Drukuj

11 / 1997

PASTOROWA STANISŁAWA MAZIERSKA I „JEJ” POLSKI KOŚCIÓŁ EWANGELICKO-REFORMOWANY W WIELKIEJ BRYTANII

Przed rokiem, 8 listopada zmarła w Londynie wdowa po księdzu superintendencie Romanie Mazierskim. Od śmierci swego męża w roku 1959 Stanisława Mazierska odgrywała ważną rolę w Polskim Kościele Ewangelicko-Reformowanym w Wielkiej Brytanii (niekiedy też nazywanym Kościołem na Obczyźnie). Należy się jej więc wspomnienie w naszym piśmie.

Decydując się na przygotowanie tego tekstu, wiedziałam, że jest to przedsięwzięcie trudne, ponieważ osoby pokroju pastorowej Mazierskiej nie ułatwiają nam tego typu zadań -z zasady nie dokumentują swojej pracy. Mimo kilkuletnich starań materiały, z których mogę korzystać, są fragmentaryczne. Jest to przede wszystkim niewielki zbiór archiwaliów, prawie wyłącznie korespondencji prowadzonej przez nasz Polski Kościół w Wielkiej Brytanii, obejmującej lata 1956-1986, i paczka prywatnych listów z lat 1971-1992, wymienianych ze znajomą jeszcze sprzed wojny, obecnie zamieszkałą w Łodzi – Marią Skierską.

Dodatkową trudność w przepływie informacji stwarzały tylko sporadyczne kontakty, jakie Konsystorz i nieliczni członkowie naszego Kościoła w kraju mieli z Londynem w minionych dziesięcioleciach. Było to spowodowane przede wszystkim trudnościami w otrzymywaniu paszportów (odczułam to również na własnej skórze) oraz brakiem funduszy na takie wyjazdy. W roku 1970 przebywał w Londynie ks. bp Jan Niewieczerzał. Był on gościem na XXIII Synodzie, który odbył się 27 marca, tradycyjnie w Wielki Piątek, w hallu kościoła francuskiego przy Soho Square w Londynie. Następnie odprawił nabożeństwo – pierwsze nabożeństwo w języku polskim dla tej grupy osób od 11 lat, a więc od śmierci ks. Romana Mazierskiego. Ks. Niewieczerzał był wtedy w Londynie przez kilka tygodni gościem pastorowej Mazierskiej. W tym czasie wziął udział w tamtejszych obchodach 400-lecia Ugody sandomierskiej. Ks. Bogdan Tranda był z kolei u naszych współwyznawców na przełomie kwietnia i maja 1985 roku oraz widział się z panią Mazierska w Anglii 2 września 1990 roku. Kontakty były więc, jak widać, rzadkie. O tym zaś, jak bardzo cenzura utrudniała normalny przepływ informacji, świadczy wzmianka w liście pani Pastorowej z 1986 roku: „Dobrą Nowinę” chętnie posyłałabym, ale stąd do Polski żadne druki nie dochodzą.

Dlatego warto cieszyć się choćby tym, co udało się „Jednocie” zamieścić na swoich łamach o naszym Kościele w Londynie. W kwietniu 1965 roku ukazało się moje krótkie wspomnienie o ks. Romanie Mazierskim. Po latach, wielkim nakładem starań, otrzymano życiorys tego duchownego, pióra jego żony, i obszerne fragmenty zamieszczono w numerze 11/1987. W tym samym numerze rozpoczęto druk jedenastu odcinków pracy ks. Mazierskiego Jedność Biblii. Związek między Nowym a Starym Testamentem (11/1987 – 9/1988).

Tematyka londyńska wróciła na szpalty „Jednoty” w 1991 roku, w numerze 7. Tym razem, już bez obawy przed ingerencjami cenzury, Krystyna Lindenberg przeprowadziła wywiad z Andrzejem Sągajłłą, członkiem Rady Polskiego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Wielkiej Brytanii. Sprawy naszych braci poza granicami kraju znalazły się znowu w Jednocie” w numerze 12/1994, kiedy to również Krystyna Lindenberg rozmawiała o polskiej społeczności reformowanej w Anglii z jej aktualnym opiekunem duchownym – ks. Alfredem Bietą z Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Ton rozmowy był bardzo minorowy z powodu zamierania tej placówki.

