Drukuj

5 / 1997

Ewangelia Jezusa Chrystusa

Słowo „ewangelia” (eu-angelion, czyli dobra wiadomość) występuje już w pierwszym zdaniu pierwszej, bo najstarszej z czterech ksiąg, Ewangelii Marka (Mk 1:1; tak przynajmniej oddaje grecki tekst większość polskich przekładów). Ale poza tym zdaniem ewangelista Marek prawie zawsze wkłada to słowo w usta samego Jezusa. Jest to więc Ewangelia Jezusa, Jego Radosna Wieść o Bogu. Tak zresztą brzmi tytuł tej najstarszej ewangelii: „Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym” – Jezus jest więc autorem tej Dobrej Nowiny.

Dodajmy, że wprawdzie termin „ewangelia” używany był szeroko w pogańskim świecie greckim zarówno w znaczeniu religijnym, jak i świeckim, to jednak nowotestamentowe jego używanie zakorzenione jest w Pierwszym (Starym) Testamencie i w judaizmie. Przypomnijmy chociażby fragment Iz. 61:1, gdzie słowo to występuje w formie czasownikowej: „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim...” Jezus powołał się na te słowa w swoim „kazaniu prymicyjnym” w synagodze w Nazarecie (zob. Łuk. 4:16-21).

Kiedy ewangelista Marek mówi o zwiastowaniu Ewangelii Bożej przez Jezusa, posługuje się zwrotem keryssein to euangelion (zob. 1:14, 13:10, 14:9). Chce przez to powiedzieć nam, że nauczanie Kościoła (kerygmat) jest po prostu Ewangelią przyniesioną przez samego Jezusa z Nazaretu. Wszędzie tam, gdzie w Ewangelii Marka występuje słowo „ewangelia”, jest ono używane zawsze w kontekście posłannictwa, w związku z zadaniem misyjnym. Ewangelista Marek, tak jak i św. Paweł w swych Listach, stwierdza, że orędzie Jezusa jest dla wszystkich: dla Żydów i dla pogan, że Jego Ewangelia ma znaczenie powszechne, ogarnia cały świat.

Ewangelia o Jezusie Chrystusie

Powszechne i wieczne znaczenie Ewangelii Jezusa wynika także stąd, że Jego mękę, śmierć za wszystkich ludzi i zmartwychwstanie – dla Pawła sedno Ewangelii – św. Marek łączy najściślej i najgłębiej z tą Ewangelią, którą sam Jezus przyniósł przez swą osobę, zwiastowanie i działalność. Dlatego Ewangelia to nie tylko Radosna Nowina, którą Jezus zwiastował, ale także – i w równej mierze – chrześcijańska Nowina o męce i śmierci Jezusa. Obejmuje ona i chrześcijańskie orędzie, i przekonanie, że Jezus zmartwychwstał i żyje na wieki. Ten związek śmierci Jezusa z Ewangelią widać choćby w perykopie o niewieście, która na Jego głowę wylała drogocenny olejek: „już naprzód namaściła moje ciało na pogrzeb (...) gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła” (Mk 14:3-9).

Ewangelia więc z jednej strony przekazuje nam to, co Jezus podczas swego ziemskiego życia uczynił, a z drugiej strony przekazuje nam też wszystko, co wiąże się z Jego śmiercią. Dlatego Pawłowe zwiastowanie Paschy także ściśle należy do Ewangelii. Dla św. Marka więc (i dla pozostałych synoptyków: Mateusza i Łukasza) Ewangelia jest zarówno „Ewangelią Jezusa Chrystusa” (Mk 1:1), jak i „Ewangelią o Jezusie Chrystusie” – Jezus jest jej podmiotem i przedmiotem. Jest ona Dobrą Nowiną o Jezusie jako Chrystusie ukrzyżowanym, który zmartwychwstał. To w zwiastowaniu Kościoła – tamtego pierwotnego i naszego współczesnego – w naszym świadectwie, w naszej działalności apostolskiej i misyjnej Ewangelia Jezusa staje się Ewangelią o Jezusie Chrystusie, nie przestając nigdy być Ewangelią samego Jezusa. Nie wolno nam o tym zapominać pod groźbą zdrady naszej misji, zdrady Pierwszego Misjonarza. Rachunek sumienia jest nam tu nieustannie potrzebny...

Początek Ewangelii...”

Ewangelia to skierowane do całego świata orędzie, którego treścią jest Jezus: Jego słowa, Jego czyny, Jego męka i śmierć oraz wyznaniu Jego wywyższenia u Boga. W Ewangelii chodzi rzeczywiście o popaschalne (kościelne) głoszenie orędzia samego Jezusa – Jego orędzia, a nie naszego. Ale tego orędzia nie można oddzielić od osoby Jezusa, więc bez głoszenia Jego śmierci i zmartwychwstania Ewangelia nie jest Nowym Testamentem. I odwrotnie – jednostronne lub wyłączne zwiastowanie Ukrzyżowanego jako Zmartwychwstałego Pana przestaje być Ewangelią. „Ewangelia Boża” (Mk 1:14) to jedność życia i orędzia Jezusa oraz naszego o Nim świadectwa – życiem i słowem.

