Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1-2 / 1999

Perspektywa ekumeniczna

Afryka dzisiaj

Dwa lata temu na konferencji Stowarzyszenia Parlamentarzystów Afrykańskich mój serdeczny przyjaciel, nieżyjący już senator Ephraim Magagula ze Swazilandu, powiedział po wysłuchaniu bardzo dobrych wystąpień na temat dobrobytu i przyszłości naszego ukochanego kontynentu: „Jestem pod wielkim wrażeniem błyskotliwych przemówień i kwalifikacji osób, którzy są przywódcami naszych poszczególnych krajów, ale – wobec tego – czemu Afryka tak wygląda?” Nie wyjaśnił, co rozumie przez zwrot: „...tak wygląda”. Jestem jednak pewien, że wszyscy obecni wiedzieli, co miał na myśli, skoro nikt nie poprosił o wyjaśnienie! Pytanie to podchwytuje wszakże Keith Richburg, afro-amerykański dziennikarz „Washington Post” w książce Out of Africa:

„Matka Afryka jest często portretowana jako swego rodzaju czarna Valhalla [w mitologii skandynawskiej pałac, w którym Odyn ucztował z poległymi bohaterami, raj wojowników – red.], w której znajdą przyjęcie potomkowie niewolników i gdzie czarni mężczyźni i czarne kobiety mogą poruszać się z godnością. Przykro mi, ale ja tam byłem. Przystawiono mi do nosa AK-47, rozmawiałem z wymachującymi maczetami milicjantami Hutu, którzy mieli na koszulkach krew swych ostatnich ofiar. Widziałem epidemię cholery w Zairze, głód w Somalii, wojnę domową w Liberii. Widziałem miasta przez bombardowanie zamienione niemal w gruzy oraz inne miasta, obrócone w gruzy, bo ich przywódcy pozwolili im gnić i rozpadać się, podczas gdy sami jakby z pomocą czarów wyprowadzili miliardy dolarów – tak, miliardy – na konta w zamorskich bankach.

Pociłem się jak mysz pod palącym słońcem, stojąc na moście Rusumo Falls i patrząc na przepływające obok mnie zwłoki. Czasem ciała płynęły jedno za drugim. Czasem dwa czy trzy naraz. Były już wzdęte, straszliwie odbarwione. W większości nagie albo obdarte do bielizny. Niekiedy ręce i nogi miały związane razem. Niektórym brakowało części kończyn. Kiedy mijały kaskadę, kilka z nich zbiło się razem na wystającej skałce i zatrzymało tam, trzepocząc się pod wpływem nurtu, jak gdyby próbowały się uwolnić. Nie mogłem oderwać oczu od jednego z nich, ciałka małego dziecka.

Widziałem też w Afryce heroizm, honor i godność, szczególnie w opowieściach zwykłych ludzi – dzielnych Afrykańczyków pokonujących niewyobrażalne przeszkody, aby wydawać niezależną gazetę, utworzyć partię polityczną, uczyć dzieci w jakiejś szkółce w buszu czy, po prostu, tylko przeżyć. Ale mimo wszelkiego dobra, jakie tam znalazłem, moje doznania zostały rozpaczliwie naznaczone przez zło. Moja podróż po Afryce zbiegła się z dwiema największymi tragediami na świecie – Somalią i Ruandą. Moi przyjaciele i koledzy zostali zastrzeleni, zasztyletowani, pobici przez motłoch, pozostawieni na ulicach w Mogadiszu, aby wykrwawili się na śmierć – jeden z nich miał twarz tak zmasakrowaną, że przyjaciele rozpoznali go tylko po włosach i ubraniu.

