Drukuj

6 / 2000

DZIŚ I JUTRO KOŚCIOŁA EWANGELICKO-REFORMOWANEGO W POLSCE

Synod 2000

Tchnieniem Twym, Panie, to ożyw zebranie,
Ducha mądrości i zgody w nas wpój,
Byśmy usilne mieć mogli staranie
I o twe Słowo, i wierny zbór Twój.
Mądrość i miłość nas niechaj kojarzy
I praca skutkiem pomyślnym niech darzy.
Z pieśni nr 551 ze „Śpiewnika Kościoła Powszechnego”

Tę pieśń śpiewaliśmy na otwarcie nabożeństwa inaugurującego w dniu 6 maja obrady Synodu naszego Kościoła. Synod był doroczny, ale jednocześnie miał charakter szczególny – na przełomie stuleci stawiał przed naszą społecznością zasadnicze pytanie o „Dziś i jutro Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce”. Pytanie właściwie nie było nowe: w ciągu ostatniego dziesięciolecia, w czasie przełomowych zmian politycznych, gospodarczych, a co za tym idzie – społecznych i kulturowych w naszym kraju, nad kondycją Kościoła zastanawiały się zarówno poszczególne osoby, jak i liczne kościelne gremia. Na Synodzie 1990 r., w pamiętnym, pierwszym roku wolności, śp. ks. Bogdan Tranda w programowym referacie „Kościół Ewangelicko-Reformowany w nowej rzeczywistości kraju” mówił: „Musimy (...) postawić sobie pytanie, czy jesteśmy na tyle wewnętrznie, duchowo bogaci, aby innym służyć posiadanymi dobrami?” („Jednota” 7/90). W 1992 r. delegaci na Synod starali się ustalić „Cechy szczególne naszej społeczności”, a w 1993 r. zastanawiali się nad kwestią: „Tożsamość chrześcijańska i wyznaniowa w społeczeństwie podlegającym procesom sekularyzacji”. Na podstawie tych dyskusji – synodalnych i toczonych w kręgach zborowych, zarysowała się potrzeba nakreślenia „Wizji Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w XXI wieku”. Temat Synodu 1994 r., którego obrady poprzedziły publikowane w „Jednocie” (nr 3, 4 i 5/94) wypowiedzi cenionych przedstawicieli naszego środowiska. Tu znów muszę przypomnieć głos nieodżałowanego ks. Bogdana Trandy: „...w obliczu nadchodzącego XXI w. (...) jednym z najważniejszych zadań Kościoła będzie pogłębienie duchowości wyznawców. (...) Zeświecczenie stanowić będzie (...) szczególne wyzwanie dla naszej społeczności. Niewątpliwie pewna liczba ludzi z naszego grona ulegnie »urokom świata«, co spowoduje ich odejście ze zborów i liczebne zmniejszenie się Jednoty. Zarazem jednak powstanie potrzeba zrozumienia istoty ewangelicyzmu i chęć przeciwstawienia się nurtowi sekularyzacji przez pozytywną prezentację możliwości kryjących się w tradycji reformowanej, która jest potencjalnie zdolna do ukazania sensu życia nasyconego wiarą” („Jednota” 4/94).

I oto nadszedł rok 2000, a z nim czas już nie tylko na wizję, lecz na sformułowanie konkretnego programu opartego o wnioski wypływające z obecnej sytuacji Kościoła, kraju i społeczeństwa. Ten program zarysowali w trzech synodalnych referatach przedstawiciele trzech pokoleń naszej wspólnoty: najstarszego, pamiętającego wszystkie niebezpieczeństwa i trud lat powojennych aż po pamiętny rok 1989, średniego i najmłodszego, lecz już wchodzącego w samodzielne życie. Mimo różnic pokoleniowych autorzy referatów: ks. bp Zdzisław Tranda, Mirosław Prajzendanc i Piotr Niewieczerzał, przedstawili różniący się wprawdzie zakresem, lecz zgodny punkt widzenia zarówno pod względem spojrzenia krytycznego, jak i prezentacji programu pozytywnego. Ta zgodność ocen, tęsknot i propozycji przyszłościowych działań u przedstawicieli różnych pokoleń i środowisk kościelnych była z jednej strony trochę zaskakująca, z drugiej jednak niewątpliwie napawała optymizmem co do przyszłości  Kościoła.