„Początek Ewangelii” Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, i o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, (Mk 1:1) to tytuł Ewangelii. Jeśli jednak jest tytuł całej Ewangelii, to słowo początek” nie może od nosić się tylko do wystąpienia Jana Chrzciciela, lecz całej księgi Ewangelii. Otwiera się ona wystąpieniem Jezusowego poprzednika, a potem samego Jezusa z Jego orędziem o Królestwie Boga, które już się przybliżyło. Ponadto, jak to określili świadkowie, jest to „nowa jakaś nauka z mocą” (Mk 1:27). Znaki mocy – „cuda” – to znaki tego właśnie zbliżającego się Królestwa. Te znaki i cała postawa Jezusa (np. Jego zadawanie się z celnikami) to także Ewangelia. A z kolei Jego przypowieści i całe nauczanie ewangeliczne to już przybliżanie Królestwa. To, co dla nas oczywiste, wcale nie było takie bezdyskusyjne dla Jego współczesnych, ludzi złej, a nawet i dobrej woli. Dlatego następuje męka i śmierć oraz Boże orędzie o zmartwychwstaniu: „Powstał, nie ma Go tu!” (16:6). Tak się kończy Ewangelia Marka. Tak się kończy „Początek Ewangelii”. Ale to wszystko jest zaledwie początkiem.

Ciąg dalszy Ewangelii piszemy, tworzymy, przeżywamy i głosimy już my: Kościół i jego misjonarze. Ewangelia nie może być zamknięta w swoim początku, choćby był najważniejszy i najpiękniejszy. Nie można jej schować do archiwum Kościoła ani zamknąć w sejfie swego serca. Ona domaga się kontynuacji – dzisiaj i po wszystkie czasy. Sobór Watykański II przypomniał: „Kościół pielgrzymujący jest misyjny ze swej natury, ponieważ swój początek bierze wedle planu Ojca z posłania (ex missione) Syna i z posłania Ducha Świętego. (...) Głównym środkiem zakładania Kościoła jest głoszenie Ewangelii Jezusa Chrystusa, do której przepowiadania posłał Pan swoich uczniów na cały świat (...). Ponadto społeczności, wśród których Kościół jest obecny, nierzadko całkowicie się zmieniają (...) Kościół musi wtedy rozważyć, czy owa sytuacja nie wymaga działalności misyjnej od nowa” (Dekret o działalności misyjnej Kościoła Ad gentes divinitus 2.6).

Zachwycenie Ewangelią

Czy w Ewangelii chodzi o naukę Jezusa, Jego postępowanie i wierność aż do śmierci, czy też o Jego zmartwychwstanie? Jest to dylemat fałszywy. Ale wystąpienia Jezusa na ziemi izraelskiej pozbawia się najgłębszej wymowy, jeśli ostatniego słowa w Jego życiu udziela się śmierci. Oczywiście, samo Jego życie może życie człowieka obdarzyć sensem i inspiracją, z drugiej jednak strony usuwanie z Ewangelii orędzia wielkanocnego nie tylko okalecza Jezusa, ale i zabija w nas nadzieję. Bez wiary w Zmartwychwstanie, bez wiary w Chrystusa żyjącego Jego droga życiowa i krzyżowa może napawać tylko pesymizmem: „jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (I Kor. 15:19). Przecież On został niezrozumiany i odrzucony, po prostu przegrał. A z Nim przegrała prawda i miłość.

Ale my wszyscy wierzymy: w Jego klęsce każda prawda i każda miłość przegrana na przestrzeni wieków i aż do końca wieków – wygrywa. Jezus nie jest jeszcze jednym z tak wielu zamordowanych bohaterów, proroków, idealistów, których podziwiamy i których losem się wzruszamy. On żyje – i przez ludzi zmienia świat. On przyniósł wyzwolenie – i nadal wyzwala ludzi i społeczeństwa.

Jak czytać Ewangelię?.. Przede wszystkim tak, żeby to wyzwolenie stawało się i moim udziałem. A człowiek wolny gotów jest służyć z weselem, jak powiada Psalmista. Ewangelia rozwesela serca. Bez tej radości, bez tego zachwytu – zachwycenia Ewangelią, zachwycenia Bogiem i Jego wolą – trudno jest zdobyć się na prawdziwą, wytrwałą, szarą, codzienną służbę i wierność. „Nawróćcie się, albowiem przybliżyło się Królestwo niebieskie” (Mat. 4:17) – wzywa nas Jezus. Najpierw zwiastuje nam i ofiarowuje Królestwo, a potem dopiero – i tylko dlatego – wzywa nas, abyśmy się zwrócili ku Bogu i ku ludziom. Albowiem On pierwszy nawrócił się ku nam.

