Drukuj

4 / 2000

Ze wszystkich miast na świecie Jerozolima jest najświętsza. Najwspanialsza, najbardziej wzruszająca, najbardziej rozdarta. Tylko pomyśl! Na górze w Jerozolimie król Salomon zbudował świątynię jedynego Boga, która była wiele razy burzona i wiele razy odbudowywana, nim Rzymianie zrównali ją z powierzchnią ziemi... Do Jerozolimy wszedł Jezus, żeby głosić Dobrą Nowinę i towarzyszyli Mu wyznawcy, którzy wymachiwali na Jego cześć gałązkami palmowymi, gdyż był Synem Bożym i stał się człowiekiem, co mogło wydawać się dość niepojęte. Tam, w świętym mieście żydów, został pojmany, osądzony, ukrzyżowany na wzgórzu. Tam też zmartwychwstał... A wreszcie, właśnie z wysokiej jerozolimskiej skały prorok Mahomet wzbił się na swojej skrzydlatej klaczy do nieba. (...) W Jerozolimie Bóg przemawia wieloma językami. Po hebrajsku do żydów, po arabsku do muzułmanów, po łacińsku, ormiańsku i grecku do chrześcijan... (Catherine Clément: Podróż Teo, Warszawa 1999, s. 42-43).

Czternastoletni Teo, a właściwie Teodor, wraz ze swoją ciocią rusza w podróż śladami wielkich religii. Podróż rozpoczyna się w Jerozolimie, która dla trzech religii monoteistycznych: judaizmu, chrześcijaństwa oraz islamu, jest miejscem szczególnym, miejscem świętym. Teo jest bardzo chory. Ciotka Marta uważa, że ta podróż może mu przywrócić zdrowie...

Czytam tę książkę, napisaną żywo i współczesnym językiem, który może się podobać młodzieży (zniechęcić może ją tylko objętość – 721 stron), śledząc na bieżąco pierwsze strony gazet: Jerozolima jest znowu na ustach wszystkich.

Jerozolima, po hebrajsku Jeruszalaim, co oznacza miasto, twierdzę pokoju, paradoksalnie z pokojem ma niewiele wspólnego. Powietrze, w którym unosiła się leciutka mgiełka, przynosiło dźwięk kilkuset dzwonów mieszający się z wezwaniami wykrzykiwanymi śpiewnie przez muezinów i szmerem modlitw. Jerozolima to bardzo skomplikowane miasto, które wydzierali sobie nawzajem wierzący w jedynego Boga, wierzący w Mahometa i wierzący w Syna Bożego (Podróż Teo, s. 87).
Jest coś niesamowitego w pielgrzymce papieża Jana Pawła II do Izraela właśnie w tym momencie historii. W Jerozolimie bowiem cały czas wrze, nie ustają spory o to, czyim świętym miastem powinna się stać.

“Stuttgarter Zeitung”, którą cytuje “Gazeta Wyborcza” z 24 marca, tak ocenia tę wizytę jeszcze w trakcie jej trwania: Pielgrzymka ta sprawia wrażenie podsumowania długiego pontyfikatu. Papież wiąże z nią swój najważniejszy projekt na przyszłość: po tysiącleciu podziału Kościoła ma nastąpić tysiąclecie ekumenii. Wizyta w Ziemi Świętej i dokonane gesty są tego sygnałem.

Podczas mszy sprawowanej w środę 22 marca na placu Żłóbka w Betlejem po homilii Papieża nastąpiła przerwa, cisza. Tę ciszę wypełnił śpiew muezina z pobliskiego minaretu nawołujący wiernych, czyli wyznawców islamu, do modlitwy. Ten gest, zgoda obu stron, chrześcijańskiej i muzułmańskiej, na to, by miał on miejsce, został oceniony bardzo wysoko i przyjęty z uznaniem. Red. Jan Turnau tak krótko podsumował to wydarzenie: Więc jednak można coś uzgodnić. Więc choć różnice między religiami są wielkie, w Betlejem, na Ziemi Świętej trzech religii, okazało się, że są różnice jeszcze większe: między miłością i nienawiścią, pokojem i wojną, miłosierdziem i morderstwem. Więc można żyć, jak Pan Bóg przykazał: jak przykazał Jahwe, Bóg w Trójcy Jedyny, Allah (“Gazeta Wyborcza” z 23 marca).

Podobnie wizyta Papieża w Instytucie Pamięci Jad Waszem i prośba o przebaczenie wywołały wielkie poruszenie u obu stron: chrześcijańskiej i żydowskiej; padły słowa, przez żydów bardzo wyczekiwane, dla niektórych jednak niesatysfakcjonujące. Ks. prof. Michał Czajkowski, kierownik Katedry Teologii Ekumenicznej Uniwersytetu kard. Stefana Wyszyńskiego, uważa, że to Duch Boży poprowadził papieża do Yad Vashem, by modlił się w tej ogromnej ciszy, o której potem mówił we wstrząsającym przemówieniu (“Gazeta Wyborcza” z 24 marca). Wizyta w Yad Vashem czerpie swój pełny sens z głównego przesłania papieża w czasie jego podróży: z dążenia, by na Ziemi Świętej żydzi, chrześcijanie i muzułmanie naprawdę się pojednali (“Le Figaro”, cyt. za “Gazetą Wyborczą” z 24 marca).

Dzieją się więc rzeczy niesamowite, padają słowa przebaczenia, skruchy, żalu, wykonywane są gesty, o których wielu się nie śniło. W Jerozolimie rozpoczyna się jakby nowa historia, która może być bardzo długa i jeszcze pogmatwana, ale to przecież nie zmienia faktu, że coś się “otworzyło”.

Zapowiedź nowego oblicza duchowego tego miasta znajdujemy w Objawieniu św. Jana, gdzie naprawdę nic już nie budzi wątpliwości, że będzie to najprawdziwsza twierdza pokoju: “I widziałem miasto święte, nowe Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, przygotowane jak przyozdobiona oblubienica dla męża swego. I usłyszałem donośny głos, z tronu mówiący: Oto przybytek Boga między ludźmi! I będzie mieszkał z nimi, a oni będą ludem jego, a sam Bóg będzie z nimi” (Obj. 21:2-3).

*

Teo oparł się łokciami na balustradzie i patrzył na roziskrzoną światłami Jerozolimę. Nie było widać ani Kopuły na Skale, ani Grobu Świętego, ani Ściany Płaczu, i tylko mur wzniesiony przez Turków tonął w złocistym świetle. Dwie leciutkie dłonie spoczęły na ramionach Teo:
– Czy rozumiesz teraz, dlaczego tak walczono o to miasto? Nie bądź taki surowy dla nas, Teo. Tutaj tchnie Duch Boży i mniejsza o to, czy nazywa się Allah, Adonaj Elohim czy Jezus (Podróż Teo, s. 117).

Danuta Lukas