Drukuj

1 / 2000

16 listopada ub.r., w Międzynarodowym Dniu Tolerancji, redakcja „Jednoty” odebrała medal „za wybitne zasługi na rzecz krzewienia idei tolerancji”. Była to nagroda zespołowa, nagrody indywidualne otrzymali natomiast laureaci tak wybitni, jak Jacek Kuroń, Aleksander Małachowski i Andrzej Szczypiorski, a z zagranicy: Rita Süssmuth i Rafael F. Scharf (zob. obok). Uroczystość wręczenia medali, przyznanych przez Fundację Ekumeniczną „Tolerancja”, odbyła się w gościnnym Teatrze Żydowskim w Warszawie.

Kiedy w towarzystwie ks. bpa Zdzisława Trandy i ks. Lecha Trandy odbierałam to odznaczenie z rąk prof. Karola Karskiego, który powiedział kilka ciepłych słów o jedynym w swoim rodzaju, konsekwentnie ekumenicznym obliczu „Jednoty”, czułam się zaszczycona. Bo zaszczytem było przyjęcie nagrody, która jest wyrazem uznania dla całego zespołu „Jednoty” od początków istnienia pisma (1926), dla jej współpracowników: redaktorów, autorów oraz innych wypróbowanych przyjaciół. Należą oni do różnych Kościołów, środowisk, a nawet pokoleń, ale nie stanowiło to przeszkody, aby na przestrzeni minionych kilkudziesięciu lat ich wiara i osobowość, wiedza i zdolności, ich poglądy i postawy – w całej różnorodności indywidualnych przejawów – kształtowały oblicze „Jednoty”. Zgodnie ze swą nazwą, staropolskim mianem Kościoła, stanowi ona wspólnotę, przyjazny krąg, który jednoczy.

Czym jest dla redakcji tolerancja? Jak to wygląda na co dzień? Najprościej mówiąc, tolerancja to poszerzanie pola widzenia, a nie pola rażenia. Wymaga to przede wszystkim otwartości, niezamykania się we własnym kręgu, dlatego „Jednota” – choć wydawana przez Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Reformowanego – nie jest pismem czysto konfesyjnym, lecz poświęconym polskiemu ewangelicyzmowi i ekumenii. Tak ją widzieli i taką ją tworzyli jej redaktorzy naczelni, ewangelicy reformowani: od ks. ks. Stefana Skierskiego i Ludwika Zaunara począwszy, przez ks. bpa Jana Niewieczerzała, prezesa Polskiej Rady Ekumenicznej, który reaktywował „Jednotę” w 1957 r. i wciągnął do współpracy z nią ks. Bogdana Trandę (red. nacz. 1964-1994), Barbarę Stahl (sekr. red. od 1962, red. nacz. 1994-1995) i ks. Jerzego Stahla (red. nacz. 1995-1997) – ludzi słowem i czynem oddanych sprawie wolności, tolerancji, ekumenii.

Uczestnictwo w ruchu ekumenicznym uczy m.in. tego, że pierwszym krokiem na drodze do pojednania jest wzajemne poznanie się. Od wszystkich uczestników wymaga to otwartości, chęci zrozumienia partnerów, a nie narzucania własnych poglądów. Ale – i na tym polega paradoks tolerancji, o którym mówili laureaci podczas uroczystości w Teatrze Żydowskim – oznacza ona przecież także nietolerowanie postaw i poglądów nietolerancyjnych. Na przykład sprzeciw wobec dyskryminacji i branie w obronę tych, których godność i prawa są gwałcone.

Problem w tym, że wartość tolerancji dostrzegają z reguły ci, którzy sami doświadczyli prześladowań, ci, którzy stanowią mniejszość. Przedstawiciele większości skłonni są częściej tolerancję zaledwie tolerować. Tolerancja nie jest też postawą permanentną, życie ciągle ją weryfikuje. Jak uczą przykłady, głosiciele tolerancyjnych roszczeń, jeśli stają się dysponentami środków represji, zapominają natychmiast o swoich hasłach i opowiadają się tylko za tolerancją dla „prawdy” lub „prawdziwego chrześcijaństwa”, które w ich organizacji znalazły wyłączną siedzibę – sarkastycznie skonstatował częsty mechanizm przemiany owcy w wilka prof. Leszek Kołakowski1.

Są i inne niebezpieczeństwa: ...na planecie Małego Księcia, tak jak na wszystkich planetach, rosły rośliny pożyteczne oraz zielska. W rezultacie znajdowały się tam dobre nasiona roślin pożytecznych i złe nasiona zielsk. Ale ziarna są niewidoczne. Śpią sobie skrycie w ziemi aż do chwili, kiedy któremuś z nich przyjdzie ochota obudzić się. (...) Otóż na planecie Małego Księcia były ziarna straszliwe. Ziarna baobabu. Zakażony był nimi cały grunt. A kiedy baobab wyrośnie, to na wyrwanie jest za późno i nigdy już nie można się go pozbyć. Zajmie całą planetę. Przeorze ją korzeniami. A jeżeli planeta jest mała, a baobabów jest dużo, to one ją rozsadzają.
– Jest to kwestia dyscypliny – powiedział mi później Mały Książę. – (...) Trzeba się zmusić do regularnego wyrywania baobabów, i to natychmiast po odróżnieniu ich od krzewów róży, do których są w młodości bardzo podobne2.

Zalążki nietolerancji istotnie nieraz wyglądają niewinnie. Ale zło zazwyczaj zaczyna się od zachowań, które w świetle formuły często ostatnio przywoływanej w polskim orzecznictwie sądowym zyskałyby miano czynów o „znikomej szkodliwości społecznej”. Jeśli jednak lekceważy się wrogie słowa wymierzone przeciw jakiejś grupie ludzi, to prędzej czy później dojdzie do wrogich działań. Tak było na Bałkanach, a niedawno w Usti nad Łabą, gdzie dopiero wskutek międzynarodowych nacisków usunięto mur oddzielający osiedle Romów od ich „białych” sąsiadów.

Doświadczenie uczy, że bierność i obojętność na cudze cierpienie nie tylko jest złem, ona się nie opłaca! Pastor Martin Niemöller, duchowny Kościoła Wyznającego, uwięziony przez hitlerowców w obozie koncentracyjnym, ujął to tak: „Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem, bo nie byłem Żydem. Kiedy przyszli po socjalistów, nie protestowałem, bo nie byłem socjalistą. A kiedy przyszli po mnie, nie było już komu protestować w mojej obronie”.

Wyrywanie „baobabów” grożących całej planecie rozpadem jest zajęciem wymagającym czujności i żmudnym, nieraz przypomina trud Syzyfa. Ale pomni lekcji wyniesionej m.in. z dziejów ewangelicyzmu reformowanego, który jedynie w krótkich okresach historii Polski cieszył się równouprawnieniem albo względną tolerancją, nie możemy patrzeć obojętnie, gdy kiełkują ziarna nietolerancji. Ziarna antysemityzmu, rasizmu, szowinizmu, społecznej znieczulicy.

Czasem odłożenie pracy na później nie przynosi szkody. Lecz w wypadku baobabu jest to zawsze katastrofą. Znałem planetę, którą zamieszkiwał leniuch. Zlekceważył trzy pędy...

Monika Kwiecień

________
1 Świadomość religijna i więź kościelna. Studia nad chrześcijaństwem bezwyznaniowym XVII wieku, Warszawa 1997, s. 126
2 Ten i następny cytat pochodzą z książki Antoine’a de Saint-Exupéry: Mały Książę, Warszawa 1958, s. 21-22 i 24