Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4-5 / 1999

Bonhoeffer na nowo odkrywany (2)

Milczenie, modlitwa, służba wspólnocie... I przenikająca to wszystko gotowość niesienia pomocy, wysłuchania bliźniego, wsłuchiwania się w głos Boga. Dietrich Bonhoeffer, bardziej znany dotychczas jako profesor teologii i sławny duchowny, był także prawdziwym bratem, który słucha i pociesza. Oto jeszcze jedna ważna, a nierzadko przeoczana, cecha osobowości tego człowieka.

Pierwszym powodem zaniedbań w tej dziedzinie była postawa samego Bonhoeffera. Jako syn znanego profesora psychiatrii i neurologii, nie należącego wszakże do zwolenników szkoły psychoanalitycznej Zygmunta Freuda, starał się zawsze wyraźnie oddzielać wiarę od psychologii i odróżniać nasłuchiwanie głosu Bożego od wsłuchiwania się w siebie. Było powszechnie wiadomo, że czuł się skrępowany, gdy przychodziło mu mówić o sobie albo wtrącać się w czyjeś prywatne sprawy czy zapatrywania. Zawsze utrzymywał pewien dystans w stosunku do rozmówcy, dlatego niektórzy uważali go za człowieka chłodnego, a nawet wyniosłego.

Drugim powodem niedoceniania roli Bonhoeffera jako pocieszyciela i duszpasterza było żywione przezeń głębokie przekonanie natury teologicznej, że Bóg jest ponad wszystkim, także ponad wszystkim, co można o Nim powiedzieć albo pomyśleć. W tym punkcie Bonhoeffer zbliża się do myśli Karola Bartha, przypominając, że tym, co naprawdę się liczy, jest wyłącznie Męka Pańska, a nie nasze uczucia czy pragnienia. „Nie mamy prawa swymi pragnieniami umniejszać zadania, które Bóg codziennie przed nami stawia” – pisał.

Trzeci powód związany jest z wielką epoką odkrywania niemieckiego teologa. Przed trzydziestu laty chrześcijanie na zachodzie Europy interesowali się przede wszystkim związkiem między wiarą a polityką i Kościołem a społeczeństwem aniżeli między wiarą a psychologią czy miejscem jednostki w Kościele. Toteż szczególne znaczenie przypisywano walce politycznej Bonhoeffera i jego zaangażowaniu społecznemu, pomijając bardziej osobisty aspekt jego myśli i działalności – to, co dotyczyło bezpośrednio kontaktu z drugim człowiekiem.

Wewnętrzne wyzwolenie

Obecnie natomiast dostrzega się wzajemny związek między gotowością do świadczenia pomocy, słuchaniem drugiej osoby, pocieszaniem i dążeniem do pojednania oraz wewnętrznego uzdrowienia a modlitwą. Uważa się te sprawy za kluczowe zagadnienia myśli teologicznej oraz praktycznego życia Kościoła. Dlatego dziś w postawie Bonhoeffera szczególne zainteresowanie budzą te cechy, które dotychczas pozostawały w cieniu: przede wszystkim uważne wsłuchiwanie się w Słowo Boże, dystans do własnego „ja”, nieufność wobec utożsamiania wiary z psychologią religijną. Wszystko to jest w gruncie rzeczy koniecznym warunkiem wstępnym do nabycia umiejętności daleko trudniejszej: uważnego słuchania drugiego człowieka, skoncentrowania całej uwagi na bliźnim i wewnętrznego wyzwolenia. „Niechaj jeden drugiemu pomaga się podnieść. Gdybyśmy codziennie mówili sobie, że nic od nas nie zależy, wyzwolilibyśmy samych siebie” – apelował Dietrich Bonhoeffer.

Postępowanie Bonhoeffera pokazuje, jak bardzo troszczył się o ludzi strapionych, przygnębionych nieszczęściem i jak bardzo pragnął reagować w sytuacji zagrożenia nie za pomocą pobożnych słów czy konwencjonalnych frazesów, lecz głosząc miłosierdzie Boże ludziom doświadczonym przez życie. Pisał o tym w swoich listach okólnych, które kierował do pastorów, swoich dawnych uczniów, w większości przebywających już w więzieniu lub wcielonych do wojska, kiedy jeszcze pracował w Seminarium Kościoła Wyznającego w Finkelwalde, a zwłaszcza po jego zamknięciu przez gestapo w 1937 r.

Dzięki tym okólnikom, a także jego korespondencji, można wyróżnić trzy aspekty posługi Bonhoeffera jako pocieszyciela najbardziej wrażliwych lub narażonych na największe niebezpieczeństwo braci w wierze.

