus bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkich. My zaś, jeśli istotnie chcemy wypełnić nasze zobowiązanie, możemy odpowiadać za tych nielicznych ludzi, na których los mamy rzeczywisty wpływ. Trudno wszakże uniknąć rozdarcia między zrozumiałym poczuciem ograniczenia a przykładem Jezusa, który sprawia, że nie możemy myśleć bez niepokoju o tych wszystkich cierpiących ludziach, którym w żaden sposób pomóc nie możemy.

W ten sposób można opisać naszą podstawową ludzką odpowiedzialność i wskazać Tego, przed którym przyjdzie nam zdać sprawę.

Adam Aduszkiewicz
[Doktor filozofii, nowo wybrany radca świecki Konsystorza.
Tytuł od redakcji]