Wybaczcie więc, jeśli moje słowa brzmią cynicznie, przygnębiająco. Jestem zdruzgotany i przyznaję się do tego. Sprawiła to właśnie Afryka. Współczuję jej cierpieniom, wczuwam się w jej ból i teraz, będąc daleko, wciąż wzdragam się z przerażeniem, gdy widzę kolejne telewizyjne zdjęcia kolejnej plemiennej jatki, kolejnego kryzysu uchodźców. Ale nade wszystko: Bogu nie będą dzięki, że moi przodkowie wydostali się stamtąd, bo – teraz – nie jestem jednym z nich.”

Po przeczytaniu tego artykułu doznaję naraz wielu różnych, bardzo trudnych do opisania uczuć. Przeważają cztery: szok, wstyd, gniew i rozpacz. Wierzę, że i wy rozumiecie już teraz pytanie senatora Magaguli. Tym, czego potrzebujemy obecnie, aby przetrwać w Afryce, jest realizacja tego, co z elokwencją głosiliśmy przez ostatnich 30 lat. Afryka zostanie ocalona nie tylko dzięki retoryce Kościoła i państwa, ale przez połączone działanie. Jednak w większości przypadków to, co mówimy, pociąga za sobą nie działanie, lecz jeszcze więcej słów. Tragedia polega na tym, że dobre nowiny idą ręka w rękę z destrukcyjnymi działaniami. Dziennikarz, którego słowa przytoczyłem, mówi dalej:

„...Ale jestem zmęczony kłamstwem. Jestem zmęczony ignorancją i hipokryzją, i podwójnymi wartościami. Słucham i czytam o Afryce, głównie od ludzi, którzy nigdy tam nie byli, choć trzy lata spędzili chodząc wśród zwłok. Mówcie mi o Afryce i moich czarnych korzeniach, i moim pokrewieństwie z moimi afrykańskimi braćmi, a ja rzucę wam to w twarz...”

Afryka wymaga szczerości. Szczerości wobec nas samych i wobec tego starego kontynentu – kolebki ludzkości. Ze względu na nas wszystkich dzisiaj i na dobro przyszłych pokoleń, musimy strząsnąć z siebie strach przed odrzuceniem czy prześladowaniem ze strony Kościoła i/lub rządów i odważnie głosić prawdę, która wyzwoli Afrykę od neokolonializmu, obłudy, zakłamania, korupcji, mentalności plemiennej i ubóstwa.

Misja Kościoła

Gwałtownie potrzebujemy Kościoła wyznającego1, który będzie, zgodnie z tradycją proroków i apostołów, mówił sobie i światu: TAK MÓWI PAN! Być Kościołem Bożym we współczesnej Afryce to znaczy zwiastować swoim życiem i czynem nadzieję alternatywnego społeczeństwa, w którym Bóg jest Królem, mimo beznadziejnej, wydawałoby się, sytuacji, skazującej ludzi na bezsilność. Kościół powinien iść w ślady swego Pana i koncentrować się na uzdrawianiu i zmienianiu ludzi w małych grupach oraz przemieniać ich w pokornych, uczciwych, troskliwych i kochających kobiety i mężczyzn. A wówczas oni pójdą zwiastować ubogim dobrą nowinę, opatrywać tych, których serca są skruszone, ogłosić jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie, będą zwiastować rok łaski Pana... (por. Iz. 61:1 i n.). Ulrich Duchrow w swej przejmującej książce Alternatives to Global Capitalism, cytuje przykuwające uwagę słowa Norberta Lohfinka:

„Bóg pragnie zmienić wszystkie społeczeństwa na świecie i stawia im przed oczami alternatywne społeczeństwo – Lud Boży. Ta uniwersalizacja dzieje się równolegle z pielgrzymką ludów. Potrzeba jednego przemienionego społeczeństwa, aby ją rozpalić, a jej celem jest dalsza zmiana społeczna. (...) Nowością w Nowym Testamencie, w przeciwieństwie do całej historii zbawienia, które Bóg uprzednio sprawował w Izraelu, jest zwiastowane, że teraz kres wydaje się bliski”.

