Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11-12 / 1999

Jesienią roku 1569 Mikołaj Rej żegnał się ze światem. Syty zaszczytów, sławy i bogactwa mógł w spokoju oczekiwać na ostatni dzień zimy swojego żywota, nikt bowiem przyrodzenia zgwałcić nie może i śmierć zapuka do każdych drzwi.

Za nim było długie – przynajmniej miarą tamtych czasów – i ciekawe życie. Nie podróżował po szerokim świecie, ale od rodzinnego Żurawna przebył imponującą drogę. Skromny szlachcic, szlachcic poczciwy, umierał jako magnat o licznych, rozrzuconych po całej Polsce dobrach i niemałych wpływach politycznych.

Rej był człowiekiem sukcesu. Czego się dotknął, to od razu zamieniało się w złoto. Jako ojciec rodziny (miał ośmioro dzieci), pisarz, polityk , człowiek interesu nie mógł skarżyć się na nieprzychylność losu. Gdy oglądamy słynny portret Reja zamieszczony w jego Postylli (1557), nie mamy żadnych wątpliwości – przedstawia on człowieka zadowolonego z siebie. Bogaty strój, ozdobiony ciężkim, zapewne złotym łańcuchem, podkreśla wagę osoby. Rej patrzy na świat surowo, ale życzliwie, z poczuciem własnej wartości. Udało mu się zrealizować niemal wszystko. Czego więcej można oczekiwać od życia? Artysta z upodobaniem prezentuje skomplikowane desenie jego wyszywanej koszuli, zawiązanej pod szyją na kunsztowną kokardkę.

Kusi mnie, by porównać ten wizerunek ze słynnym przestawieniem Jana Kochanowskiego, który – jak chciał Wacław Borowy – trzyma w dłoniach parę znoszonych rękawiczek. Rej nie pozwoliłby sobie na taką nonszalancję. Wiedział bowiem, jak prezentować się potomnym.

Kochanowski i Rej – dwaj wielcy twórcy naszego renesansu. Nagłowice i Czarnolas – dwa miejsca symboliczne dla kultury polskiej...

Czarnolas ma w sobie coś z dekoracji teatralnej. To świat antyczny, przeniesiony w wiek XVI, świat, w którym lipa odgrywa rolę platana, a w zaroślach ukrywają się faunowie leśni.

Nagłowice są zaś swojskie, nasze. Tu rosną rzodkiewki, sałatki, rzeżuszki, ogóreczki, majeranik, szałwijka. Tu po łąkach biegają zajączki, wypłoszone z wysokich traw krzywym żelazem ciężko pracujących żeńców.

Nikt nie może odjąć sławy Kochanowskiemu, ale spróbujmy – nieco paradoksalnie – pokazać na jego tle wielkość Reja. Widziana z perspektywy końca XX wieku prosta twórczość pana z Nagłowic wydaje się bardziej renesansowa niż wielkie dzieło Jana z Czarnolasu.

Kochanowski lękał się bowiem świata. Jego poezja (szczególnie Pieśni) była ciągłym zaklinaniem losu, beznadziejnym oczekiwaniem na niespodziewany cios ślepej Fortuny.

Rej wierzy zaś w wartość życia i w swoją szczęśliwą gwiazdę. Jego twórczość poświadcza typowe dla epoki urzeczenie światem. Pisarz z optymizmem i radością patrzy na piękno natury. Co ciekawe, wybiera jednak zawsze piękno konkretne, rzec by można użyteczne. Rej to pisarz zmysłowego konkretu. Jego natura jest żywa i pełnokrwista w odróżnieniu od subtelnych, syntetycznych wizji Kochanowskiego.

Oto świat jawi się poczciwemu szlachcicowi jako wielka spiżarnia. Nie interesują go kwiaty, lecz raczej jarzyny, nie zachwyca się pięknem lip i dębów, lecz woli gruszeczki, wisneczki, śliweczki.

Ano młode masłka, syreczki nastaną, jajka świeże, ano kurki gmerzą, ano gąski gęgają, ano jagniątka wrzeszczą, ano prosiątka biegają, ano rybki skaczą. Tylko sobie mówić: Używaj, miła duszo, masz wszytkiego dobrego dosyć!

A tymczasem u Kochanowskiego w miejscu rejowego zielnika i gospodarskiej arki Noego pojawiają się zaledwie zioła rozmaite i wszelki źwierz.

Kochanowski jest więc syntetyczny i klasyczny, Rej zaś rozsadza ramy wszystkich stylów. Jego temperament pisarski wylewa się spontanicznie szeregiem obrazów, scenek rodzajowych, bogactwem żywej, potocznej mowy.

Od Krótkiej rozprawy do Żywota człowieka poćciwego jest pisarz mistrzem rodzajowej scenki. Gdy moralizuje, jego pióro staje się ciężkie, gdy podpatruje świat przez dziurkę od klucza, gdy opisuje rzeczy dobrze sobie znane, od razu chwyta wiatr w żagle. Lubi śmiech, nie stroni od drwiny, ale nawet kiedy drwi, drwi pogodnie.

Ten niesłychanie optymistyczny stosunek do świata i ludzi wynika zapewne nie tylko z charakteru Reja, ale także z faktu, że pisarz odniósł w życiu sukces.

