Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 6 / 2001

Przedstawiamy wykład ks. bpa L. Tőkésa, wygłoszony 22 marca na Uniwersytecie Warszawskim dla pracowników naukowych oraz studentów politologii i hungarystyki, opracowany na podstawie nagrania magnetofonowego; śródtytuły od redakcji.
________________________

Siedmiogrodzki łącznik

Na terenie mojej diecezji leży miasto, w którym urodził się książę Siedmiogrodu i wielki król Polski – Stefan Batory. Co roku organizujemy dni Batorego, a wkrótce odsłonimy jego pomnik. Pierwszy uniwersytet w Siedmiogrodzie założył właśnie Batory (1579), a zamknęły go dopiero władze komunistyczne. Staramy się doprowadzić do jego reaktywowania. Chociaż rumuńscy politycy piętrzą trudności, powołaliśmy prywatną uczelnię w formie fundacji. Będzie ona kontynuowała kilkusetletnie tradycje wyższej edukacji w języku węgierskim w Siedmiogrodzie.

Polityka „dziel i rządź”

Na mocy układu z Trianon, drugiej części traktatu wersalskiego, podpisanego po I wojnie światowej [po rozpadzie Austro-Węgier – red.], 1/3 ludności oraz 2/3 obszaru zostały oderwane od Węgier historycznych i przyznane Rumunii. Węgrzy, a także około 700 tys. Niemców znalazło się w sytuacji mniejszości narodowej, zmuszonej do porzucenia swojej ziemi i patrzenia na likwidację wypracowywanych przez całe lata instytucji. Praktycznie rzecz biorąc, zlikwidowano zarówno kościelne, jak i państwowe szkolnictwo w języku węgierskim. Około 600 szkół kościelnych zamknięto bądź skazano na wegetację. Urzędników węgierskiej narodowości lub pochodzenia wyrzucano z pracy, zmuszając setki tysięcy ludzi do emigracji z Rumunii. Zaczęła się przymusowa asymilacja Węgrów w celu stworzenia jednolitego narodowościowo państwa. Za rządów kontynuatora tej polityki, Nicolae Ceauşescu, zwała się ona polityką homogenizacji. Oprócz przymusowej asymilacji Węgrów, na zamieszkanych przez ludność węgierską terenach Siedmiogrodu osiedlono około 2 milionów Rumunów.

Negatywne procesy zapoczątkowane przez traktat z Trianon znacznie przybrały na sile w erze Ceauşescu. Jego dyktaturę można nazwać reżimem nacjonalistyczno komunistycznym. Na Węgrzech mówiło się o międzynarodowym charakterze komunizmu, w Rumunii zaś miał on rys typowo nacjonalistyczny. Z punktu widzenia stosunków rumuńsko węgierskich trzeba podkreślić, że rumuńska propaganda za wszelką cenę dążyła do skłócenia ze sobą Węgrów i Rumunów oraz pozostałych mniejszości narodowych – zwłaszcza w okresie II wojny światowej i tuż po niej, podsycając nastroje antyniemieckie, później antysemickie. Także za rządów Ceauşescu cały czas budowano obraz wroga. Bardzo dużą rolę odegrał tu, niestety, również rumuński Kościół prawosławny, odkąd władze komunistyczne zakazały działalności Kościoła greckokatolickiego i wcieliły go siłą do Kościoła prawosławnego.

W Siedmiogrodzie mieszka dziś 5 milionów Rumunów, 2 miliony Węgrów i około dwustu tysięcy przedstawicieli innych mniejszości. Mniej więcej połowa Węgrów to katolicy, druga połowa to ewangelicy. Skład demograficzny Rumunii aż do 1990 r. zmieniał się w duchu Trianon i w myśl polityki Ceauşescu. Podczas gdy w 1920 r. w Siedmiogrodzie około 55% mieszkańców było Rumunami, a pozostałe 45% należało do mniejszości narodowych, to w 1990 r. mniejszości stanowiły już tylko około 25% mieszkańców Siedmiogrodu. W 1920 r. w Rumunii 30% ludności należało do mniejszości narodowych, dziś jest ich poniżej 10%. Żydzi i Niemcy wyemigrowali za przyzwoleniem reżimu; sprzedano ich, jak się mówiło, za twardą walutę. Jedyną liczącą się mniejszością w Rumunii są dziś Węgrzy. Co więcej, lata te na długo zatruły stosunki między mniejszościami a rumuńską większością. W tych warunkach to, co stało się w 1989 r. w Timişoarze (węg. Temesvár), trzeba właściwie uznać za cud.