Moc zwiastowania zmartwychwstania Jezusa i zwycięstwa nad śmiercią stanowi gwarancję życia dla wszystkich i pozwala dzielić się z potrzebującymi jak z siostrami i braćmi. Według Dz 4:34 między pierwszymi chrześcijanami nie było nikogo, kto by cierpiał niedostatek.

Dziś zabieramy głos, nie myśląc o „bogatych” i „biednych” Kościołach, i zapewne akceptujemy to – w przeciwieństwie do Dziejów apostolskich – jako coś normalnego w Kościele Bożym. Jezus Chrystus wezwał nas jednak do głoszenia konkretnej ewangelicznej alternatywy społecznej, ekonomicznej i politycznej.

„The Times of Zambia” (z 4 listopada 1997 r.) w sprawozdaniu z X Światowego Kongresu ds. Wydajności Produkcyjnej w Santiago, Chile (5 października tegoż roku), przytacza wypowiedź prezydenta Panafrykańskiego Związku Producentów: „Kiedy studiuje się statystyki gospodarcze dotyczące Afryki, pierwszą reakcją jest to, że gdyby Afryka była organizacją, równie dobrze mogłaby przyjąć następujące hasło: »Naszym biznesem jest ubóstwo!«. Wydaje się, jakby Afryka była ekspertem od tworzenia i podtrzymywania ubóstwa oraz marzeń o lepszych domostwach, odzieży, pożywieniu i edukacji”.

Mocne to słowa i nie podobają mi się. A co z kolonialnym wyzyskiem w Afryce, z przemocą, mordowaniem i porywaniem w niewolę jej mieszkańców? Ale czy to twarde stwierdzenie prezydenta Panafrykańskiego Związku Producentów jest pozbawione racji? Nie wydaje mi się. Nasze ocalenie rozpocznie się od uczciwej, otwartej i odważnej samokrytyki. Taka samokrytyka jest wezwaniem skierowanym do Kościoła, podobnie jak wyznanie grzechów, po którym następuje pokuta, przebaczenie i odnowa. Afryka potrzebuje nowego początku, aby przejść od stagnacji w ubóstwie, ignorancji i niespełnionych marzeniach do życia i dostatku.

Aby to osiągnąć, wszyscy ludzie w Kościele i społeczeństwie, w których Bóg ma upodobanie, powinni podać sobie ręce i zająć się właściwymi kwestiami.

Misja Kościoła w Bożym świecie to nie pustosłowie, ale Boże dzieło wyzwolenia i odnowy. Kiedy po swym uwięzieniu Jan Chrzciciel posłał do Jezusa uczniów z pytaniem: „Czy Ty jesteś tym, który miał przyjść, czy też innego oczekiwać mamy?”, Jezus nie zaczął pisać teologicznej rozprawy o Mesjaszu. Kazał im rozejrzeć się dookoła i zobaczyć, co się dzieje, oraz usłyszeć, o czym się mówi. Odnowa i odkupienie nie zostały opisane w drogich księgach, na które biedaków nigdy nie byłoby stać; one się działy. Łukasz pisze: „W tej godzinie [Jezus] uleczył wielu od chorób i cierpień, i duchów złych, a wielu ślepych obdarzył wzrokiem” (Łuk. 7:21).

Dylematem naszych czasów jest to, że wiele się mówi i pisze, ale niewiele lub zgoła nic się nie robi dla odnowy i odkupienia ludzkości.

Jeśli miliony dokumentów na temat odkupienia i odnowy ludzkości byłyby chlebem i lekarstwami, głód i choroby dawno temu zniknęłyby z powierzchni ziemi. Istnieje na przykład ogromna przepaść między obietnicami skutecznej rozprawy z biedą w naszym świecie a rzeczywiście dokonanym postępem. W książce A Community of Clowns Hugh Lewin celnie opisuje misję Bożą:

Pismo Święte bardzo wyraźnie poświadcza nauczanie Jezusa, że misją jest nie tyle to, co mówimy, ale to, co robimy. „Po owocach ich poznacie ich” (Mat. 7:16). „Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie” (Mat. 7:21). „...bądźcie wykonawcami Słowa” (Jak. 1:22). Wszystko, co temu nie dorównuje, jest pseudo-Ewangelią, tragicznym oszustwem „faryzejskiej wiary”.

