Drukuj

8 / 1997

Nauczyliśmy się latać jak ptaki i pływać jak ryby, ale zapomnieliśmy tej prostej sztuki, jak żyć po bratersku” – powiedział kiedyś Martin Luther King. Sztuki tej uczyli się przedstawiciele 160 Kościołów, zebrani w austriackim Grazu na II Europejskim Zgromadzeniu Ekumenicznym (23-29 czerwca). Na obrady, toczące się pod hasłem: „Pojednanie – dar Boży i źródło nowego życia”, rzuciła cień nieobecność ekumenicznego patriarchy Konstantynopola, Bartłomieja, wiązana ze sporami w łonie prawosławia.

Spotkanie to zorganizowała Konferencja Kościołów Europejskich, zrzeszająca 119 Kościołów tradycji prawosławnej, anglikańskiej, protestanckiej i starokatolickiej z całego kontynentu, oraz Rzymskokatolicka Rada Episkopatów Europy (CCEE). Polskimi delegatami byli niemal wyłącznie duchowni i tylko bracia katolicy, najliczniejsi zresztą, znaleźli w swym gronie miejsce dla dwóch pań. Przedstawicielem Kościoła Ewangelicko-Reformowanego był ks. Roman Lipiński.

Oprócz 700 kościelnych VIP-ów do Grazu zjechało aż 10 tys. prywatnych uczestników. Wrażeniami z tego niezwykłego ekumenicznego tygla podzieli się z czytelnikami „Jednoty” członkini międzynarodowej grupy Stewartów. „Orędzie z Grazu”, którego obszerne fragmenty przytaczamy, dotyczy z kolei różnych aspektów pojednania, które jest zadaniem dla nas wszystkich.

Redakcja

Malowniczo położony w pagórkowatej Styrii Graz stał się na kilkanaście dni stolicą europejskiego ekumenizmu. Dwa lata trwały przygotowania do Drugiego Europejskiego Spotkania Ekumenicznego; przeszło sto osób pracowało ciężko, aby mogło się ono odbyć. Stewardzi zaproszeni zostali parę dni wcześniej, żeby poznać miasto, miejsce Spotkania i siebie nawzajem. Byłam stewardesą z Polski. Przyjechałam dzięki Kościołowi Ewangelicko-Reformowanemu.

Piękny, gorący ranek. Przez witraże w kaplicy Bischöfliches Gymnasium wpadają barwne promienie słoneczne. Śpiewamy wspólnie „Laudate omnes gentes”. Jedna osoba czyta po angielsku biblijny fragment o wieży Babel, po czym każdy odmawia „Ojcze nasz” we własnym języku. Koniec porannej modlitwy.

Na pierwszym oficjalnym spotkaniu dowiadujemy się kolejno, co to jest CCEE, KEK, skąd wziął się pomysł Europejskich Spotkań Ekumenicznych, kto bierze w nich udział. Zastanawiamy się razem nad ideą ekumenizmu, przypominamy jego historię, opowiadamy o ekumenicznych ruchach w naszych krajach.

BÓG JEST KOBIETĄ, PRAWDZIWY CHRZEŚCIJANIN ZAWSZE ZGADZA SIĘ ZE ZDANIEM SWOJEGO KOŚCIOŁA. WIARA ROZWIĄZUJE WSZYSTKIE PROBLEMY, POJEDNANIE MOŻE NASTĄPIĆ DOPIERO PO CAŁKOWITYM WYBACZENIU itd. Takie hasła są nam prezentowane w siedmiominutowych odstępach. Mamy tylko dwie możliwości: z prawej – tak i z lewej – nie. W tym krótkim czasie każdy musi zadecydować, po której stronie stanie, mieć przygotowane argumenty i starać się je wygłosić. Niektórzy, podczas mów innych, zmieniają strony, irytują się, próbują dojść do głosu poza kolejnością. Jednak po kilkunastu minutach okazuje się, że przede wszystkim kłócimy się o słowa, o pojęcia, Rzadko jesteśmy naprawdę innego zdania.

Dzielimy się na jak najbardziej międzynarodowe grupy. W mojej jest Finka, Niemka, Greczynka, Węgier, Portugalczyk, Rumun, Mołdawianka, Hiszpan... Gramy w skojarzenia. Każdy zapisuje na kartce swoje odpowiedzi na pytania. „Gdzie chciałbym mieszkać?”, „Czego się boję?”, „Co zmieniłbym będąc prezydentem?”. Trochę zabawnie, kiedy dorośli (lub prawie dorośli) ludzie udają Króla Maciusia. Ale dzięki temu bez oporów rozmawiamy o tym, co dla każdego z nas najważniejsze. O naszych tożsamościach, autorytetach, światopoglądach, o naszej przyszłości. Okazuje się, że bez żadnych zahamowań mówimy właśnie o naszej, to znaczy wszystkich nas obchodzącej przyszłości. Znamienne, że wiele osób napisało o zjednoczonej Europie jako o swoim wymarzonym domu.

