Drukuj

10 / 1998

Schody są naturalnym sprzymierzeńcem fotografa, który zamierza wykonać zdjęcie grupowe. Tak było również 1 maja tego roku, gdy pan Włodzimierz Smoła postanowił uwiecznić uczestników Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Na schodach starego kościoła, obecnie – Warszawskiej Opery Kameralnej, stanęło ponad 50 osób (zob. sprawozdanie z Synodu, „Jednota” 7-8/98).

Nie jest to pierwsza fotografia wykonana na tych schodach. Już krótkie poszukiwania w archiwum fotograficznym Biblioteki Synodu wykazały, że istnieje parę innych zdjęć, na których – poza osobami pozującymi – utrwalony został ten budynek. Gdy więc podczas tegorocznego Synodu delegaci zainteresowali się bliżej historią starego kościoła, nie było obaw o brak materiału do zilustrowania na łamach „Jednoty” dziejów tej ważnej dla warszawskiego zboru budowli.

W monograficznym numerze „Jednoty”, poświęconym historii stołecznej parafii ewangelicko-reformowanej (7-8/76), Witold Pruss i ks. Zdzisław Tranda pisali: Pierwsze zaprotokołowane zebranie odbyło się 1 IV 1776. W tym to dniu „Piotr Tepper jr, Henryk Bostyan – radca, Piotr Blanc, Krzysztof J. Werner, Jan H. Peters i Samuel Kahle radca sprawiedliwości, zebrawszy się postanowili kupić dom na Lesznie [...] na kościół ewangelicko-reformowany [...]”.

I dalej pisał Wojciech Pruss: Pierwszy kościół ewangelicko-reformowany w Warszawie został otwarty przy ul. Leszno, w posesji nr 666, na mocy przywileju Stanisława Augusta Poniatowskiego z 17 III 1777 [...] Jego fasada niczym nie różniła się od kamienicy mieszkalnej. Był niewielkich rozmiarów. Zwiedzający w 1791 Warszawę Niemiec z Inflant – F. Szulz – tak charakteryzuje w swym dzienniku ów pierwszy kościół reformowany: „[...] Nie ma ani wieży a ni dzwonu, ani go widać wcale, póki się doń nie przyjdzie. Wnętrze nadzwyczaj ciasne, a gdy pastor mówi kazanie, zdaje się, jakby wśród gromadki przyjaciół jeden z towarzystwa, wstąpiwszy parę stopni wyżej, coś towarzyszom opowiadał [...]” Opis ten wyraźnie mówi o niewielkiej powierzchni kościoła. A tak F. Szulz krótko scharakteryzował parafian: „[...] tutejsi reformowani po większej części są majętni, a niektórzy z nich bogaci, przeto wygląd zewnętrzny uczestników świadczy, iż się jest w przyzwoitym towarzystwie”.

Przebudowa zakupionego domu była dziełem znanego architekta Szymona Bogumiła Zuga (1733-1807). Znawca prac tego architekta prof. Marek Kwiatkowski tak opisuje ów budynek: Wartości architektoniczne budowli (nieznane jest pierwotne wnętrze) skoncentrowane zostały na fasadzie. Oś kompozycyjną wyznacza wnęka arkadowa, biegnąca poprzez wysokość dwóch kondygnacji, oddzielonych od siebie na wysokości 2/3 fasady – gzymsem. Boki elewacji ujmuje boniowanie. W partii belkowania umieszczone są płyciny z płaskimi krążkami. Całość zwieńczona jest trójkątnym szczytem z wazą płomienistą w tympanonie.

Fasadę cechuje prostota, płaskość i rozczłonkowanie według kompozycji łuku triumfalnego [...]. Zwieńczenie trójkątnym frontonem odwołuje [się] jednocześnie do porównań z frontonami świątyni antycznej. W sumie jest to budowla oryginalna, nie znajdująca w swej koncepcji bezpośrednich analogii z rozwiązaniami współczesnymi (Szymon Bogumił Zug. Architekt polskiego oświecenia, Warszawa 1971).