Misja to działanie Chrystusa, a działanie Chrystusa jest działaniem miłości. Miłość to serce misji. „I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym” (I Kor. 13:2).

Właśnie w kontekście realizacji tej prawdy należy rozumieć nowotestamentowe przykazanie zwiastowania Ewangelii. Kiedy Paweł mówi o tym, że został posłany, aby zwiastować dobrą nowinę (I Kor. 1:17), mówi na podstawie doświadczenia i praktyki noszenia krzyża, swego chodzenia z Jezusem.

Światowa Konferencja Misyjna w Bangkoku (1973) uznała, że proces całkowitego wyzwolenia może mieć rozmaite „punkty wstępne”. Ale jeśli misja ma być prawdziwa, nie może poprzestać na „punkcie wstępnym” w postaci tradycyjnej „ewangelizacji”. Były sekretarz generalny ŚRK Emilio Castro pisze:

„Jeśli nawet troska o pokój w Wietnamie nie oznacza pełni zbawienia, także opowiadanie historii o Jezusie nie stanowi pełni zbawienia, chyba że w obu przypadkach odsyłamy słowem i czynem, niezależnie od konkretnych zagadnień, do całej dynamiki Królestwa Bożego”.

Choć jest prawdą, że – według świadectwa ewangelii – Jezus rozpoczął od zwiastowania poselstwa o swym Królestwie, istota Jego przesłania nie sprowadza się automatycznie do tego, co powiedział, ale do tego, kim był i co uczynił. Zwiastowaniem jest Jego krzyż i zmartwychwstanie. To Jego miłość, rozlana w Jego życiu i śmierci, liczy się i nadaje życie i moc wypowiadanym przezeń słowom. Na tym w ostatecznym rozrachunku polega ewangelizacja. „Jako sedno, centralny ośrodek swej dobrej nowiny Chrystus głosi zbawienie – wielki dar Boży, którym jest uwolnienie od wszystkiego, co zniewala ludzi.”

Misja jest działaniem dążącym do tego celu i zamiaru Bożego; zaangażowanie się w tę walkę stanowi jądro chrześcijańskiej odpowiedzi. Niesprostanie współzaangażowaniu wraz z Chrystusem tam, gdzie ludzie cierpią ból, nieuchronnie prowadzi do wykoślawionej gnostyckiej teologii – jakoby ludzie byli zbawiani raczej przez właściwe poznanie (ortodoksyjne nauczanie) niż przez właściwe postępowanie – pobożne czyny (ortopraksja).

Pozostaje faktem, że mizerne zaangażowanie owocuje mizerną teologią. Prowadzi do niebezpiecznego dualizmu, który oddziela religijne życie jednostki od jej świeckiej sytuacji i wytwarza fałszywą świadomość natury grzechu i zniewolenia, które Chrystus przyszedł zniszczyć. Prawdziwe zaangażowanie prowadzi zaś do autentycznie biblijnej teologii wcielenia oraz prawidłowego pojmowania i praktykowania misji. Misja to w gruncie rzeczy chrześcijańskie życie z Jezusem w solidarności z ludzkością. Misja to zadanie bycia ewangelicznym zaczynem [Mat. 13:33] Bożego stworzenia – ludzkiej społeczności. Treścią tego działania jest życie Królestwa: urzeczywistnianie panowania Chrystusa w życiu świata. Oto nasza historia, a powiadamy ją, żyjąc nią.