Rok wielkich przemian

Spośród 350 tys. mieszkańców Timişoary około 10 tys. to ewangelicy, jednak właśnie oni jako pierwsi podnieśli głos przeciwko niszczeniu wsi przez reżim Ceauşescu. Jednym z planów dyktatora była likwidacja około 7 tys. wsi rumuńskich i przeniesienie ich mieszkańców do bloków komunalnych. Zmierzano zniszczyć nie tylko domy, ale także kościoły i cmentarze, całą tkankę wiejską.

Był koniec lat 80., przełomowy okres w historii całej Europy Środkowej, symbolizowany przez Lecha Wałęsę i ks. Popiełuszkę. To również czas papieża Polaka, który swoim przyjazdem do Polski w 1979 r. wzbudził po raz pierwszy nadzieję również we wszystkich innych uciemiężonych Kościołach. Następnie nadszedł rok 1989 na Węgrzech, kiedy wreszcie godnie pochowano [straconego po zdławieniu rewolucji 1956 r. – red.] premiera Imre Nagy’a, kiedy wybuchła nowa wiosna ludów: uciekali zza muru Niemcy z NRD, zaczynała się Gorbaczowowska głasnost’, wydawało się, że dni Ceauşescu są policzone. Cała Rumunia pogrążona była w ogromnej nędzy: codziennie wyłączano prąd, ludzie głodowali, on tymczasem urządzał wielkie święta i uczynił z kraju ostatni bastion komunizmu w Europie. W tym stanie ducha reżim próbował wykorzystać swój ostatni atut, sprawdzoną broń – podżeganie Rumunów przeciwko Węgrom. Rozpoczęło się niszczenie kultury węgierskiej i prześladowanie inteligencji. Chciano zlikwidować problem węgierski, głosząc, że Węgrzy rumuńscy zamierzają oderwać Siedmiogród, a jednocześnie uspokoić nastroje rumuńskiej ludności, znajdując kozła ofiarnego. Opór dysydentów węgierskich w Timişoarze okazał się dla reżimu świetną kartą przetargową. Ceauşescu wykorzystywał proces zmian ustrojowych w Polsce, na Węgrzech, w Niemczech, by podsycać poczucie zagrożenia wśród ludności rumuńskiej i spożytkować je w walce z mniejszością węgierską.

W jej obronie odezwały się głosy z Węgier. Odbywały się wielkie demonstracje, które miały na celu zwrócenie uwagi na tragiczny los węgierskiej mniejszości. Propaganda Ceauşescu wykorzystywała to wszystko, by pokazać, że Rumunia jest osaczona przez wrogów. I wtedy zdarzył się cud: pomimo 70-letniej tradycji polityki podżegania, wbrew wszystkim zabiegom Ceauşescu, w Timişoarze nagle zjednoczyli się i Węgrzy, i Rumuni, i Serbowie, i Niemcy, wszystkie mniejszości narodowe. (Jest tam 10 Kościołów i 10 mniejszości narodowych). 15 grudnia 1989 r. władze rumuńskie chciały mnie usunąć z probostwa. Już wcześniej mnie prześladowano i już wtedy były ofiary. We wrześniu w bardzo dziwnych okolicznościach znaleziono martwego jednego z naszych głównych obrońców. Spotykały nas ciągle akty terrorystyczne. Dziś po prostu nie sposób sobie wyobrazić, w jakich warunkach i pod jakim naciskiem żyliśmy. Na szczęście nasi wierni nie dali się zastraszyć. Każdej niedzieli, głosząc Słowo Boże, opowiadałem po kolei o tym, co robi Securitate, współdziałając z moim ówczesnym biskupem, jak nam grozi. Swego czasu jeden z reporterów telewizji węgierskiej zdołał wywieźć kasetę z nagraniami z Siedmiogrodu z tamtego okresu, nagrania radiowe i listy. To było nasze SOS z oblężonego miasta.

15 grudnia 1989 r. pod nasz dom przyszli nasi wierni, Węgrzy, przyszli katolicy węgierscy, bo w Timişoarze większość mieszkańców jest katolicka. 16 grudnia przez cały dzień schodziło się coraz więcej Rumunów, głównie baptystów. Wieczorem żywy łańcuch strzegł kościoła, w związku z czym agenci Securitate wycofali się na pewien czas. Gdy ściągnięto posiłki i nastąpiło uderzenie, bronił nas ten żywy mur. Widać już było, że demonstracja przerodziła się w bunt. Wydarzenia uległy gwałtownemu przyśpieszeniu: w mieście wybuchł opór przeciwko władzom i potyczki, było wielu rannych, zabito ponad sto osób. 17 grudnia nad ranem wywieziono mnie wraz z żoną. Internowani w małej wiosce Menyó, przez tydzień byliśmy przesłuchiwani i tam zastał nas upadek Ceauşescu.

