Drukuj

Nr 1/2001

LISTY

Droga Redakcjo „Jednoty”,
Wysyłam moje refleksje, które chodziły mi po głowie przez ostatnie dni. Poruszyłam bardzo drażliwy temat i zdaje sobie z tego sprawę. Myślę, że te słowa są ważne, i dlatego chciałabym się nimi podzielić z innymi, zwłaszcza członkami naszego Kościoła.

Joanna Pospiszył

Nowy rok, nowy wiek, nowe nadzieje. To czas podsumowań, przemyśleń i planów. Już 2000 lat znamy Jezusa Chrystusa, Dobrą Nowinę, Jego narodziny, śmierć, zmartwychwstanie i życie wieczne, które mamy w Nim. Należy się zastanowić, do czego doszliśmy, a czego oczekujemy od Kościoła, a przede wszystkim od siebie samych.

Mamy za sobą wiele lat cudownej historii. Zaczyna się ona od Marcina Lutra, który 17 października 1517 roku przybił 95 tez dotyczących błędnych pojęć nt. odpustów. Rozpoczęła się Reformacja. Ulrych Zwingli i Jan Kalwin – wielcy ewangeliści – nawracali prosty, ciemny lud, biorąc Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu za normę życia i źródło wiary.

Podobnie bracia czescy przez cały czas zaborów gromadzili się w Imię Najwyższego. Mieli wiarę, która pozwalała im przetrwać trudne warunki, strach i zagrożenie. Z własnej ojczyzny w XVIII wieku emigrowali. Dlaczego? Bo ewangelizowali i czytali Pismo Święte. Założyli w Polsce wiele zborów (Pstrążna, Zelów, Kuców...). Bóg chronił i czuwał nad wiernymi, dawał siły na budowanie kościołów. Zbory były potężne, wypełniał je Duch Święty. Zakładano chóry, które śpiewały na chwałę Najwyższego, dzieci uczyły się w szkole niedzielnej, aby mieć solidne podstawy wiary („Wiara jest ze słuchania”, Rzym. 10:17a).

Potem przyszła „wojna Hitlera”. Wielu reformowanych – braci czeskich – wracało do swoich korzeni. Mimo ucisku, zagrożenia ludzie potajemnie gromadzili się w swoich domach i studiowali Świętą Księgę, budując wiarę. Ponieważ w małych miejscowościach, w ubogich domach Biblia byłą rzadkością, spotykano się w większych skupiskach, u kogoś w domu, aby modlić się i karmić słowami Pisma Świętego. Wiara naszych babć, dziadków, pradziadków była naprawdę wielka, za ich czasów kościoły pękały w szwach.

A czy my teraz mamy taką wiarę, siłę Ducha Świętego, która pchałaby nas do działania? Czy interesujemy się Kościołem? Czy my czasem nie udajemy, że wierzymy? Czy nie okłamujemy samych siebie? Wkładamy „płaszczyk wiary przodków”: moja mama wierzy, tata też, babcia, dziadek, to ja też jestem wierzący (?). Czy ciężko nie przechodzą nam przez gardło słowa: „Jestem wierzącym chrześcijaninem i Bóg jest dla mnie najważniejszy”? Albo gdy ktoś zapyta: „Kim dla Ciebie Jezus?”, czy łatwo odpowiadamy na to pytanie? Obcemu człowiekowi zapewne byśmy odpowiedzieli bez skrępowania, ale kiedy jest to ewangelik, np. z tego samego zboru... Trudno przychodzi dzielenie się swoim duchowym doświadczeniem. Czego się boimy? Dlaczego w naszym Kościele jest tak mało ewangelistów? Przecież Pan powiedział: „Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mk 16:15).