Staramy się jak najwięcej czasu spędzać razem, więc wieczory przeciągające się do rana są na porządku dziennym. Pierwszy z nich przeznaczamy na Europejski Bankiet. Niektórzy stewardzi dopiero pieką, gotują, smażą swoje narodowe potrawy. Inni przywieźli już gotowe i ustawiają je na stołach. Są łososie z Norwegii, żółte sery ze Szwajcarii, włoskie tiramisu, oliwki z Grecji, wina z Francji... Degustacja trwa do późna w nocy. Innego razu bawimy się przy muzyce etnicznej z poszczególnych krajów, ucząc się co łatwiejszych tańców. Którejś nocy zwiedzamy Graz, idziemy na pizzę, potańczyć.

Wreszcie dzień przed rozpoczęciem Spotkania dowiadujemy się, po co wogóle tu jesteśmy. Będziemy pomagać w administracji, w centrum prasowym, w informacji, w sali plenarnej. Będziemy potrzebni przy przygotowywaniu, kopiowaniu, sortowaniu i przesyłaniu dokumentów, przy ustawianiu krzeseł, porządkowaniu. Będziemy informować przybyłych, kierować ich na wybrane zajęcia i spotkania. Przede wszystkim będziemy mili i będziemy się do każdego uśmiechać. Dzielimy się na grupy, w których będziemy pracować przez najbliższy tydzień, ustalamy grafiki zajęć tak, aby każdy miał trochę wolnego.

Nadchodzi poniedziałek, 23 czerwca. Już od tygodnia w całym mieście wiszą plakaty i transparenty Drugiego Europejskiego Spotkania Ekumenicznego, ale teraz przyjeżdżają ludzie. Na dworcu tłok, w tramwajach pełno, na ulicach tłum, przy budkach informacyjnych ścisk. Wszędzie wielonarodowy, wielojęzyczny, kolorowy chaos. W wynajętych na Spotkanie halach targowych uwijają się stewardzi. Już jest mnóstwo zajęć, choć wszystko zacznie się dopiero wieczorem. Przez cały tydzień będzie dość podobnie – dużo, czasem nudnej, pracy i niewiele możliwości wzięcia udziału w warsztatach, dyskusjach, wykładach. Dlatego wybieramy sobie tylko to, na czym najbardziej nam zależy i negocjujemy czas wolny ze zmiennikami. Przeważnie udaje nam się dojść do porozumienia. Pracę kończymy około dziewiątej wieczorem i spokojnie mieszamy się z tłumem słuchającym prawykonania musicalu łączącego rytmy bluesa, gospel, jazzu, muzyki symfonicznej, operowej i chóralnej, z widzami ulicznych przedstawień teatralnych, z zasłuchanymi w Bacha melomanami.

Pracuję w centrum prasowym, co na początek oznacza stanie na bramce, tj. wpuszczanie tylko akredytowanych dziennikarzy i uprzejme wypraszanie pozostałych. Inni w tym czasie kolportują dokumenty – na każdego dziennikarza, a zgłosiło się ich mniej więcej sześciuset, czeka w jego kasetce kopia, zrobiona na miejscu przez jednego z „naszych”, w jednym z pięciu oficjalnych języków. Jedna osoba sprzedaje zdjęcia, inna sporządza rejestr dokumentów. Prawie wszyscy biorą udział w odbywającej się codziennie konferencji prasowej. Następnego dnia zamieniamy się zajęciami, aby nie popaść w monotonię i nauczyć się jak najwięcej.

Sprzedając zdjęcia, uśmiecham się do dziennikarzy, biskupów, arcybiskupów, księży protestanckich, katolickich, prawosławnych, obsługi biura prasowego, delegatów, odwiedzających. Po ośmiu, dziewięciu godzinach ciągłego uśmiechania się nie pozostaje mi nic innego, jak nadal się uśmiechać.

Jednak gdy wieczorami spotykamy się po takim ciężkim dniu, żadne z nas nie ma ochoty iść spać. Urządzamy imprezy, zabawy, quizy, dalszy ciąg nauki tańców ludowych, piosenek. Prawdopodobnie dlatego tak ciężko wstać następnego ranka.

Punkt kulminacyjny Spotkań przewidziany jest na ostatni dzień, na niedzielę. W parku miejskim sześciu księży różnych wyznań odprawia wielowyznaniowe nabożeństwo w ponad dziesięciu językach. Mocno świeci słońce, upał robi się nie do zniesienia. Ale przez dwie godziny nikt nie zwraca na to uwagi. Wszyscy słuchają z uwagą słów pojednania, nauki, śpiewają wspólnie kanony. Modlą się – raz we własnych językach, raz po angielsku, raz po rosyjsku. Dwie osoby tłumaczą całość na język migowy. Na zakończenie wszyscy stewardzi zostają zaproszeni na podest, na którym celebrowane jest nabożeństwo. W ten sposób organizatorzy dziękują nam za wspólną pracę. Śpiewając „Alleluja”, zaczynamy tańczyć, a do nas przyłączają się bliżej stojący. A po chwili cały park ludzi trzyma się za ręce, nuci „Alleluja”, tańczy. Morze tańczących przy dźwiękach pieśni.

Taki obraz zabrałam z Austrii, z Grazu do Warszawy, do domu.

Natalia Syrzycka-Mlicka

[Studentka IV roku wydziału Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralne] w Warszawie, członek Zespołu redakcyjnego „Polis. Pisma o sztuce życia publicznego”, wydawanego przez Stowarzyszenie Młodych Dziennikarzy „Polis”]