Pan z Nagłowic był bowiem renesansowym człowiekiem interesu. Co prawda w Żywocie i sprawach... Mikołaja Reja przedstawiał sam siebie (autorstwo Trzycieskiego jest raczej literacką mistyfikacją) jako szlachcica, który wciąż otrzymywał cudowne dary losu, ale było to spowodowane chęcią sprostania parenetycznymu wzorcowi ziemiańskiego żywota. Oto tak piszę i tak żyłem – zdaje się mówić autor. Tak naprawdę Rej prowadził jednak rozległe interesy w różnych stronach Rzeczypospolitej. Kupował i sprzedawał majątki, pożyczał pieniądze potrzebującym magnatom. W swojej biografii sugeruje, że panowie polscy byli dlań barzo łaskawi, wciąż darowując mu jakieś posiadłości. Tymczasem dokumenty z epoki mówią coś zgoła innego – był to po prostu wynik pożyczek pod zastaw.

Zdarzało się co prawda i inaczej. Rej, jako pierwszy bodaj polski poeta, otrzymał konkretną, mierzoną w brzęczącej monecie nagrodę literacką. Oto od króla Zygmunta starego dostał swoją twórczość wieś Temerowce. Donatur villa Temerovce... vati Polono alias rymarzowi – czytamy w królewskim akcie nadania.

Rej umie zdobywać, umie brać, umie wzbudzać sympatię. Jakże inaczej było z Kochanowskim, który wciąż był rozczarowany brakiem królewskiej szczodrości. Czarnoleski poeta oczekiwał na jakieś wynagrodzenie za swoją twórczość, lecz nie potrafił, a może nie chciał poprosić o nie wprost. Krygował się, kluczył. Rej zaś potrafił wykorzystać okazję, świadomy własnej wartości a także ceny swoich wierszy.

Nie gardził przy tym nawet niewielkim zarobkiem. Jedyny to chyba pisarz polski, który o pieniądzach nie powie inaczej jak z czułością: pieniążki. Zachowała się np. informacja, że pan z Nagłowic popisywał się za pieniądze wraz ze swoją kapelą przed królem Zygmuntem Starym (1545). Był bowiem Rej – o czym mało kto wie – także utalentowanym muzykiem. Sam chwalił się zresztą, że rzadko której muzyki nie umiał.

Rej potrafił więc zdyskontować swoje literackie i towarzyskie sukcesy, czego nie można raczej powiedzieć o czarnoleskim mistrzu.

Zupełnie inny jest też stosunek pisarzy do religii. Kochanowski, choć bliski duchowo i intelektualnie reformacji, nigdy jednak do niej nie przystąpił. Był wolnomyślny, ale i ostrożny. Jego postawę określił Wiktor Weintraub mianem nikodemizmu. Wiara poety humanisty była bowiem wiarą intelektualisty – indywidualną, poza wszelkimi Kościołami.

Rej umie zaś zajmować jednoznaczne stanowisko. Przystępuje do reformacji w latach 40. XVI stulecia i rychło staje się jedną z najważniejszych polskich postaci tego ruchu. Początkowo jest luteraninem, potem wchodzi do grona kalwinistów polskich. Uczestniczy w synodach, zakłada zbory, jest jednym z inicjatorów wezwania do kraju Jana Łaskiego. Pisze liczne dzieła religijne, w których – co warto podkreślić – nigdy nie jest jednak zacietrzewionym polemistą (wyjątkiem jest tu traktat Apocalypsis z roku 1565). Jest człowiekiem religijnym, ale takim, który żyje w niezachwianej pewności swojej wiary i nie cierpi z powodu dręczących wątpliwości.

Podobnie wyraziście na tle Kochanowskiego rysuje się sylwetka Reja – polityka. Mikołaj Rej i tu odnosi sukcesy, jest postacią poważaną i cenioną. Uczestniczy jako poseł w wielu sejmach (ostatnim jest słynny sejm lubelski z 1569 roku). Często odgrywa na nich niebagatelną rolę. Jego wypowiedzi są znane i szeroko komentowane. Domaga się np. opodatkowania Kościoła, by zdobyć pieniądze na obronę granic. Uczestniczy w delegacjach Senatu do króla, co było dowodem dużego zaufania posłów.

Jakże blado wyglądają na jego tle sejmowe doświadczenia Jana z Czarnolasu, niefortunnego mówcy na sejmie 1575 roku, kiedy to po ucieczce Henryka Walezego, zalecał szlachcie osadzenie na polskim tronie syna cesarza Maksymiliana II lub też, co było jeszcze bardziej szalonym pomysłem, potomka cara Iwana Groźnego.

Co wynika z tego porównania wielkich pisarzy? Sądzę, że patronują oni dwóm nurtom naszej kultury. Kochanowski to patron Polski klasycznej, europejskiej, uniwersalnej. Rej zaś symbolizuje swojskie, oryginalne cechy naszej kultury, które zostaną potem ujęte w jej nurcie sarmackim.

Dlatego, ceniąc Kochanowskiego, nie zapominajmy o Reju, ponieważ pozwala on nam powrócić do korzeni polskości, a obok rzeczy czarnoleskiej pamiętajmy też o rzeczy nagłowickiej. Myślę, że to właśnie w niej można odnaleźć prawdziwe lekarstwo na problemy codzienności.

Dr Krzysztof Mrowcewicz

[Autor jest historykiem literatury polskiej, pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN]