Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10 / 1999

Świadectwo o duchownym z Timoru Wschodniego

„Proszę, powiadom wszystkich o tym, co się z nami dzieje” – to były ostatnie słowa, jakie ks. Francisco de Vasconcelos Ximenes przekazał przedstawicielowi Związku Kościołów Indonezji (PGI), zanim rozdzielili się 7 września po ogłoszeniu stanu wyjątkowego w Timorze Wschodnim. Proindonezyjskie bojówki postrzeliły go dwa dni później, gdy prowadził swoich współwyznawców do kryjówki w góry Timoru.

Ks. Francisco de Vasconcelos Ximenes był sekretarzem generalnym i moderatorem Kościoła Chrześcijańskiego w Timorze Wschodnim (GKTT), członka Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych, liczącego ok. 30 tys. wiernych: zarówno Indonezyjczyków, jak i Timorczyków. Był postacią bardzo szanowaną, cieszył się opinią uprzejmego, mądrego i skromnego przywódcy. Miał też pewność, że żywione przez jego lud pragnienie niezawisłości zwycięży pomimo wszelkich przeszkód i prześladowań ze strony indonezyjskich władz w Dżakarcie.

Przed referendum w sprawie niepodległości Timoru miałam możność rozmawiać z nim, poznać jego marzenia oraz plany jego Kościoła. „Czy Zjednoczony Kościół Australii pomoże nam budować Kościół ludowy, gdy Timor Wschodni zdobędzie niepodległość?” – pytał mnie wielokrotnie, jakby oczekiwał zapewnienia, że staniemy u ich boku, gdy będą tworzyć Kościół odpowiadający potrzebom Timorczyków.

Pragnął Kościoła o mocnych korzeniach: „Nie chcę wielkich budynków kościelnych, chcę budować fundament naszego Kościoła na ludziach. To ma być ich Kościół. Zaczniemy tworzyć nowy Kościół w wioskach i ludzie nie będą mieć rozdwojenia jaźni. Kościół nie powinien być tylko niedzielnym zajęciem, musi być prawdziwą częścią życia ludzi, nie może być ani zbyt zhierarchizowany, ani zbyt sformalizowany”.

Był rad, że biskup Kościoła rzymskokatolickiego Carlos Felipe Ximenes Belo, laureat pokojowej Nagrody Nobla, gościł niedawno po raz pierwszy na Synodzie GKTT, sygnalizując w ten sposób poprawę wzajemnych stosunków pomiędzy Kościołem protestanckim i katolickim. „Niezależnie od przynależności wyznaniowej musimy ze sobą współpracować w odbudowie nowego Timoru Wschodniego, tak jak służymy jednemu Bogu oraz jednemu i temu samemu ludowi” – powiedział biskupowi Belo ks. Francisco.

Pod koniec sierpnia GTKK odwiedziła delegacja ŚAKR pod przewodnictwem wiceprezydenta Aliansu prof. Pietera N. Holtropa, który po rozmowie z przedstawicielami timorskiego Kościoła wysłał 25 sierpnia list do Koffiego Annana, sekretarza generalnego ONZ, z apelem o wywarcie nacisku na rząd Indonezji w celu wycofania paramilitarnych oddziałów z Timoru Wschodniego i natychmiastowego skierowania tam międzynarodowego korpusu pokojowego, gdyby po referendum wybuchły zamieszki. List ten sygnowali ks. de Vasconcelos i bp Belo.

Ks. de Vasconcelos był bardzo dumny z opracowanego przez GKTT projektu, mającego na celu połączenie życia Kościoła z życiem ludzi. Socjalno-ekonomiczny projekt obejmuje hodowlę świń i kur, zakładanie plantacji kawy i ananasów, ogrodów warzywnych i drzew owocowych, np. mango. Dochód z tego projektu pomagał finansować program dożywiania i zaopatrywania uczniów w materiały szkolne. Uczestniczyło w nim 40 procent mieszkańców Mataty w Ermerze. Marzeniem pastora Francisca było rozszerzenie tego projektu na inne części Timoru Wschodniego jako elementu budowy „Kościoła ludowego”. Pragnął też zorganizować spotkanie okrągłego stołu z udziałem Kościołów z całego świata, aby ustalić, jakiego rodzaju wsparcia mogłyby one udzielić jego współwyznawcom po ukonstytuowaniu się nowego Kościoła w nowym Timorze Wschodnim.

Ks. Francisco de Vasconcelos Ximenes od dawna wiedział, że jego nazwisko figuruje na czarnej liście proindonezyjskiej milicji, jednak w swej działalności kierował się tym, by jak najlepiej służyć swoim ludziom. Był gotów zawieźć nas i innych obserwatorów z ramienia Narodów Zjednoczonych na tereny kontrolowane przez proindonezyjskie bojówki, ponieważ doceniał znaczenie obecności międzynarodowych obserwatorów podczas niepodległościowego referendum. Jednocześnie przez cały czas dbał o nasze bezpieczeństwo.

Im bardziej zbliżał się termin referendum, tym bardziej rosła liczba Timorczyków, którzy uciekali ze swoich wiosek, zastraszani przez oddziały proindonezyjskiej milicji. Wielu uciekinierów znalazło schronienie na terenie należącym do Kościoła. Liczba uchodźców wzrosła gwałtownie po ogłoszeniu wyników referendum, w którym – zgodnie z przewidywaniami – Timorczycy opowiedzieli się za niepodległością. Ewangelicko-reformowana parafia Hosana, mieszcząca się w samym centrum Dili, stolicy Timoru, przyjęła stu uciekinierów. Ks. Francisco wraz z kilkoma innymi pastorami starał się zaspokoić ich potrzeby i zapewnić im bezpieczeństwo.

Gdy 7 września ogłoszono stan wyjątkowy, w Dili zapanował chaos, miasto płonęło, wojsko i oddziały milicji rabowały domy. W parafii ewangelicko-reformowanej zadzwonił telefon. Biskup Belo oferował księdzu de Vasconcelos miejsce w samolocie do Darwina. „Zostanę z moimi ludźmi” – powiedział ks. Francisco.

Wkrótce w kościele Hosana zjawił się oddział milicji, która kazała pastorowi przyprowadzić wszystkich na posterunek. Ks. Francisco przyrzekł, że wkrótce się tam zjawią, wiedział jednak, że równałoby się to przyprowadzeniu stada do rzeźni. Zamiast tego wyprowadził uchodźców w stronę Fatumety, wioski swej matki.

Zamierzał towarzyszyć im do miejscowości Baucau, gdzie byliby bezpieczniejsi. Postanowiono oddzielić mężczyzn od kobiet, ponieważ bojówkarze i żołnierze polowali na mężczyzn zajadlej niż na kobiety z dziećmi. Kiedy 9 września ks. Francisco uchodził z Dili na czele grupy mężczyzn, został postrzelony. Inny pastor zaniósł go w góry, gdzie ranny zmarł o drugiej w nocy 10 września.

Ks. Francisco de Vasconcelos Ximenes był człowiekiem, który mało mówił, a wiele robił. Jego troska o sprawiedliwość i dobro swego ludu są równie niekwestionowane, jak jego męczeństwo.

Joy Balazo

[Oprac. na podstawie „WARC Update” 9/99]