Stąd tyle entuzjazmu i ofiarności u ludzi odkupionych, świadomych, że są kochani i wybrani. Oglądałem w telewizji uroczystość wręczenia krzyży misyjnych – ileż w tych młodych siostrach i księżach było pokoju, radości i humoru. A przecież co roku giną na świecie dziesiątki misjonarek i misjonarzy, duchownych i świeckich, ludzi różnych wyznań. Trzeba przy tym pamiętać, że ofiara misjonarska to nie tylko realna perspektywa śmierci, lecz o wiele trudniejsza perspektywa rozłąki, samotności, niezrozumienia, codziennych utrapień...

Niedawno, gdy wpisałem studentce do indeksu zasłużoną piątkę z ewangelii synoptycznych, powiedziała:
– Proszę księdza, ja nie tylko studiuję Ewangelię, ja się nią zachwycam.
– A dlaczego? – spytałem trochę zbity z tropu.
– Bo ona jest tak wymagająca.

„Pragnę całym mym życiem krzyczeć Ewangelię” – te słowa można odczytać na grobie Karola de Foucauld, misjonarza modlitwy i milczenia, którego zamordowano w jego pustelni na Saharze. Ewangelia to taka dziwna księga, że trzeba ją krzyczeć, że można ją śpiewać („Ewangelia w piosence”), że ludziom rosną dzięki niej skrzydła... Ile bohaterstwa – cichego i głośnego, znanego i nieznanego – zrodziło się i nadal rodzi z tej starej książki? Ile się z niej zrodziło i rodzi miłości, także w Polsce...

Dobra czy Zła Nowina?

Przeczytałem właśnie wspaniałe, chociaż miejscami demagogiczne dzieło Georgesa Minois „Historia piekła” (PIW, Warszawa 1996). Przeraziło mnie sadystyczne konkretyzowanie i mnożenie wszelakich mąk najokrutniejszych, obmyślanych dokładnie i z lubością pospołu, ekumenicznie, przez kaznodziejów i pisarzy katolickich i protestanckich. Prawdziwe to „duszpasterstwo strachu”. Jakiego to Boga ci pobożni sadyści zwiastowali? Na swoją miarę – Wielkiego Sadystę.

Czy i dzisiaj w Polsce nie zamieniamy czasem Dobrej Nowiny na Złą? Wprawdzie rzadziej straszymy piekłem i okrutnym Panem Bogiem, straszymy za to drugim człowiekiem, także drugim chrześcijaninem, bo ośmiela się mieć odmienne opinie czy poglądy polityczne. Nie straszymy już drugim chrześcijaninem z powodu jego wyznania, rzadziej też straszymy Żydem, częściej zaś współobywatelem o obcej nam orientacji światopoglądowo politycznej („postkomuna”). Najgorliwiej jednak i najchętniej straszymy człowiekiem tej samej tradycji: kościelnej i solidarnościowej („katolewica” itp.), który ma nieszczęście należeć do „niewłaściwej” partii lub wyznawać niezgodne z naszymi poglądy polityczne.

Czy jednak zdajemy sobie sprawę, że powołując się w tej polityce pomówień i podziałów na swą wiarę, Kościół i wartości chrześcijańskie, dokumentnie je kompromitujemy i dyskredytujemy. Nie wolno bronić wartości w sposób, który je przekreśla. Nie głosi się Ewangelii w sposób jej samej uwłaczający – to jest po prostu antyewangelizacja. W przeciwnym razie najdroższe nam chrześcijaństwo, za które gotowi jesteśmy nawet umrzeć, czynimy niewiarygodnym i odstraszającym.

Jest też jeszcze inny sposób głoszenia Złej Nowiny, mniej widoczny, bo obecny nie na forum publicznym, lecz wewnątrz Kościoła. „Prorocy nieszczęścia”, jak ich nazwał Jan XXIII, wieszczą dzisiaj wszelkie możliwe zagrożenia dla Kościoła – z winy nie tylko sekularyzacji, ateizacji czy komunizacji, ale także z winy... soborowych reform (choć rzadko to tak wyraźnie formułują). Tutaj wrogiem numer jeden są nie obcy, lecz swoi, począwszy od niektórych księży. Autorzy czarnego scenariusza dla swego Kościoła jakoś zapominają w swojej wielkiej pobożności i prawomyślności o Misterium Paschalnym i Duchu Świętym...

Przykłady można by mnożyć. Ale nie przypatrujmy się cudzym ustom, czy nie zwiastują Złej Nowiny, lecz raczej otwierajmy własne uszy, serce i życie na Dobrą Nowinę. Bo kiedy ją przyjmujemy, znowu nastaje „początek Ewangelii” (Mk 1:1) i Bóg czyni „wszystko nowe” (Iz. 43:19, Dz. 21:5).

Ks. prof. Michał Czajkowski