Rozwój życia duchowego

„Kościół jest wspólnotą opartą na przeżywaniu wiary w Boga i zbawcze dzieło Jego Syna. Dlatego priorytetem wszystkich działań podejmowanych przez gremia kościelne powinno być dbanie o rozwój życia duchowego” – powiedział Piotr Niewieczerzał. „Biblia określa, że Kościół to Ciało Jezusa Chrystusa, gdzie Chrystus jest Głową, a poszczególni członkowie stanowią Jego organy. (...) Ciało kierowane przez Chrystusa jako Głowę jest doskonale zespolone, a każda część we właściwy sposób służy innym częściom (...), a tym, co nas powinno łączyć, jest miłość wzajemna” – przypomniał Mirosław Prajzendanc i ubolewał, że to, co nas łączy, to jednak nie miłość, ale akty chrztu i konfirmacji oraz obowiązek płacenia składek – wyrazy przynależności do Kościoła jako instytucji. Referat ks. bpa Zdzisława Trandy opublikujemy na s. 8 (z koniecznymi redakcyjnymi skrótami), każdy więc sam może zapoznać się z jego tezami. Chcę tylko zwrócić uwagę, że Biskup Kościoła stwierdza, iż najbardziej potrzebna jest nam przemiana wewnętrzna, przeobrażenie duchowości, potraktowanie sprawy nawrócenia i odrodzenia jako rzeczy podstawowej.

Piotr Niewieczerzał jako czynniki sprzyjające rozwojowi życia duchowego wymienił: 1) konieczność zmian w liturgii w celu dostosowana jej do potrzeb zróżnicowanego pod względem wiekowym zboru, 2) stałą obecność i gotowość duchownego do udzielania posługi duszpasterskiej, 3) odciążenie duchownych od zajęć organizacyjno-administracyjnych przez świeckich, 4) niezbędność kontynuacji przez młodych ludzi po konfirmacji kształcenia religijnego i uczestnictwa w różnych formach życia zboru (w diakonii, studiach biblijnych, wykładach i dyskusjach teologicznych), 5) dbałość o pogłębianie wspólnotowego charakteru zboru przez organizowanie wieczorów zborowych czy spotkań plenerowych, a także o zacieśnianie więzi pomiędzy zborami w okresach międzysynodalnych. „Nasz Kościół stanowi wypracowane przez wiele pokoleń nasze wspólne dobro, jego istnienie i rozwój jest rzeczą bliską sercu każdego z nas. (...) Jestem przekonany, że wspólny wysiłek nas wszystkich, wsparty zawierzeniem Boskiej opiece, pozwoli urzeczywistnić nasze wizje” – podsumował swoje wywody najmłodszy spośród starszych zboru warszawskiego (wybory do Kolegium Kościelnego odbyły się 15 kwietnia br.).

Te trzy referaty oraz list młodzieży, odczytany przez Bogusława Buresza jako ich uzupełnienie (zob. s. 11), wywołały dyskusję potwierdzającą, że ten właśnie temat – rozwój życia duchowego jako podstawa trwałości i skuteczności w zwiastowaniu i działaniu Kościoła – najżywiej porusza zebranych. Ujawniły się też w niej różne żale, niezadowolenie z siebie jako społeczności wierzących, ale przede wszystkim gorące pragnienie zmiany na lepsze.

Znamienne były głosy duchownych. Czują się winni, że sprawy odległe od ich powołania, ale ważne dla materialnego bytu Kościoła,  absorbują ich czas, siły i myśli. To rozdarcie między wymaganiami twardej ekonomicznej rzeczywistości a potrzebą oddania się całym sercem posłudze duszpasterskiej jest źródłem frustracji, zagubienia i często, jak wyznawali, oni sami potrzebują wsparcia i pociechy duszpasterskiej. „Pasterz też bywa zagubioną owcą – powiedział ks. Michał Jabłoński – i w tej sytuacji »owce« muszą stać się pasterzami pastora w myśl ewangelickiej zasady powszechnego kapłaństwa”.

Ks. Roman Lipiński, przypominając pięć zasad reformacyjnych, podkreślił zdanie zawarte również we „Wstępie” do „Prawa wewnętrznego” naszego Kościoła, że „Kościół Ewangelicki [jest] według Słowa Bożego Reformowany”, co zobowiązuje nas do nieustannego studiowania Słowa Bożego. Pomocą w indywidualnym czytaniu Pisma Świętego powinny być studia biblijne. Przy czym opinia wyrażana przez niektóre osoby, że „studia biblijne się przeżyły”, jest całkowicie błędna, chodzi jednak o wypracowanie nowych form studiowania Biblii. (Jak wspomniała w sprawozdaniu konsystorskim pani prezes Biruta Pachnik, pewnym wzorem dla nowej formy studium mógłby być prowadzony przez prof. Jarosława Świderskiego i cieszący się dużym zainteresowaniem warszawski Krąg Dyskusyjny). Ks. Lipiński poruszył też sprawę kazań i kaznodziejstwa, rolę „każdego, kto staje z Biblią w ręku i mówi od Boga do ludzi”. Stwierdził, że prawidłowe zwiastowanie ma miejsce wówczas, gdy kaznodzieja nie stara się przypodobać słuchaczom, lecz dokonując egzegezy tekstu biblijnego, przedstawia im drogę uporania się z własnymi problemami w świetle Słowa Bożego. Nawiązując do apostolskiego nauczania, że wierzący są członkami Ciała, którego Głową jest Chrystus, ksiądz przypomniał, że od czasów Kalwina w Kościele reformowanym wszystkie urzędy są równie ważne – tak urząd ministra Słowa Bożego, tj. pastora, jak urząd nauczającego, czyli doktora teologii, a także diakona i prezbitera (starszego). „Urząd duchownego to przede wszystkim służba duszpasterska, to obowiązek odwiedzin duszpasterskich u każdego członka zboru, okazanie mu uwagi i troskliwości. A to u nas od lat szwankuje” – przyznał.

Ks. Lech Tranda zaoponował wobec wypowiedzi ks. Lipińskiego, że kaznodzieja „mówi od Boga do ludzi”. Wedle niego to „najpierw Bóg mówi, kaznodzieja zaś musi rozważyć to w swoim sercu i dopiero wtedy przekazać dalej Boże przesłanie słuchaczom”. Wyraził też żal, że jego pracy duszpasterskiej brakuje regularności. Przypomina ona raczej pracę strażaka spieszącego na pomoc w sytuacjach nagłych czy kryzysowych.

Ks. Marek Izdebski z kolei zastanawiał się, „co dzisiaj rozumiemy przez zwiastowanie Kościoła”. Zadaniem Kościoła jest głoszenie Słowa Bożego i duszpasterstwo. Duchowny powinien znać współczesną teologię i z niej korzystać. Kościół musi być otwarty na problemy współczesnego człowieka: „Mniej mówmy, a więcej wsłuchujmy się w słowa ludzi przychodzących do Kościoła”.