Naszemu Kościołowi potrzebne jest przebudzenie, nowe narodzenie w Duchu Świętym. To przecież Kościół reformowany i ciągle się reformujący. Potrzebujemy zmiany siebie – nie na zewnątrz, ale wewnątrz. To musi być zmiana naszego sposobu myślenia, zmiana w naszych sercach; chcemy tworzyć wspólnotę, na tym nam zależy. Nie spotykamy się, bo ktoś od nas tego wymaga, ktoś nas mobilizuje do pojechania na wieczór zborowy, zjazd, do pójścia do kościoła... To my sami powinniśmy chcieć spotykać się razem w Imię Boga.

Nasi przodkowie gromadzili się, jednoczyli przy modlitwie, obcowaniu z Panem. Żyli w ciągłym zagrożeniu, uciekali przed prześladowcami, a mimo to chcieli być blisko Najwyższego.

My teraz u schyłku wieku żyjemy jak u Pana Boga za piecem. Nie nękają nas wojny, żadne represje. Czy doceniamy to – czy spotykamy się, by dziękować Mu i chwalić jego Imię? W świecie komputerów, techniki pędzimy w wierze obowiązków – praca, dom, rodzina, dzieci, znajomi, sąsiedzi, ciągle coś się dzieje w naszym życiu, a Bóg? Wiemy, że jest, ale czy wiemy, że On może wszystko? Chyba zbyt przyzwyczailiśmy się do pięknej historii i beztroskiej teraźniejszości. Stanęliśmy w miejscu. Tak, nasz Kościół Ewangelicko-Reformowany jakby dawno zatrzymał się w swoim rozwoju duchowym. Co się stało? Pan Bóg przecież nadal chce mieszkać z nami – On chce być naszym życiem. „Albowiem w Nim żyjemy i poruszamy się, i (...) z jego rodu jesteśmy” (Dz. 17:25). Czy zdajemy sobie z tego sprawę? Ojciec Najwyższy nie chce być stacja kolejową, którą „pociąg naszego życia” mija co jakiś czas. On nie chce, aby o Jego mocy i obecności pamiętano tylko wtedy, gdy jest źle, gdy czujemy się zagrożeni.

Przypomina mi się historia, która przydarzyła się mojej koleżance na obozie. Pewnego wieczoru rozpętała się burza; malutkie dzieci – uczestnicy turnusu – bały się. Opiekunowie byli przerażeni reakcją tych dzieci. Tylko jedna dziewczynka powiedziała: „Co wy? Przecież wystarczy się pomodlić”. Kiedy skończyła i powiedziała „Amen”, przestało grzmieć i błyskać się. Starsi byli zawstydzeni, bo małe dziecko ufało Bogu i wierzyło bardziej niż dorośli. Zbyt wiele rzeczy bierzemy „na rozum”. Właśnie wiara prosta, bezgraniczna ufność to wymagania Boga wobec nas. Modlitwa natomiast ma być naszą łącznością z Nim. Modlić się to rozmawiać z Ojcem, Przyjacielem, Pocieszycielem.

Wydaje nam się czasem, że Bóg jest daleko, że jest Władcą wysoko w Niebie; czujemy respekt, ale zapominamy, jakim On jest Przyjacielem. Każdy z nas powinien uważać Boga za Ojca – Tatę, którego trzymamy za rękę, który się nami opiekuje, któremu możemy wszystko powiedzieć i poradzić się,. Bo jest Bogiem i u Niego wszystko jest możliwe (Mk 10:27; Dz. 17:25). Przypomnijmy sobie dzieciństwo, swoją prostą, ufną wiarę. Bóg chce, abyśmy z Nim żyli jak dzieci Ojca. Cokolwiek robimy – róbmy w Imię Jego, czyli z Nim.

Życzę wszystkim na nowe tysiąclecie, aby w Kościele Ewangelicko Reformowanym przyszłe lata były nazywane czasem (erą) Pisma Świętego, modlitwy i nieustannej społeczności Ducha Świętego. Zacznijmy tworzyć dalszą część cudownej historii. „Bo wszystko, co się narodziło z Boga, zwycięża świat, a zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza” (I Jn 5:4).

[Joanna Pospiszył jest przewodniczącą Komisji Młodzieży, członkinią parafii zelowskiej, studiuje w Łodzi – red.]