Drukuj

10 / 1996

FENOMEN DZIĘGIELOWA

Dzięgielów. Co roku od lat ponad czterdziestu drogą wśród łagodnych wzgórz Ziemi Cieszyńskiej ciągnie młodzież objuczona kolorowymi plecakami. Młodzi przyjeżdżają tu z całej Polski pociągami, starsi ustawiają na zaimprowizowanych parkingach coraz więcej osobowych samochodów. Mała wieś między Cieszynem a Ustroniem, znana najpierw wyłącznie w środowisku śląskich ewangelików, dziś przyciąga tysiące ludzi spragnionych żywego Słowa Bożego.

Tego lata, jak zawsze w lipcu, odbył się tutaj 47. Tydzień Ewangelizacyjny. Z roku na rok nowym uczestnikom towarzyszą wytrwale ci, którzy tu kiedyś oddali swe serce Jezusowi a obecnie przyprowadzają swoje dzieci, a nawet wnuki. Świadczy to, że w nowych czasach Dzięgielów bynajmniej się nie przeżył, lecz mimo zmiany liderów, wykładowców, ewangelistów i zespołów muzycznych stanowi miejsce, w którym bije źródło siły duchowej chrześcijan różnych wyznań.

Skąd się bierze fenomen tego miejsca, jego potężna siła przyciągania, jego zdolność prowokowania decyzji o zmianie dotychczasowego życia? Jak to się dzieje, że pozostawia trwały ślad na duchowości każdego, kto choć raz spędził tu kilka dni w niepowtarzalne! atmosferze modlitwy, radości, swobody?

Korzenie

Bardzo głęboko w przeszłość sięgają korzenie śląskiej pobożności ewangelickiej. Kilkakrotnie, poczynając od Reformacji, tędy właśnie przechodziły fale tzw. ruchów przebudzeniowych. Zapewne sprawiło to geograficzne położenie Śląska i zmiany przynależności państwowej, pociągające za sobą z jednej strony prześladowania religijne i narodowe, z drugiej – sprzyjające swobodnemu przepływowi idei z różnych aktywnych teologicznie i religijnie ośrodków Zachodu. Co ciekawe i szczególne zarazem – zarówno prześladowania, jak i wpływ nowych prądów chrześcijańskich obejmowały swym zasięgiem nie warstwy zamożne, lepiej wykształcone, lecz tzw. prosty lud: rolników i rzemieślników, w rodzinach których codzienne czytanie i rozważanie Słowa Bożego było prawdziwym chlebem powszednim.

Pierwszy impuls przyszedł z dalekiego Halle. August Hermann Francke (1663-1727), człowiek żywej wiary, był twórcą ruchu przebudzeniowego. Współtwórca misji wśród chrześcijan i Towarzystwa Biblijnego, które wydawało tysiące egzemplarzy Biblii, zaangażował się w obronę wolności religijnych innych narodów. Osobiście interweniował u króla Szwecji Karola XII w sprawie śląskich luteranów. W wyniku tej interwencji katolicki monarcha austriacki zezwolił na wybudowanie sześciu „kościołów łaski” – w tym kościoła Jezusowego w Cieszynie.

Halle i sprowadzane stamtąd książki wywarły duży wpływ na działających w Cieszynie duchownych ewangelickich. Pierwsi pracujący w kościele Jezusowym księża: Jan Muthmann, Jan Adam Steinmetz i Samuel Ludwik Sassadius – nie byli „niedzielnymi proboszczami”, ale cały swój czas poświęcali wiernym, którzy – odzyskawszy wreszcie swobodę kultu po okresie prześladowań – szli nieraz dziesiątki kilometrów do Cieszyna, by słuchać w swojej świątyni zwiastowania Ewangelii. Niektórzy z nich koczowali przy kościele już w soboty, mając przy sobie tylko zawinięty w szmatkę kawałek chleba i Biblię. Dla nich więc już w sobotę księża urządzali spotkania biblijne – w kościele i po domach. Śpiewanie pieśni ze starego kancjonału, czytanie postylli stanowiło przy tym szkołę polszczyzny, a będąc praktyką codziennego życia, utrwalało wśród tych ludzi ciężkiej pracy religijność i polskość.

Koniec prześladowań religijnych nie oznaczał jednak pełnej aprobaty dla tak manifestowanej pobożności nie tylko ze strony władz austriackich, ale i duchownych katolickich, a nawet niektórych księży ewangelickich, dla których ideał życia w duchu Ewangelii (jak zawsze różniący się znacznie od tego, co powszechnie uważane jest za normę), był nie do przyjęcia. Księża Muthmann, Steinmetz i Sassadius oraz nauczyciele i katecheci: Traugott Jerichovius i Jerzy Sarganka oraz zarządca szkolny Bittner i mieszczanin Sasska stanęli więc przed cesarskim sądem. W 1730 r. zostali skazani na wygnanie z granic Księstwa Cieszyńskiego. Duch żywego ewangelicznego chrześcijaństwa przetrwał jednak w chłopskich chatach.