„Kazanie to kulminacyjny punkt nabożeństwa – przypomniała Dorota Niewieczerzał – a nabożeństwo jest przeżywaniem wspólnoty z Bogiem i wszystkimi uczestnikami nabożeństwa. W  kazaniu duchowny chce powiedzieć nam o Bogu, o nas i o sobie. Sposób wypowiedzenia tego może być rozmaity, ale kazania muszą mieć jedną wspólną cechę – muszą być dobre”. Dr Niewieczerzał jest jak najbardziej kompetentna w tej dziedzinie – kazania, które wyszły spod jej pióra, a które publikowała niejednokrotnie „Jednota”, poświadczają, że stosowała w nich kryteria, które uważa za niezbędne, by powstało dobre kazanie. Wymieniła je: to, co jest głoszone, musi przystawać do biblijnej perykopy, musi być dobrze skomponowane, zawierać elementy polemiczne i myśl przewodnią. „Szczęśliwy nie myśli” – stwierdziła przekornie dyskutantka, podczas gdy stres i przykre przeżycia będące udziałem każdego człowieka, również duchownego, mogą być inspirujące myślowo.

Postulatem pod adresem Konferencji Duchownych był zgłoszony przez nowo wybranego prezesa warszawskiego Kolegium Kościelnego, Władysława Scholla, wniosek o opracowanie długofalowego programu duchowego rozwoju członków naszego Kościoła na podstawie Pisma Świętego i zasad reformacyjnych. Prezes KK, powołując się na zasadę równorzędności urzędów kościelnych, zaapelował o uwzględnienie udziału starszych zboru w liturgii, czego początkiem było przed laty wprowadzenie starszego zboru do ławki pastorskiej w prezbiterium. Teraz jednak chodziłoby o pełniejszy udział: np. w czytaniach liturgicznych i rozdzielaniu Wieczerzy Pańskiej.

Ten postulat, ku zaskoczeniu większości uczestników nabożeństwa, został od razu spełniony następnego dnia, w niedzielę 7 maja. Pobłogosławione przez księży chleb i wino wśród wielkiego koła przystępujących do Stołu Pańskiego rozdzielali: prezes Synodu – Witold Brodziński, prezes Konsystorza – Biruta Pachnik, prezes warszawskiego KK – Władysław Scholl i wiceprezes zelowskiego KK – Wiera J. Jelinek. I było to dla wszystkich uczestników tego wydarzenia ogromne przeżycie.

Kościół malejący czy rosnący?

Niepokojące zjawisko odchodzenia młodych po konfirmacji z życia kościelnego, znikanie niektórych z tych, którzy jako dorośli wybrali nasz Kościół na drodze konwersji (zjawisko, przypominam, zapowiedziane przez ks. Bogdana Trandę w 1990 r.), do tego nadal aktualny problem małżeństw mieszanych wyznaniowo (z katolikami) teraz, w czasie wytyczania nowych dróg dla Kościoła, musiały z całą ostrością stanąć przed reprezentatywnym gremium naszej społeczności kościelnej.

Rozwiązań szukano i znajdowano je tam, gdzie już wcześniej widziano ratunek – przez odrodzenie Kościoła i zdecydowaną zmianę stylu jego oddziaływania: promowanie młodzieży (co stanowczo postulował Piotr Niewieczerzał); pogłębianie duchowości przez tworzenie, wobec diasporalności Kościoła, małych sąsiedzko-przyjacielskich grup będących miejscem spotkań modlitewnych, studiowania Pisma Świętego i wzajemnego wsparcia (propozycja Mirosława Prajzendanca); otwarcie budynków kościelnych poza godzinami nabożeństw, by każdy o każdej porze mógł tam wejść; przesunięcie nabożeństw na godziny popołudniowe (w okresie letnim); bliższą współpracę między parafiami dla wzajemnego korzystania z doświadczeń; wartościowe, zmuszające do refleksji kazania; otwartość na problemy otaczającego świata.

Nie kwestionując powyższych środków, zastanawiano się również nad zasygnalizowaną w referacie Księdza Biskupa sprawą ewentualnego związania się – w formie unii czy federacji – z jednym lub dwoma bratnimi Kościołami ewangelickimi: augsburskim i metodystycznym.