Możemy ją oglądać na akwarelce Zygmunta Vogla (1764-1826), zatytułowanej Widok Zboru y Cmentarza Dyssydentów, znajdującej się w Muzeum Narodowym (a reprodukowanym na okładce „Jednoty”). Co prawda, malarz, którego przede wszystkim interesują ludzie, na pierwszym planie przedstawia żebraka oraz drwali przy pracy, ale w tle widać i domek grabarza, i nasz stary kościół. Co symptomatyczne, na prawo od tak szczegółowo opisanej przez prof. Kwiatkowskiego fasady widać fragment jakichś murów. Jeżeli weźmiemy do ręki wykonany współcześnie plan geodezyjny terenów naszego ewangelickiego Leszna, to zauważymy, że nie wszystkie budynki stoją równolegle – jak obecny kościół i plebania – do osi ul. Leszno (obecnie al. Solidarności). Pałac Działyńskich i właśnie stary kościół są od tej osi trochę odchylone i to oba pod tym samym kątem. Może więc interesująca nas budowla była kiedyś oficyną pałacu? To hipoteza, która jednak nie została nigdy zbadana.

Co wiemy o wnętrzu?

Jedynym źródłem pozwalającym wyobrazić sobie dawne wnętrze kościoła jest odręczny, mało czytelny rysunek (prawdopodobnie z 1804 r.), mający stanowić podstawę do prac remontowych, a więc na pewno pochodzący sprzed roku 1880, kiedy to oddano do użytku nowy kościół. Przedstawiono na nim rzut parteru i piętra. Z podanej skali można odczytać, że głębokość nawy kościelnej to ok. 30 łokci, a szerokość – 20. Po obu stronach drzwi wejściowych widzimy po jednym oknie, a po lewej stronie – aż pięć. Ale, co zaskakujące, Stół Pański znajduje się nie na wprost drzwi, lecz po prawej stronie pomieszczenia. Ławki usytuowano więc po obu stronach Stołu. Za nim jest kazalnica, do której prowadzi wejście po schodkach. Dalej chrzcielnica. Po lewej stronie oznaczono klatkę schodową wiodącą na emporę, tj. galerię otaczającą wnętrze kościoła z trzech stron. Na chórze zamarkowano też miejsce organów. Z opisu można też się dowiedzieć, że wysokość ogólna kościoła – 11 1/2 łokcia, parter pod galerią – 6 łokci, piętro – 5 1/2 łokcia, wysokość parapetu – 2 1/4 łokcia, przy organach balustrada. Wykaz kosztów wspomina o poprawieniu np. posadzki oraz o oskrobaniu i pomalowaniu wszystkich ławek na biało.

Następne informacje dotyczące wnętrza starego kościoła pochodzą już z okresu międzywojennego i wojennego. Po 1880 r., a więc po przejęciu funkcji kultowych przez nowy kościół, służący warszawskiemu zborowi do dziś, budynek ten zmienił przeznaczenie i został generalnie przebudowany; podzielono go na parter oraz I piętro.

Sierociniec

Wejdźmy do niego, trzymając w ręku rysunek wykonany z pamięci przez pana Wilhelma Zalisza w styczniu 1998 r. Po przebudowie okno po lewej stronie drzwi wejściowych zamieniono na główne drzwi, a dawne drzwi zastąpiono oknem. Na lewo od tych głównych drzwi – tam gdzie i wcześniej – znajdowała się klatka schodowa. Na prawo pokój siostry diakonisy Aurelii Scholl (sierocińcowej Mamy), a za nim pokój siostry diakonisy Mary Tosio (sierocińcowego Taty), prowadzących tu Przytułek Sierot, zwany później Sierocińcem. Prawą część parteru zajmowały duże sypialnie – pierwsza dziewcząt, druga chłopców, a lewą – długa jadalnia z równie długim stołem. Za nią były łazienka i ubikacja. (Dziewczęta wstawały o 600, a chłopcy o 630 – wspomina pan Wilhelm.) Na lewo od jadalni była kuchnia, która została dobudowana i znajdowała się już poza główną bryłą domu.