Pełną wolność religijną lud śląski uzyskiwał powoli, etapami, aż po lata sześćdziesiąte XIX w. W tych latach, kiedy wciąż za mało było kościołów, wiejska chata stawała się Domem Bożym. Tam się zbierano na modlitwy, czytano Biblię, śpiewano stare pieśni. Stanowiły one także małe placówki oporu wobec polityki tzw. „komory cesarskiej”, która polecała wypłacać pracownikom część uposażenia w wódce. Przejrzysty cel tego rozporządzenia – degradacja fizyczna i duchowa – wywołał kontrakcję. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku powstał w Cieszyńskiem ruch łączący dążenia narodowe i religijne -ks. Franciszek Michejda założył Ewangelickie Towarzystwo Oświaty Ludowej. Wydawało ono literaturę społeczną i religijną, organizowało spotkania kontynuujące tradycję domowych rozważań biblijnych.

W latach dziewięćdziesiątych XIX w. ks. Jan Pindór przeniósł na grunt cieszyński doświadczenia ewangelistów amerykańskich i angielskich. Uważa się, że za sprawą jego działalności nastąpiło ponowne przebudzenie duchowe. Śpiewano żywe pieśni, zebrane przez Andrzeja Hławiczkę w tomikach „Pieśni religijne” i „Harfa Syjońska”. Radosna religijność determinowała kształt codziennego życia i aktywność społeczną wiernych. To dzieło dalszego budowania duchowości ewangelickiej kontynuował na początku dwudziestego wieku ks. Karol Kulisz.

Zatrzymajmy się przy nim na chwilę, ponieważ jego działalność określiła i przypieczętowała ostatecznie rodzaj pobożności, z której w konsekwencji, już po II wojnie światowej, narodził się pomysł i duch dzięgielowskich Tygodni Ewangelizacyjnych, które znalazły trwałe miejsce w religijnym krajobrazie współczesnej Polski.

Sługa Boga i swego ludu

Karol Kulisz urodził się w Dzięgielowie 12 czerwca 1873 r. jako najmłodszy syn rolnika pracującego jednocześnie w hucie w Trzyńcu. Dom rodzinny Kuliszów był typowym śląskim domem, w którym prym wiodła bardzo pobożna matka, a dzieci jako pierwsze piosenki poznawały pieśni z kancjonałów Trzanowskiego i Heczki. Świadomość patriotyczna Karola okrzepła w cieszyńskim gimnazjum, gdzie jako uczeń przystąpił do polskiej organizacji „Jedność”. W czasie studiów teologicznych zetknął się z działalnością misji, co zaowocowało – po rozpoczęciu przezeń pracy duszpasterskiej w Ligotce Kameralnej – założeniem w 1900 r. Społeczności Chrześcijańskiej. Zadaniem jej była działalność ewangelizacyjna i charytatywna zarazem, która z czasem objęła swym wpływem teren całej Ziemi Cieszyńskiej.

W 1903 r. ks. Kulisz uczestniczył w międzynarodowej konferencji grup społecznościowych, której owocem było powstanie Misji dla Europy Południowo-Wschodniej. Z jej ramienia rozpoczął wydawanie pisma w języku polskim „Dla wszystkich”. Na zebrania kół Społeczności Chrześcijańskiej sprowadzał słynnych ewangelistów: Pawła Wisswede z Katowic, Marcina Urbana ze Strzegomia, matkę Ewę von Thiele Winkler z Miechowic, siostry Rojówny i misjonarza Rohacka ze Słowacji, pracującego wśród Cyganów, a także podróżnika i misjonarza dr. Baedeckera z Anglii. Społeczność Chrześcijańska organizowała kółka biblijne w każdej wiosce, przyczyniła się też do powstania Stowarzyszenia Niewiast w Ligotce i Stowarzyszenia Młodzieży Ewangelickiej, wydawała pisma: „Słowo Żywota” i „Głosy Kościelne”, kolejne edycje „Harfy Syjońskiej”, animowała chóry, zespoły teatralne, organizowała wykłady.

Gdy po I wojnie światowej granica oddzieliła Ligotkę Kameralną od Polski, ks. Karol Kulisz powrócił do rodzinnego Dzięgielowa. Wcześniej jednak wyjechał na konferencję pokojową do Paryża, gdzie poznał Ignacego Paderewskiego. Ten światowej sławy pianista i kompozytor, pierwszy premier niepodległego rządu polskiego, serdecznie przejął się troskami skromnego śląskiego pastora: powojenną masą sierot, inwalidów, ludzi bez środków do życia, którym on pragnął zbudować jakieś przytulisko. Za ofiarę złożoną na ten cel przez wielkiego artystę (3500 dolarów) zakupiono 45 hektarów ziemi z zabudowaniami. Kolejno powstawały domy opieki: dla dzieci, dla starców, dla chorych, dla komorników (chłopów nie posiadających ziemi ani domu). Były to ciężkie czasy, inflacja zjadała zbierany grosz, ale ludność Dzięgielowa i okolicznych wiosek wspierała dzieło miłosierdzia skromnymi ofiarami: żywnością, odzieżą, własną pracą.