Misja Kościoła Bożego we współczesnej Afryce polega na dawaniu praktycznego wyrazu naszemu pojmowaniu wolności, na wspólnocie dzielenia się i solidarności, inspirowanej naszą wiarą w Boga. Świat wokół nas musi chcieć stać się taki jak Kościół. Kościół jest i powinien być nadzieją życia dla Afryki – dziś i jutro. Dzisiaj jest on „resztką” i „pniem”, jak zapowiadali prorocy [np. Iz. 37:31-32, 11:1].

Kościół został posłany przez swego Pana, aby kształtował, jak to określa Ulrich Duchrow, kontrastowe społeczeństwo i kontrkulturę i w ten sposób przemienił jeden narożnik ciemności i rozpaczy w lśniące światło nadziei. W tym małym narożniku nadziei mogą zostać wyrównane niesprawiedliwości ekonomiczne. A świat może się uczyć dzięki temu, że pozwoli mu się zobaczyć odejście od gromadzenia dóbr na rzecz rozdziału dóbr. Gospodarka zacznie służyć ludziom, a nie na odwrót. Takie podejście skupia się na służbie ludziom i ziemi. Życie gospodarcze zostanie zorganizowane w taki sposób, że będzie raczej wspierać środowisko, zamiast je niszczyć, i ochraniać zasoby naturalne dla potrzeb przyszłych pokoleń.

Ten mały narożnik światła i nadziei nie jest jednak zamknięty ani obwarowany. To z tego miejsca można zacząć zbierać ludzi żyjących w świecie, poczynając od biednych, wykluczonych i zniewolonych, dążąc do objęcia całego świata miłością, sprawiedliwością, pokojem i radością, jakie płyną z Ducha Świętego, oraz kładąc kres obłudzie i kłamstwom, a także niesprawiedliwym układom między narodami, ludźmi oraz między mężczyznami i kobietami.

Wnioski

Musimy wyprzeć się egoistycznego żądania władzy i czci, a władzę daną nam przez Boga i ludzi zainwestować w służbę ludziom. Ten wielki kontynent woła – krwawymi łzami – o nową, powszechną wizję jednej Afryki i jednej rodziny sióstr i braci, w której sprawiedliwość, wolność, rozwój, dobrobyt i pokój będą postawą i celem wszystkich naszych słów i czynów.

Oznacza to, że my, zwłaszcza piastujący przywódcze stanowiska w Kościele i rządach, musimy poświęcić się, angażując wszystkie siły i czas, Afryce, w której ludzie będą czynić pokój zamiast wzniecać wojny; kontynentowi, gdzie wszyscy połączą swe wysiłki, by utrwalać zasady demokracji, odpowiedzialnej władzy i rządów prawa; kontynentowi, w którym biedni, zepchnięci na margines i dyskryminowani zostaną podniesieni z prochu cierpienia i dehumanizacji. Możemy i potrafimy uczynić tę wizję rzeczywistością, aby ustanowić dobre rządy, którym całkowicie obca jest korupcja.

Kiedy rozglądamy się dookoła, szukając znaków nadziei, z którymi moglibyśmy wejść w nowe tysiąclecie, rysuje się przed nami ponury widok. Ale doświadczenie uczy, że złorzeczenie ciemności niczego nie zmienia. Zapalmy świecę. Świecę nadziei dla naszych dzieci, dla pokoleń, które narodzą się, będą żyć i pracować w nowym tysiącleciu.

Boże, błogosław Afrykę!

Dr Zephania Kameeta
[Luterański teolog, członek parlamentu Namibii. Jeden z prominentnych przywódców kościelnych, był aktywnie zaangażowany w walkę o wyzwolenie Namibii.]

_________

1 Aluzja do niemieckiego Kościoła Wyznającego, utworzonego przez niemieckich ewangelików, którzy przeciwstawili się hitleryzmowi i nazistowskiej postawie tzw. Niemieckich Chrześcijan. Wybitnymi przedstawicielami Kościoła Wyznającego byli m.in. luteranie: Dietrich Bonhoeffer i Martin Niemöller oraz Karol Barth, ewangelik reformowany – red.