Sierociniec, założony w 1882 r., był bardzo ważnym odcinkiem działalności parafialnej. Nie zawsze jego podopieczni byli sierotami. W latach I wojny światowej przyjmowano tu także dzieci, których ojcowie walczyli na froncie, a matki musiały pójść do pracy. Skromne i dość monotonne życie umilały dzieciom parafialne uroczystości oraz odwiedziny ich opiekunek. W roku 1934 wielkim wydarzeniem stało się wybudowanie w okolicy Mińska Mazowieckiego letniego domu dla sierocińca, od nazwiska fundatora Maksymiliana Czapka zwanego „Czapków”. Tu dzieci mogły na świeżym powietrzu korzystać z o wiele większej niż w mieście swobody. Przy tym, oczywiście, bardzo dbano o ich wychowanie religijne. Proste, mądre modlitwy siostry Aurelii i pogłębione rozważania siostry Mary niejednemu wychowankowi zapadły głęboko w serce. Wychowankowie sierocińca, z którymi stykałam się w pracy kościelnej przez ubiegłych 30 lat, zawsze wspominali go dobrze, ba, nawet z rozrzewnieniem, mimo że w dzieciństwie odczuwali brak życia rodzinnego. Wyróżniali się świetną znajomością Pisma Świętego, skromnością i umiejętnością radzenia sobie w najtrudniejszych warunkach. Ale najpiękniejszą cechą ich życia była ofiarność na rzecz zboru. Manifestowała się ona zarówno dzieleniem się często dosłownie „wdowim groszem”, regularną obecnością w kościele oraz ochotniczą, nierzadko ciężką pracą w razie organizowania jakichkolwiek działań na terenie parafii. I to zwykle do bardzo podeszłego wieku.

Niedawno trafiły do archiwum synodalnej Komisji Dokumentacji niecodzienne eksponaty. Są to guziki niciane, wykonane na metalowych nierdzewnych kółeczkach, używane w latach międzywojennych, a nawet później do bielizny pościelowej i osobistej. Wykonane zostały przez dzieci z sierocińca pod okiem pastorowej Bronisławy Skierskiej. Robiono je nie tylko na użytek własny, ale – jak wspominała Anna Stahlowa – sprzedawano też w grosach (czyli po 144 sztuki), aby wesprzeć zawsze biedną sierocińcową kasę.

Przed budynkiem

Oto zdjęcie grupy konfirmantów, wykonane 18 kwietnia 1926 r. Trzydzieścioro dwoje młodzieży stoi i siedzi na schodach starego kościoła. Siedzący mają podłożone papiery, najwyraźniej po to, by nie zabrudzić świątecznego ubrania. W środku grupy widzimy ks. sup. Władysława Semadeniego i ks. Stefana Skierskiego, a wśród konfirmowanych również dwoje dzieci tego ostatniego – Stanisława i Bronisławę (szczegółowy opis zdjęcia zamieściła „Jednota” w nr. 4/1926).

Następne zdjęcie wykonane na tychże schodach to już fotografia o parę lat późniejsza, ponieważ obecny jest na niej w todze pastorskiej ks. Jerzy Jelen (ordynowany w roku 1930), brak natomiast ks. sup. Semadeniego, który zmarł w tymże roku 1930. Są za to, wszyscy w togach, księża: Ludwik Zaunar, płk. Kazimierz Szefer, sup. Stefan Skierski i Jerzy Jelen oraz Piotr Gorodiszcz z Misji Barbikańskiej1 z Białegostoku. Reszta osób, bez płaszczy, nosi odświętne stroje. Nie są to jednak delegaci na Synod, gdyż około 1 pozujących stanowią kobiety, które jeszcze wówczas w Synodach nie uczestniczyły, choć niektóre z obecnych na zdjęciu są osobami bardzo znanymi i zasłużonymi. Na razie nie wiemy więc, z jakiej okazji zrobiono tę fotografię.