W solidarności siła

Moi młodzi przyjaciele, drodzy słuchacze, płynie stąd nauka, że w obliczu prawdziwego wroga potrafiliśmy się zjednoczyć: Węgrzy i Rumuni. Przez całe tygodnie żyliśmy w istnej euforii, brataliśmy się ze sobą, mogliśmy się razem modlić. Nareszcie mogliśmy też swobodnie używać w Siedmiogrodzie zarówno języka rumuńskiego, jak i węgierskiego. Nie wierzyliśmy, że do czegoś takiego dojdzie, że to może być prawda. Duch Timişoary potrafił przezwyciężyć upiory traktatu z Trianon i reżimu Ceauşescu.

Trzeciego czy czwartego dnia naszej rewolucji przerzucono pociągami do Timişoary około 10 tys. Rumunów z Craiovej, uzbroiwszy ich w drągi, pałki, różnego typu narzędzia. Powiedziano im, że muszą bronić Siedmiogrodu przed Węgrami, którzy chcą go oderwać od Rumunii. Kiedy ci skołowani robotnicy dotarli do Timişoary, ujrzeli nie węgierskich agresorów, tylko swoich braci, również Rumunów, którzy powiedzieli im, że my też jesteśmy Rumunami. To był znany scenariusz z czasów Ceauşescu – podżegać, kogo się tylko dało, przeciwko Węgrom, żeby móc w dalszym ciągu ciemiężyć cały kraj. Niestety, ten duch szczucia do bratobójczej walki powrócił już w 1990 r. w Tigru-Mures.

Nowa nazwa, dawny straszak

Tamte dni były jak miesiąc miodowy, lecz trwały równie krótko i, niestety, zakończyły się rozwodem. Siły postkomunistyczne zrobiły wszystko, by znów skłócić Rumunów i Węgrów pod starym hasłem, że Węgrzy chcą oderwania Siedmiogrodu. Znów polała się krew (właśnie w Tigru-Mures) Rumunów, którzy dali się zwieść tej wstrętnej propagandzie. Wtedy też, niestety, nastąpiła restytucja – pod nową nazwą – dawnej służby bezpieczeństwa, Securitate.

Napięcie stale kładzie się cieniem na stosunkach rumuńsko węgierskich w Rumunii i jest sztucznie podtrzymywane, gdyż problem narodowościowy to główny atut sił postkomunistycznych. W ten sposób można cały czas trzymać społeczeństwo w ryzach i odwracać jego uwagę od istotnych spraw.

*

Nie chcę jednak zamknąć tego wystąpienia akcentem pesymistycznym, ponieważ głęboko wierzę, że duch Temesvár z tamtych dni nie zginął. O tym mówi książka, którą wydaliśmy w wielu językach z okazji 10. rocznicy wydarzeń w Timişoarze. Co roku przypominamy i próbujemy tego ducha podtrzymać. Dziś, niestety, musimy płynąć pod prąd, ponieważ my, którzy chcemy pokoju, jesteśmy w Rumunii szkalowani. Wymyślają nam od lat od agentów CIA, KGB, Securitate i innych tajnych służb i bardzo ciężko jest cokolwiek zrobić, ponieważ dyskredytuje się naszą działalność. Podobnie jak wszystkich, którzy wspierali demokrację i nadal walczą o prawa mniejszości narodowych i prawa człowieka.

Widzimy jednak w ostatnich latach pewną poprawę. Politycy rumuńscy dostrzegają coraz wyraźniej, że rozwiązanie problemów mniejszości jest jednym z podstawowych warunków integracji europejskiej. Słabiutkie jeszcze siły demokracji rumuńskiej wiedzą, że ma to znaczenie dla całego państwa rumuńskiego. Mam nadzieję, że – choć bardzo powoli i stopniowo – uda się znów przywołać ducha Timişoary, kontynuować nasze działania i doprowadzić je do momentu, w którym przerwane zostały tragedią w Tigru-Mures.

Mam nadzieję, że ten wykład przyczyni się do wyjaśnienia skomplikowanych stosunków narodowościowych w rejonie Karpat, co pozwoli nam działać na rzecz porozumienia się różnych narodowości i wspólnie dołączyć do prawdziwej Europy. Motywuje nas do tego tragiczny przykład jugosłowiański.

Audycja telewizyjna o ks. bpie László Tőkésu, przygotowana przez Redakcję Ekumeniczną Telewizji Polskiej, zostanie nadana 18 lipca w II programie TVP o godz. 19:30.