Wróćmy jednak do osoby Stanisławy Mazierskiej.

Przyszła pastorowa, nosząca panieńskie nazwisko Grimm, urodziła się w 1910 roku. Miała dwoje rodzeństwa: siostrę, z którą po wojnie spotkała się tylko raz, w Jugosławii, oraz brata Edwarda, tak jak ona członka londyńskiej wspólnoty reformowanej. Przed zawarciem związku małżeńskiego uczyła w szkole powszechnej. Narzeczeni przyrzekli sobie, że póki im życia starczy, będą pracować dla chwały Boga i dobra bliźnich. W roku 1936, przed ślubem, odbyła się ich konfirmacja w czasie uroczystego nabożeństwa w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie. Przeżycia tamtego dnia przyniosły obojgu wiele błogosławieństwa, były pomocą we wspólnym życiu i wsparciem w wykonywaniu trudnej pracy w Kościele.

Jako kapelan, ks. Roman Mazierski miał obowiązek na wypadek wojny stawić się w Toruniu. Na rozkaz władz wojskowych już w pierwszych dniach września 1939 roku wrócił do Warszawy. Stąd następny rozkaz skierował go do Biłgoraja, dokąd mógł zabrać żonę i dwuletniego synka. Tu zapewne drogi małżonków się rozeszły. Ks. kpt. Mazierski przekroczył granicę i został internowany w Rumunii, a żona z dzieckiem wróciła do stolicy. Maria Skierska wspomina, że pastorowa Mazierska w latach okupacji mieszkała z synkiem Januszkiem w prawej oficynie plebanii. Miasto opuściła w tragicznym dla naszego Leszna dniu 13 sierpnia 1944 roku. Jakiś czas zatrzymała się w parafii reformowanej w Żyrardowie.

Tymczasem ks. Roman, po zajęciu Rumunii przez Niemców w 1941 roku, został przewieziony do jenieckiego obozu dla oficerów – oflagu VI B w miejscowości Dössel koło Wartburga. Wyzwolony w kwietniu 1945 roku, natychmiast rozpoczął pracę duszpasterską, głównie na terenie Niemiec okupowanym przez I Polską Dywizję Pancerną. Tam narodziły się wstępne numery pisma „Dobra Nowina”. Na kilku stroniczkach zeszytowego formatu ksiądz kapelan zamieszczał nieregularnie kalendarzyk nabożeństw dla ewangelików w coraz to innych miejscowościach, ogłoszenia o poszukiwaniu rodzin i, oczywiście, teksty duszpasterskie dające strawę duchową.

Pani Stanisława przyjechała na teren Dywizji, do miasteczka Meppen, gdzie nad granicą holenderską mieściło się dowództwo, a wraz z nim i służba duszpasterska, w roku 1946. UczynHa to oczywiście nielegalnie, jak bardzo wiele żon polskich żołnierzy. Jej droga wiodła przez Czechosłowację i była tym bardziej skomplikowana, że dziecko przechodziło akurat jakąś zakaźną chorobę.

W połowie lipca 1947 roku ks. Mazierski, przebywający już w Anglii, korespondował z grupką ewangelików reformowanych w Warszawie, gdzie parafia uległa rozproszeniu, zabudowania zostały zburzone i nie było żadnego duchownego. Ksiądz Roman wahał się, czy wrócić. Pytał dość naiwnie o warunki bytowania w Warszawie.

Jest oczywiste, że decyzja o pozostaniu na obczyźnie musiała być tematem wielu rozmów małżonków. Jednakże na pierwsze spotkanie ewangelików reformowanych w Londynie przybyło dwieście osób (wymienia się 500 osób tego wyznania, które znalazły się po wojnie poza granicami kraju). I to dla nich ksiądz Mazierski, były kapelan Wojska Polskiego, zdecydował się pozostać na emigracji i zorganizował Polski Kościół Ewangelicko-Reformowany w Wielkiej Brytanii. Jego organem prawodawczym był coroczny Synod, a ciałem wykonawczym Rada Kościelna. „Dobra Nowina” zaś, która od końca 1947 roku do roku 1950 ukazywała się pod tytułem „Jednota”, będzie towarzyszyć tej wspólnocie do roku 1988 i odegra bardzo ważną rolę w życiu owdowiałej w 1959 roku Pastorowej.