Warto przy okazji zwrócić uwagę na dwie tablice umieszczone z prawej strony wejścia do budynku. Na jednej widnieje napis: „Kancelarja”; można się domyślać, że chodzi o kancelarię parafii. Na drugiej – „Do bibljoteki” (nie wiemy, czy parafialnej, czy Synodu).

Stary kościół w mojej pamięci

Kancelaria parafii mieściła się na I piętrze. Było to duże pomieszczenie z dwoma oknami z prawej strony i jednym na wprost wejścia. Pokój przegradzała drewniana galeryjka, zakończona u góry wąskim blatem, przy którym przyjmowano interesantów. W głębi stało kilka biurek. Przy jednym z nich siedział pan Stanisław Bretsch, sumienny sekretarz warszawskiej parafii, o którym pisałam w „Jednocie” 11/1992. Pochodził ze Szwajcarii. Ubierał się zawsze na czarno. Pamiętam, że twarz miał okrągłą, bardzo pogodną, był łysy i nosił melonik. Był postacią silnie związaną z naszym Lesznem i tu zginął na posterunku – 7 sierpnia 1944 r. został zastrzelony na tylnych schodach kościoła (tych, którymi obecnie wchodzi się do Biblioteki Synodu). Po jego śmierci sporządzono protokół, który nieznanym zrządzeniem losu ocalał (zob. „Jednota” 7-8/76). Nigdy natomiast nie odnaleziono jego zwłok, pochowanych bezpośrednio przy kościele.

Przy innym biurku pracowała panna Julia Justówna. Jej pismo rozpoznaję na licznych zachowanych dokumentach sprzed 1944 r. Niewątpliwie bywał tu bardzo często ks. Ludwik Zaunar. Może właśnie tutaj wypisywał w latach okupacji fałszywe metryki urodzenia i chrztu dla osób żydowskiego pochodzenia. Przez jakiś czas pracował tu także, przepisując akta stanu cywilnego, znany literat Antoni Marianowicz, który opisał swe przeżycia w tomie wspomnień Życie surowo wzbronione (Warszawa 1995), poświęcając wiele ciepłych słów także księżom tej parafii: Ludwikowi Zaunarowi i Stefanowi Skierskiemu. Pracownikiem kancelarii parafialnej podczas okupacji był również Jurek Rosenband. Mimo że na zdjęciach z sierocińca i konfirmacji wyraźnie widać jego semickie rysy, nie ukrywał się i był nawet żołnierzem pułku „Baszta” Armii Krajowej. 1 sierpnia 1944 r. stawił się w punkcie zbiórki swojej drużyny, lecz do mieszkania tego wpadli Niemcy. Został natychmiast rozpoznany i zabrany na rozstrzelanie.

Z kancelarii przechodziło się do największego pomieszczenia, czyli do sali parafialnej, zwanej najczęściej konfirmacyjną. Pod oknami na wprost wejścia stał długi stół. Z dzieciństwa przypominam sobie początek zajęć szkoły niedzielnej przy tym stole i dalszą część lekcji w grupach. Tworzyły je dzieci siedzące w różnych punktach sali na ustawionych koliście krzesłach. I widzę siebie kurczowo trzymającą Biblię i dukającą trudny tekst. Dochodzi do mnie miły głos pani Amelii Sander, poprawiającej mnie łagodnie i cierpliwie. W tej sali odbywały się także popołudniowe lekcje religii oraz nabożeństwa w okresie, gdy w kościele było zbyt zimno z powodu wojennych kłopotów z węglem2.