Ta propozycja ma też długą historię, począwszy od zabiegów wokół Ugody sandomierskiej, a w nowszych czasach – w postaci wspólnego konsystorza luteranów i reformowanych w pierwszej połowie XIX w. w Warszawie. Zjednoczenie z Kościołem Ewangelicko-Augsburskim jako panaceum na nasze materialne kłopoty postulowały przed paru laty Kościoły reformowane w Holandii. Rozmawialiśmy też o tym na ubiegłorocznym Synodzie.

Honorowi goście Synodu 2000: ks. Tadeusz Szurman, prezes Synodu Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, i ks. sup. Zbigniew Kamiński z Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego, reprezentujący także swoich zwierzchników (ks. bpa Jana Szarka i ks. bpa Edwarda Puśleckiego), bardzo pozytywnie wypowiadali się o propozycji zacieśnienia współpracy i intensyfikacji dialogu. Jeśli w obliczu katolicyzmu dominującego w życiu społecznym, a nawet w instytucjach państwowych naszego kraju, uznamy, że ewangelicyzm jest Polsce potrzebny, to nasza jedność na pewno umocni i lepiej ukaże jego obecność.

Uwzględniając ewentualność jakiejś formy federacyjnej z jednym lub dwoma bratnimi Kościołami, delegaci na Synod 2000 wysuwali pewne obiekcje związane nie tyle z dobrymi, nieraz bardzo dobrymi, stosunkami na poziomie osobistym lub parafialnym, lecz z różnicami ustrojowymi, konserwatyzmem pewnych środowisk i dysproporcją liczebną. Przedstawiciel diaspory, Zdzisław Linkowski z Gorzowa Wlkp., zadał istotne pytanie dopełniające: jaka miałaby być platforma ewentualnego jednoczenia się polskiego protestantyzmu? Zaproponował, by stało się to tematem jednego z najbliższych Synodów.

Pytanie „Razem czy osobno?” oczywiście nie mogło być rozstrzygnięte i dyskusje chyba niewiele tu pomogą. Wiek XXI nadejdzie już za kilka miesięcy, ale trwać będzie 100 lat – w którymś momencie sytuacja określi, co jest wolą Pana.

Ordynacja kobiet

To też temat, który od dziesięciu lat powraca na forum synodalnych dyskusji, chociaż, formalnie rzecz biorąc, sprawa została jednoznacznie określona już w 1991 r. „Prawem wewnętrznym” (art. 51). Jednak nie wszystko, co jest formalnie rozstrzygnięte, znajduje realizację w życiu i chodzi nie o zasadę, ale o jedną (na razie) kandydatkę, czyli mgr teologii i katechetkę Wierę J. Jelinek. Dotychczasowe obiekcje były różnej natury, także finansowe (nie stać nas na dwóch pastorów w jednym zborze). Toteż stwierdzenie Księdza Biskupa, że podczas choroby ks. Mirosława Jelinka pani Wiera przejęła cały ciężar prowadzenia zboru i praktyczny egzamin na duchownego zdała celująco – natchnęło nadzieją zwolenników tej „nowinki” w naszym Kościele. Dyskutantki: Dorota Niewieczerzał, Krystyna Lindenberg i Biruta Pachnik, od dawna wspierające ideę doceniania roli kobiet w Kościele, z radością przyjęły zapowiedź zawartą w referacie. Podkreślenie przez dr Dorotę Niewieczerzał, że akt ordynacji na duchownego jest niezależny od sprawy finansowania stanowiska w parafii, powinno było ostatecznie przełamać resztki oporu przed zrobieniem tego kroku. Byłby on korzystny dla całej naszej społeczności, z niecierpliwością oczekiwany także przez Kościoły reformowane zrzeszone w Światowym Aliansie. Zbliżyłoby to nas również jeszcze bardziej do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, gdzie niedawno po raz pierwszy ordynowano kobietę na diakona.