Słuchanie i milczenie. Nie należy mówić zbyt wiele, trzeba pozwolić, by Słowo Boże zaczęło w nas działać i tworzyć klimat wzajemnego zaufania. „Bywają takie okresy w życiu, kiedy rzeczywistość jest tak niejasna i dokuczliwa, że wydaje się, iż jakiekolwiek wypowiedziane słowo może unicestwić Tajemnicę Bożą.” Bonhoeffer uważa za pewnik, że bez słuchania w milczeniu nie jest możliwe ani miłowanie bliźniego, ani skuteczne głoszenie Ewangelii. To milczenie słuchacza (das Schweigen) nie powinno jednak być mylone z niemotą (Stummsein), wręcz przeciwnie, umożliwia ono wyznanie grzechów – spowiedź (die Beichte).

Modlitwa, a zwłaszcza modlitwa wstawiennicza (die Fürbitte), jest dla Bonhoeffera rzeczywistością, wręcz codziennym obowiązkiem. W Finkelwalde wprowadził zwyczaj sporządzania listy modlitewnej, obejmującej osoby uwięzione i konspiratorów. Każdy modlił się o innych braci, czując się zarazem wzmocniony ich modlitwą. „Jesteśmy razem w modlitwie, którą możemy zanosić o siebie nawzajem. Gdy wszystko staje cię coraz bardziej mroczne i nieprzeniknione, bliski jest czas, gdy wszystko stanie się jasne” – pisze Bonhoeffer w swoim dziesiątym liście okólnym z 27 września 1936 r.

W miarę pogarszania się sytuacji w Niemczech modlitwa staje się dlań niezbędnym elementem i obrony, i walki – jedyną bronią dostępną chrześcijaninowi. „Módlcie się, bo nadziei nie można pokładać w broni, lecz w modlitwie” – apeluje Bonhoeffer. Dlatego sam mógł się modlić i dlatego zachęcał do modlitwy o nieprzyjaciół, których zresztą starał się z całych sił zwalczać [za udział w antyhitlerowskim spisku został stracony 9 kwietnia 1945 r. – red.].

Służba we wspólnocie. Nawet gdy doświadczenie wspólnotowego życia w Finkelwalde zostało przerwane, Bonhoeffer nadal utrzymywał braterską więź z seminarzystami dzięki modlitwie, codziennej, systematycznej lekturze Pisma Św. i wzajemnie świadczonej pomocy. „Trwajmy niezachwianie w bratniej walce, wspierając się nawzajem” – napominał ich często.

Paradoksem jest to, że człowiek, który ostatnie lata swego życia spędził samotnie w więzieniu, uważał, że droga do Bożego zbawienia prowadzi przez życie w społeczności Kościoła.

Bonhoeffer mógł pełnić swą służbę powiernika i pocieszyciela braci, ponieważ sam doświadczał – i doświadczenie to towarzyszyło mu do samego końca – tej prawdziwej pociechy, którą nazywał „poruszającym doznaniem wierności Bożej”.

Jérôme Cottin
Tłum. Ingeborga Niewieczerzał

*

„Drodzy Bracia, w czasach takich jak te, które mamy przed sobą, nie możemy uzbroić się inaczej niż w usilną i wytrwałą modlitwę; przekonamy się teraz, czy nasze życie i modlitwa rzeczywiście były przygotowaniem do tej godziny, w której musimy wyznać swą wiarę. Jeśli wytrwamy w modlitwie, możemy mieć pewność, że Duch Święty da nam właściwe słowa w czas potrzeby i że okażemy się wierni. To wielka łaska, gdy dane jest nam walczyć w gronie braci, ale – czyśmy daleko, czy blisko – codziennie jesteśmy jedno w modlitwie o siebie nawzajem, a w dniu Jezusa Chrystusa będziemy mogli stanąć przed Nim zjednoczeni w radości. Gdyż każdy z nas stoi albo upada przy swoim Panu. Chrystus prowadzi nas ku domowi – na tym polega Adwent – „Błogosławieni owi słudzy, których Pan, gdy przyjdzie, zastanie czuwających [Łuk. 12:37a].”

*

„Wierzę, że wszyscy powinniśmy przygotować się na dzień naszej próby, praktykując fizyczną i umysłową dyscyplinę. Myślami jestem teraz nieustannie z naszymi uwięzionymi braćmi. Mogą nas oni wiele nauczyć. Wszystko obecnie zależy od naszego codziennego posłuszeństwa. Jeśli teraz będziemy beztroscy i lekkomyślni, to jak zdołamy spojrzeć naszym uwięzionym braciom w oczy, a tym bardziej Synowi Bożemu, który cierpiał ze względu na nas aż do śmierci? Teraz musimy stać twardo. To jest próba. Ale niesie ona z sobą wielką obietnicę i dla nas, i dla naszej wspólnoty.”

[Wybór z listów okólnych Dietricha Bonhoeffera do dawnych studentów z Finkelwalde, wraz z osobistymi dopiskami, za książką Mary Bosanquet The Life and Death of Dietrich Bonhoeffer – red.]