Inna fotografia, wykonana w tej sali, w której odbywały się także ważne posiedzenia różnych szacownych gremiów kościelnych, wykonana została między rokiem 1906 a 1910 i nosi dedykację: Konsystorz i Kolegium. Wysoko poważanym Kolegom na pamiątkę wieloletniej wspólnej pracy w Zborze Ewang. Reformowanym w Warszawie. W uczuciu serdecznej wdzięczności składa Kazimierz Loewe (w tym okresie prezes Kolegium). W kościele naszym jest tablica poświęcona jego pamięci, ponieważ był on synem architekta Adolfa, projektanta kościoła, a sam jego budowę doprowadził do końca. Oględziny tego zdjęcia są okazją do poznania części wystroju sali. Na lewej ścianie od wejścia są widoczne portrety naturalnej wielkości. Pierwszy to olejny wizerunek ks. sup. Józefa Spleszyńskiego, dalej poziomo umieszczono obraz przedstawiający głowy apostołów, a poniżej niewielkie reprodukcje podobizn Marcina Lutra, Jana Kalwina i Ulrycha Zwingliego. Dalej następują portrety ks. sup. Augusta Karola Diehla i ks. sup. Fryderyka Jelena.

Na fotografii konfirmacyjnej z 1937 r. pozuje do zdjęcia zaledwie osiemnaścioro młodzieży, a więc stosunkowo niewiele jak na czasy przedwojenne, wraz z księżmi Stefanem Skierskim, superintendentem, i Ludwikiem Zaunarem. Nad grupą widzimy portrety, tym razem w innym układzie. Na lewo od portretu ks. Spleszyńskiego widać tylko część jakiegoś obrazu. Po prawej stronie wiszą podobizny ks. A. K. Diehla i ks. F. Jelena. Dalej fotografia zespołu Kolegium. Wiadomo, że olejnych obrazów duchowych przywódców parafii było na lewej ścianie więcej, prawdopodobnie uhonorowano w ten sposób wszystkich superintendentów. I to pędzlem świetnych artystów. Np. autorem portretu ks. sup. A. K. Diehla był Stanisław Lentz.

W latach 70. tradycję portretowania duchownych przypomniał nasz parafianin Jerzy Binzer. Na podstawie dostarczanych fotografii z wielkim zapałem i zaangażowaniem malował kolejnych księży. Tak powstała nowa galeria portretów, nie można tylko zapominać, że jej twórcą jest inżynier rolnik. Jego obrazy wiszą teraz nad regałami Biblioteki Synodu w zakrystii kościoła. Olejom towarzyszą powiększone fotografie trzech pierwszych pastorów zboru: ks. Jana Salomona Mussoniusa, ks. Karola Bogumiła Diehla i ks. Ludwika Teichmana. Z uwagi na czasy, w jakich żyli wszyscy trzej, fotografie te musiano wykonać z portretów. Może właśnie z portretów, które wisiały w sali konfirmacyjnej?

Podobizny trzech ostatnich oraz ks. J. Spleszyńskiego i ks. A. K. Diehla znajdujemy na tableau zwieńczonym kielichem stojącym na Biblii. Są tu również zdjęcia nowego kościoła z zewnątrz i wewnątrz oraz cenna, choć maleńka podobizna starego kościoła.

Z lewej strony sali, za ową galerią obrazów, były jeszcze drzwi. Prowadziły one do mieszkania długoletniego zakrystiana Ludwika Stahla, inwalidy, który w wypadku stracił prawą rękę.