Stąpając po ziemi

Ponieważ żyjemy w doczesnym świecie i jesteśmy od niego zależni, musimy na synodach zajmować się przyziemnymi sprawami. Dlatego oprócz części merytorycznej, która niewątpliwie jest najważniejsza, trzeba wysłuchać, przedyskutować i przyjąć sprawozdania – głównie finansowe i preliminarz budżetowy na rok bieżący.

Najciekawsze (dla humanistów oczywiście) jest sprawozdanie synodalnej Komisji Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw. Co roku może pochwalić się ona znacznymi dokonaniami, ale rok 1999 to apogeum jej świetności, a to dzięki wkładowi pracy w jubileusz 500. rocznicy urodzin Jana Łaskiego (zob. „Jednota” 11-12/99).

Jeśli zaś chodzi o sprawy finansowe, to przedstawiają się lepiej niż w ubiegłych trzech dramatycznych latach. Preliminarz na rok 1999 w zakresie wpływów został wykonany w 98 proc. i ubiegły rok zakończyliśmy nawet niewielką nadwyżką. Jak stwierdziła kierowniczka Szkoły Niedzielnej, Hanna Tranda, wszystkie zgłoszenia dzieci na kursy katechetyczne zostały przyjęte. Koszt tegorocznego kursu (prawie miesięcznego) nad morzem jest wysoki, ale w połowie ma być refundowany przez MEN. Dla tych dzieci, których rodzice w ogóle nie są w stanie ponieść kosztów wyjazdu, zaapelowała o pomoc (ładniejsze słowo: sponsoring) ze strony naszej społeczności kościelnej.

Końcowym akcentem drugiego dnia obrad Synodu 2000 był wybór prezesa Synodu na nową kadencję. Dr Witold Brodziński, zasłużony autor naszego „Prawa wewnętrznego” i konsultant przy tworzeniu Ustawy o stosunku państwa do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego, po trzech kolejnych kadencjach (w sumie 9 lat) stanowczo sprzeciwił się dalszemu sprawowaniu tej funkcji. Mimo żalu trzeba było uszanować jego decyzję, z nadzieją zresztą, że nadal, jako wybitny prawnik, będzie wspierał różne kościelne gremia.

Kandydatów na stanowisko prezesa było dwóch: prof. Jarosław Świderski z Warszawy, były długoletni prezes Konsystorza, oraz przedstawiciel diaspory – Krzysztof Balawender z Legnicy, należący do zboru zelowskiego. I to on właśnie przeważającą większością głosów został wybrany na ten najwyższy w naszym Kościele urząd. Również z wykształcenia prawnik, będzie zapewne pełnił tę funkcję równie odpowiedzialnie jak jego poprzednik.

Dlaczego niezupełnie spełnione nadzieje?

Kiedy rok temu kończyłam sprawozdanie z Synodu 1999, napisałam: „Następny Synod obradować będzie w Roku Jubileuszowym 2000, również w Warszawie. Jakkolwiek jest to data umowna, przemyślenia, wnioski i decyzje, które wówczas podejmiemy, będą miały wymiar historyczny w dziejach naszego Kościoła” („Jednota” 6/99). Oczywiście żadne dyskusje, żadne postanowienia nie przesądzają o sukcesie zamierzeń – nawet najbardziej szlachetnych, nawet najlepiej zaplanowanych. Ale czy okazaliśmy się dobrze przygotowani do dyskusji nad przyszłością Kościoła, czy podjęliśmy wątki zaproponowane w referatach, czy przyjęliśmy wiążące uchwały?

Na te pytania ze smutkiem odpowiadam – nie. „Przyszłość zboru reformowanego”, artykuł zamieszczony w „Jednocie”  4/2000, będący opracowaniem referatu Petera Bukowskiego, moderatora Związku Kościołów Reformowanych w Niemczech, który dotyczy tych samych problemów, jakie nękają nasz Kościół, nie został chyba przez naszą społeczność zauważony (chociaż jego lekturę zalecał Ksiądz Biskup, gdy tylko ten zeszyt „Jednoty” się ukazał). Jedynym, który powoływał się na zawarte w nim przemyślenia, był prezes Synodu. Nikt jednak nie podjął tego wątku. Nikt też nie ustosunkował się do propozycji z referatu Księdza Biskupa o ewentualnych polach działania w społeczeństwie – wspierania rodzin zastępczych lub ochrony środowiska.