Przeglądając archiwalia naszego Kościoła na Obczyźnie, trzeba się zatrzymać choć chwilę nad około siedmiostronicowym sprawozdaniem sygnowanym „xab”, a więc zapewne pióra ks. Alfreda Biety. Relacjonuje on spotkanie swoje w Londynie, zapewne w roku 1988, z Haliną Cumftową, Andrzejem Sągajłłą i Stanisławą Mazierska. Maszynopis opowiada o samym księdzu Mazierskim oraz relacjonuje powstanie, działanie i zamieranie londyńskiej placówki. Nie udało mi się ustalić, czy tekst ten był gdzieś publikowany, a nierozerwalnie łączy się on z postacią pani Pastorowej.

Różnorodnych informacji dostarczają również jej listy i karty świąteczne do Marii Skierskiej, udostępnione mi przez adresatkę. Zawsze pisane ręcznie, zawierają uwagi o sprawach osobistych i codziennych: o angielskiej pogodzie i pracach w przydomowym ogródku, na które coraz mniej sił, wiadomości o pogarszającym się zdrowiu nadawczyni oraz, w latach późniejszych, o postępujących kłopotach z pamięcią. Ponadto pani Pastorowa pisze oczywiście o życiu wspólnoty: o nabożeństwach i ich organizacji, o spotkaniach modlitewno-towarzyskich w jej prywatnym mieszkaniu, o podróżach – m.in. do Izraela, Włoch, Ameryki.

I, jakże mogłoby być inaczej, o rodzinie: synu, czworgu wnuczętach i -z czasem – pięciorgu prawnukach. Mowa jest o różnych uroczystościach familijnych, uzdolnieniach i kierunkach studiów młodszego pokolenia. Syn Janusz ma dużą firmę budowlaną i powodzi mu się dobrze. Z czasem zamieszkał w domu oddalonym o 35 mil od Londynu. Stacha – tak podpisuje się w listach – trochę dziwi się, po co mu taki duży dom, ale w którymś z listów dodaje, że jest to dom pełen miłości. Chociaż synowa Mary to typowa Angielka, nie uzewnętrzniająca swych uczuć, to wnuki są bardzo serdeczne i odwiedzają babcię przy każdej okazji. Ona bywa u rodziny rzadziej, bo to dla niej daleko.

W którymś z listów z 1973 roku wspomniała o przejściowych na Wyspach kłopotach z benzyną. Sama chyba też prowadziła samochód. Na sprawy spoza Kościoła i bliskich ludzi prawie nie ma miejsca w tej korespondencji. Raz tylko wzmianka: Irlandczycy sieją niesamowity terror.

Gdy Maria Skierska przesłała jej Opowieści biblijne Kosidowskiego, odpisała: Nic mi ta książka nie przeszkadza. Mam własny pogląd na cuda, o które ludzie się modlą. Wspomina często, że modli się za wiele osób. Stara się wspierać w swoim otoczeniu tych, którzy się smucą. Człowiek jest twardszy od żelaza. Choć nieraz zdaje się, że już więcej nie wytrzyma, gdy przyjdzie ciężki cios, to dalej wytrzymuje. Podkreśla tymczasowość ziemskiego bytowania i nadzieję na spotkanie się z tymi, których Pan już odwołał. Wyraża całkowite podporządkowanie się wyrokom Boskim, choćby były najcięższe. Słowem, listy mają klimat misjonarski, ale me przesadny.

W innym miejscu pisze: Z czasem jest coś nie w porządku, bo tak szybko ucieka, jakby nie miał czasu – jak mówił mój śp. Mąż. Często myśli o przejściu na emeryturę. No właśnie – gdzie pracuje? Jak wyglądają jej finanse? Nie mam podstaw do jednoznacznej odpowiedzi. W 1973 roku pisze: Mam nadzieję, że Misja pozwoli mi za 2-3 lata przejść na emeryturę. Tak obiecali. Sięgam do archiwaliów. Chodzi tu niewątpliwie o Misję Amerykańską (Niezależną Radę do spraw Zagranicznych Misji Prezbiteriańskich), do której należała od śmierci męża.