Drzwi po prawej stronie sali prowadziły do tzw. alkierza, gdzie mieściły się archiwum i biblioteka. Pomieszczenie to, również dobudowane w trakcie przebudowy, znajdowało się ponad bramą, która prowadziła z podwórza Leszno 20 do sąsiednich posesji ewangelickiego Leszna. Nigdy jednak nie udało mi się przekroczyć drzwi, za którymi kryły się zbiory biblioteczne i archiwalia. Oddajmy głos dr. hab. Wojciechowi Kriegseisenowi: Początki tej biblioteki wiązać można z księgozbiorem znajdującym się przy warszawskim zborze ewangelicko-reformowanym już w drugiej połowie XVIII wieku. [...] W 1893 r. funkcję bibliotekarza (a potem i archiwisty) objął znany warszawski historyk-amator, inżynier Aleksander Woyde. [...] rozpoczął też prace nad katalogowaniem księgozbioru oraz rękopisów ulokowanych w nowej siedzibie Biblioteki i Archiwum Synodu [we wspomnianymalkierzu]. Kilka lat później zbiory te zostały znacznie wzbogacone, bowiem po śmierci księdza Augusta Karola Diehla do Biblioteki Synodu przekazano jego zasobną bibliotekę oraz zbiory rękopiśmienne powstałe m.in. podczas prac nad hymnologią polską i tłumaczeniem Nowego Testamentu. W 1909 r. Biblioteka Synodu liczyła 3746 pozycji książkowych, w tym wiele cennych starodruków związanych z historią Reformacji polskiej i litewskiej. Materiały te, obok archiwaliów zgromadzonych i opracowanych przez Aleksandra Woydego w Archiwum Akt Dawnych, stały się warsztatem pracy historyków opracowujących dzieje polskiego i litewskiego protestantyzmu, m.in. przygotowującego serię wydawniczą „Monumenta Reformationis Polonicae” i współpracującego w tym zakresie z Woydem profesora Henryka Merczynga. [...] W czasie drugiej wojny światowej największe i niepowetowane straty poniosła Biblioteka Synodu w okresie Powstania Warszawskiego („Kalendarz Ewangelicko-Reformowany na Rok 1994”).

Wtedy to nadszedł dla ewangelicko-reformowanego Leszna dzień najtragiczniejszy. Oddajmy głos ks. Emilowi Jelinkowi: W niedzielę 13 sierpnia [1944] po południu widziałem z okien sypialni, że nasi opuszczają barykadę na skrzyżowaniu Leszna i Orlej. Niemcy zbliżają się do Karmelickiej. Wybiegłem z mieszkania i pośpieszyłem do sierocińca, dokąd już wcześniej schroniła się żona z synami. Pełno tu było ludzi. Nastrój modlitewny. W pewnym momencie rozlega się na podwórzu salwa karabinu maszynowego. W górnej części drzwi powstaje równa linia dziur. Po chwili martwej ciszy, trwającej wieki, walenie kolbami i krzyki niemieckie. Otwieramy drzwi. Grupa dzieci, tulących się do dwóch sióstr diakonis, robi na Niemcach wrażenie. Mówią, że ze względu na nasze bezpieczeństwo mamy opuścić miasto. Wychodzimy na podwórze. Idę obok żony, ona popycha wózek z Maćkiem, ja - wózek z Tomkiem, inwalidą bez nogi, którą urwała mu bomba na Krakowskim Przedmieściu (Moje Leszno. Fragmenty, „Jednota” 7-8/76).

Po wojnie

Powroty zaczęły się zaraz po styczniu 1945 r. Zapewne jeszcze w tym samym roku wykonano fotografie spalonego starego kościoła. Danuta Dunin-Wąsowicz (z domu Pośpiech) pamięta, że żołnierze niemieccy podkładali ogień, gdy ostatnie osoby opuszczały posesję. Na zdjęciu przez wypalone okna widać światło na przestrzał budynku. Ale stary kościół stoi. Gruz przed nim musi pochodzić ze zburzonego domu Leszno 18. Starsza pani z lewej strony zdjęcia to pastorowa Skierska. Ma pochyloną głowę. Nie wiadomo, czy jest tak przybita widokiem zniszczeń, czy może szuka wygodniejszego miejsca dla postawienia stopy?

Drugie zdjęcie z tego samego okresu wykonano zapewne z przeciwległego chodnika dawnej ulicy, bo budynek starego kościoła widać poprzez perspektywę wypalonej plebanii. W lewym górnym rogu poprzez nie istniejący strop można oglądać wiszący w salonie pastorostwa Skierskich kaflowy piec.