Duchowni nie podjęli tematu zmian w liturgii, stanu kaznodziejstwa, opieki nad młodzieżą po konfirmacji, odzyskiwania ludzi, którzy się od Kościoła oddalili. Jedyny wniosek, jaki przedstawili, dotyczył zmian w „Prawie wewnętrznym”, a właściwie powołania komisji prawnej, która zajęłaby się ewentualnymi poprawkami (wniosek zresztą upadł w głosowaniu).

Członkowie parafialnych Kolegiów nie zaproponowali rozwiązań umożliwiających odciążenie duchownych od spraw organizacyjno-administracyjnych. Jedynie prezes KK w Kleszczowie, Rużena Buresz, oświadczyła: „Jako wspólnota zborowa nie powinniśmy od duchowego tylko wymagać, ale stwarzać duszpasterzowi odpowiednie warunki”. Nikt z delegatów nie zaproponował konkretnych form bliższej międzyparafialnej współpracy. Nikt z Prezydium Synodu nie ustosunkował się do wniosku pana Linkowskiego, by któryś z najbliższych Synodów poświęcić tematowi jednoczenia się protestantów.

Ja sama nie otrzymałam odpowiedzi na pytanie, dlaczego drugi rok z rzędu na Synodzie, będącym świętem Kościoła, okazją do spotkania i przeżywania wspólnoty, tak ważną zwłaszcza dla diaspory, zabrakło świeckich przedstawicieli parafii w Pstrążnej i Strzelinie. Czy to jest zgodne z ustrojem naszego Kościoła?

W związku z tym nie było żadnych wniosków do przegłosowania, żadnej propozycji oświadczeń Synodu, żadnej rezolucji. Być może Synod 2000,  który miał być historyczny, okaże się takim po latach. Być może myśli i propozycje przedstawione w referatach i wypowiedziach niektórych uczestników nie zostaną zapomniane, lecz – przemyślane w zaciszu domowym – zaowocują za jakiś czas. Mam taką nadzieję i oby się spełniła.

*

Jakie będzie jutro naszego Kościoła? Czy protestanci są Polsce potrzebni? Powróćmy jeszcze raz, na zakończenie, do tych pytań.

Witold Bender, wieloletni prezes Synodu, zdecydowanie potwierdził nasze powszechne przekonanie, że mimo małej liczebności, z którą należy się pogodzić, ewangelicy są Polsce potrzebni. Jest to wartość zarówno historyczna, jak i ważna dla polskiej współczesności, a świadczy o tym m.in. zainteresowanie, jakim cieszą się informacje na ten temat w środkach masowego przekazu, zainteresowanie „Jednotą”, udział dzieci innych wyznań w naszych kursach katechetycznych i różne inne kierunki naszej działalności.

„Jesteśmy (...) potrzebni – stwierdził z całym przekonaniem dziesięć lat temu ks. Bogdan Tranda – i całemu społeczeństwu, i naszej własnej wspólnocie wyznaniowej. Swoje zadanie wobec jednych i drugich spełnimy tylko wtedy, jeśli zachowamy swoją tożsamość, jeśli będziemy wierni dziedzictwu przeszłości, które ma służyć teraźniejszości i przyszłości. Tego zadania nie da się wykonać bez zaangażowania naszych zborów i poszczególnych współwyznawców w codzienną pracę nad rozwijaniem i pogłębianiem wartości duchowych, nad rozniecaniem światła, które ma świecić ludziom, nad wiązaniem wiary z etyką, aby z tego węzła Bóg czerpał swoją chwałę. SOLI DEO GLORIA”.

Krystyna Lindenberg