16 września 1959 roku, niedługo po śmierci swego Superintendenta, Rada Kościoła nadała pani Stanisławie tytuł Lady Visitor, a więc godnościowy tytuł wizytatorki (inspektorki) tej Misji. I jednocześnie mianowała ją na urząd kościelny diakonisy. Kilka tygodni później, odpowiadając na list Misji, Rada przedstawiła plany pracy w Kościele po śmierci księdza Mazierskiego i wyraziła pragnienie utrzymania swej odrębności organizacyjnej. Na zakończenie zwróciła się jednak do Misji o pomoc finansową, mając na uwadze małą liczebność Kościoła i słabą kondycję materialną jej członków. W końcu lat 60. i na początku 70. zależność organizacyjna i finansowa od Misji staje się ponownie powodem kontrowersji wśród emigracyjnej wspólnoty reformowanej. Mimo zróżnicowania stanowisk, wśród członków Synodu zapada decyzja o niezrywaniu z tą organizacją. Decyzja ta jest po myśli pastorowej Mazierskiej, która czuje się związana z Misją pod wieloma względami. Zarówno w protokołach Synodu, jak i w załączonej korespondencji należy podziwiać rzeczowość, takt i poczucie odpowiedzialności za wspólnotę podczas załatwiania tej sprawy.

W corocznych sprawozdaniach z synodów, odbywających się przez długie lata po nabożeństwach wielkopiątkowych we francuskim kościele reformowanym w Londynie, pastorowa Mazierska zdaje zawsze relację ze swojej pracy. W sprawozdaniach tych mowa jest o jej licznych wyjazdach służbowych (zapewne załatwiała zarówno sprawy zlecone jej przez Misję, jak i odwiedzała członków parafii), o organizacji życia wspólnoty, oczywiście o wydawaniu „Dobrej Nowiny” i o pisaniu listów. Ich liczba dochodzi w niektórych latach do 270 rocznie, z czego około połowy to „Prayer Letters” (okólniki modlitewne). Sądząc po korespondencji i sprawozdaniach, sekretarka Kościoła wykonuje jednocześnie dwie prace zazębiające się w jakimś stopniu.

Każdorazowo zebrani na Synodzie dziękują jej za wielką, konsekwentną i skuteczną pracę, również przy redagowaniu, wydawaniu i kolportowaniu „Dobrej Nowiny” (w latach 80. jest rozsyłanych 80 egzemplarzy). To pismo, stworzone przez księdza Mazierskiego tuż po wojnie, jest niewątpliwie ukochanym dzieckiem wdowy po nim. Biblioteka Synodu w Warszawie posiada zbiór 58 numerów „Dobrej Nowiny”. Nie jest to, niestety, komplet. Całość nie zachowuje ciągłej numeracji, dlatego trudno jest nawet określić, jak dużo mamy braków. Rocznie wychodziły zazwyczaj 3 numery.

Zawartość pisemka po śmierci jej założyciela jest zarówno wzruszająca, jak i przypadkowa. Można sobie łatwo wyobrazić, jak trudno było znaleźć autorów, którzy wypełniliby choćby tę niewielką liczbę stron zwykle formatu A5. Rzadko ukazują się w nim teksty członków zboru londyńskiego. Jest sporo przedruków, m.in. mówiących o chwalebnej historii Polski i Reformacji, są informacje o życiu innych Kościołów z rodziny ewangelickiej, naturalnie wiadomości o wspólnocie reformowanej ha obczyźnie: terminy nabożeństw i synodów oraz spotkań towarzyskich, potwierdzenia faktów ofiarności. Czasem trochę poezji religijnej. Na ogół teksty nie są podpisane.