Jak podaje najnowsza Encyklopedia Warszawy, budynek został odbudowany w 1950 r. Ale przecież nie na cele parafialne. Zbór nie dostał prawa do dysponowania również i tą częścią swego mienia. W latach 1956-1972 była tu siedziba słynnego Studenckiego Teatru Satyryków. Remont po usunięciu stąd STS-u trwał aż do połowy lat 80., zapewne z powodu wielokrotnych zmian koncepcji użytkowania tego obiektu. A myśmy z okien pierwszego piętra plebanii patrzyli ze smutkiem na parkan oddzielający nas od starego kościoła. Właśnie na tym niewielkim terenie, między ogrodzeniem budowy a tylnym wejściem na plebanię, 31 sierpnia 1982 r. podczas manifestacji „Solidarności” stała gotowa do interwencji grupka ZOMO.

Od 1984 r. budynek starego kościoła jest siedzibą Warszawskiej Opery Kameralnej. Nieco rozbudowany na boki w stosunku do historycznego obrysu, prezentuje się bardzo ładnie. Równie miłe wrażenie sprawia zadbany skwerek przez Operą, na który wychodzą okna redakcji „Jednoty”. Skwer, podkreślający urodę tego miejsca, położony jest w zagłębieniu. A przecież teren był tu kiedyś zupełnie równy! Otóż o ile stary kościół odbudowano, zachowując wypalone mury, o tyle plebanię wymurowano od nowa, honorując jedynie porządek elewacji frontowej (również autorstwa Szymona Bogumiła Zuga). Jest ona, jak cały Muranów, wzniesiona na gruzach getta i stąd biorą się wszystkie nierówności terenu. Podczas odbudowy przesunięto ją o kilkanaście metrów w stronę starego kościoła, aby poszerzyć ówczesną aleję Świerczewskiego (dawniej – Leszno, dziś – aleję Solidarności). Dlatego tak trudno dziś wyobrazić sobie, że obecny dom zborowy miał kiedyś dwie oficyny boczne.

Dla prawowitego właściciela osłodą był fakt, że w dawnym budynku kościelnym mieści się poważana i wysoko ceniona Warszawska Opera Kameralna, której dyrektor Stefan Sutkowski jest organizatorem cieszących się międzynarodowym uznaniem festiwali: Muzyki Dawnej „Ad Hymnos ad Cantus”, Oper Barokowych i najsławniejszych – Festiwali Mozartowskich. Obecnie dobiega końca proces regulacji prawnej sytuacji tego obiektu. Cieszymy się z dobrosąsiedzkich stosunków, czego najlepszym dowodem jest to, że tegoroczny Synod na zaproszenie dyrektora Stefana Sutkowskiego mógł obradować w murach, z którymi wiążą się tak serdeczne wspomnienia.

W przerwie obrad odbyłam spacer po dostępnych pomieszczeniach Opery. Nie znalazłam, niestety, żadnych znajomych śladów. Budynek ma wnętrza na pewno funkcjonalne z punktu widzenia obecnego użytkownika, lecz zupełnie nie przypominają one poprzedniego rozkładu. Urocza jest za to kawiarenka w stylu zimowego ogrodu, dobudowana do bryły budynku, choć zapewne nieco zakłóca jej kształt.

W każdym razie możliwość spędzenia trzech dni w tych murach była wielkim przeżyciem dla parafian pamiętających czasy przedwojenne i okres okupacji. Pamiątkowa fotografia synodalna na schodach Opery, od której zaczęła się ta opowieść, została już dokładnie opisana i włączona do fotograficznego archiwum. Będzie kolejnym dokumentem w historii warszawskiego zboru ewangelicko-reformowanego.  

Aleksandra Sękowska

________
1 Misja Barbikańska (oficjalna nazwa: Chrześcijańskie Towarzystwo Opieki nad Nawróconymi Izraelitami „Samarytanin”) – anglikańska misja mająca na celu nawracanie Żydów, założona przez ks. Piotra Gorodiszcza w Białymstoku przed 1920 r. (zob. „Jednota” 12/86)
2 Nie mieściły się tu natomiast biura Konsystorza, jak podano w sprawozdaniu z tegorocznego Synodu. Te były w Alejach Ujazdowskich.