Łatwo sobie wyobrazić, że była to dla niej olbrzymia praca. Nie miała przecież odpowiedniego przygotowania. Brak wykształcenia teologicznego zastępowała żarliwością wiary, pracowitością i umiejętnością dzielenia się z innymi swoim oddaniem sprawie Kościoła oraz godzeniem się z wyrokami Boskimi, nawet bardzo dotkliwymi. W roku 1979 sama wyznaje: Najwięcej jednak pracy przysparza mi pisanie naszego czasopisma. Najgorsze to, że piszę je już od 20 lat i właściwie stale na te same tematy. Ale jakoś Pan Bóg pomaga, a to jest jednak łącznik między nami a współwyznawcami rozsianymi po całym świecie, choć jest ich też niedużo. Z drugiej strony nieraz myślę, co bym robiła, gdybym przeszła na emeryturę, i obawiam się, że chyba zanudziłabym się na śmierć.

1 maja 1988 roku na zebraniu synodalnym u pani „Stanisławy zdecydowano, że „Dobra Nowina” w dotychczasowej postaci nie może się już ukazywać. W numerze 1 z 1988 roku czytamy, że ma mieć ona formę powielanego biuletynu, a redakcję będą stanowiły 4 osoby. Dalsze losy czasopisma są nieznane.

Jak można wywnioskować z posiadanych materiałów, w tym samym roku dochodzi do spotkania w domu Haliny Cumftowej, pełniącej funkcję sekretarza Rady, wdowy po Olgierdzie. Ten ostatni był w Wojsku Polskim dyplomowanym majorem lotnictwa, a w Kościele na Obczyźnie przez kilka lat sprawował godność prezesa Rady Kościoła (zob. wspomnienie Krystyny Lindenberg w „Jednocie” 4/1996). Tak więc w wyniku spotkania u pani Cumftowej powstał wspomniany już tekst księdza Biety, mówiący o przeszłości i teraźniejszości zamierającej polskiej wspólnoty ewangelicko-reformowanej poza krajem.

4 i 5 maja 1991 roku w Synodzie Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Warszawie uczestniczył Andrzej Sągajłło, w tym okresie skarbnik Rady Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Wielkiej Brytanii. Mówiąc ze wzruszeniem o historii tego grona naszych sióstr i braci, stwierdził, że już nadszedł czas, aby zakończyć działalność w ramach odrębnej struktury kościelnej, i prosił o przyjęcie pozostałej na obczyźnie garstki do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Rzeczypospolitej Polskiej. Uchwałą nr 9/91 Synod postanowił przyjąć tę grupę współwyznawców, stanowiącą dotąd Kościół Ewangelicko-Reformowany Polaków na Obczyźnie.

Tymczasem już 28 maja 1991 roku pani Mazierska napisała do ks. bp. Zdzisława Trandy: Jest nas tutaj bardzo mała gromadka, zaledwie ze mną 11 osób i kilkanaście w Ameryce. (...) Nie wiem, skąd pan [Andrzej] Sągajłło miał tę wiadomość o zakończeniu działalności naszego Kościoła na terenie Wielkiej Brytanii. Nikt go nie prosił, by był przedstawicielem naszego Kościoła, a wyżej wspomniana decyzja jeszcze nie zapadła.

Na Synodzie w Łodzi w roku 1992 poinformowano, iż z powyższego listu pastorowej Mazierskiej wynika, że nie ma przeszkód formalnych w realizacji uchwały. Należy jednak postępować z wielką delikatnością, mając na uwadze zaawansowany wiek naszych braci, przebywających przez większość swego życia poza ojczyzną. Następne lata przyniosły dalsze odejścia na wieczną wartę naszych współwyznawców.

Jesienią 1996 roku z kopii listu Janusza Mazierskiego do Jerzego Diehla w Kalifornii, kuratora londyńskiego zboru, dowiedziałam się, że pani Stacha jest od początku roku w londyńskim Antokolu, szacownej instytucji medycznej prowadzonej przez prof. med. dr Janusza Zaorskiego. Brak pamięci, na który ostatnio narzekała, okazał się objawami choroby Alzheimera. Pastorowa Stanisława Mazierska zmarła 8 listopada 1996 roku. I ta wiadomość nadeszła do Warszawy okrężną drogą, przez Kalifornię.

Aleksandra Sękowska