W 1923 r. ks. Kulisz założył żeński diakonat „Eben-Ezer”. Aby utrzymać ogromne już wtedy zakłady opiekuńcze, należało szukać pomocy poza obrębem nie tylko Śląska, ale i kraju – ks. Kulisz podróżował więc po USA i Szwecji. Dzięgielów z diakonatem i zakładami opiekuńczo-wychowawczymi był nie tylko instytucją charytatywną, lecz i ośrodkiem promieniującym na środowiska ewangelickie w całej Polsce, skupiał też na obozach ewangelizacyjnych i koloniach dziecięcych młodzież ewangelicko-augsburską z całej Polski.

Po dziesięciu latach działalności dzięgielowskiego ośrodka tak pisał jego założyciel: „Instytucja dzięgielowska nie jest czczym wymysłem jednego człowieka i nie stoi jednym człowiekiem. Wyrosła ona z bezprzykładnych stosunków powojennych, z nędzy powojennej, a równocześnie zdrowej myśli społecznej, chrześcijańskiej i narodowej, jaka jest nakazem tych czasów”. Dodajmy, że w ciągu tego dziesięciolecia w Dzięgielowie dom i wychowanie znalazło 350 dzieci, opiekę – 320 osób w różny sposób upośledzonych, a liczni bezrobotni – zatrudnienie (według obliczeń ks. Kulisza – 30 tysięcy dni pracy).

Prof. William Rose, Kanadyjczyk, w czasie I wojny światowej wraz z żoną internowany przez władze austriackie, poznał działalność ks. Kulisza i był nawet gościem w jego domu, tak go określił: „Nie był on, co prawda, człowiekiem doskonałym – nie ma zresztą takich – lecz był pełnym oddania, uświęconym sługą Boga i swego ludu, jednym z niewielu znanych mi ludzi, który zasługiwał na miano dobrego pasterza”.

W obronie przed PRL-em

II wojna światowa zniszczyła dzieło ks. Karola Kulisza, a on sam poniósł męczeńską śmierć w hitlerowskim obozie (8 maja 1940 r.). Państwo „ludowe” odebrało diakonatowi budynki zakładów opiekuńczych. Zakazano tworzenia jakichkolwiek organizacji religijnych, a istniejące od czasów przedwojennych – rozwiązano. Zakorzenione jednak na Ziemi Cieszyńskiej tradycje Społeczności Chrześcijańskiej owocowały nadal spotkaniami biblijnymi nie tylko w parafiach, ale i w domach prywatnych. Nastąpiło odrodzenie ruchu ewangelizacyjnego – początkowo w Miechowicach, później w Dzięgielowie. Pojawili się nowi ludzie, którzy starali się rozpalić ogień ducha przytłumiony przez szarą rzeczywistość i beznadzieję egzystencji pokolenia, które na wzór sowiecki miało przygotować „świetlaną przyszłość” równie nieszczęsnym „przyszłym pokoleniom”. Bracia Hławiczkowie i Galasowie, Józef Prower, ks. Tomasz Bruell i wielu innych podjęło na nowo dzieło misji wśród chrześcijan.

Nowe czasy i nowe pokolenia wymagały nowych form działania. Potrzeby wierzących też się zmieniły. Słowo Boże, żywe Słowo, musiało być powiązane nie tylko z praktyką dnia codziennego, musiało być przyjęte jako nowa perspektywa, inna perspektywa – perspektywa zbawienia. Nadrzędnym więc celem organizowanych przez Kościół ewangelicko-augsburski w Miechowicach, a potem w Dzięgielowie, Tygodni Ewangelizacyjnych było przyprowadzenie ludzi do Chrystusa, by i oni – zagubieni -w labiryntach historii i kłopotach osobistych – znaleźli trwałe oparcie na gruncie Słowa Bożego, które właśnie na tej ziemi kształtowało mocne charaktery ludzi oddanych Bogu.

Organizatorzy pierwszego kursu ewangelizacyjnego, który odbył się w 1950 r. w domu zborowym w Miechowicach i zgromadził czterdzieści pięć osób, nie przewidywali, jak bardzo potrzeba takich spotkań. Spotkań młodzieży: podobnie myślącej, czującej i pragnącej – z Prawdą. Z roku na rok krąg uczestników się powiększał. Zabudowania miechowickie nie mogły pomieścić wszystkich, więc przyjął ich Dzięgielów – na łące namiotowej.

W latach 80. w Tygodniach Ewangelizacyjnych brało udział dwa-trzy tysiące uczestników. Głównym inicjatorem i organizatorem tej nowoczesnej formy ewangelizacji na gruncie polskim była ok. stuosobowa grupa z Cieszyńskiego, skupiona wokół rodziny Wiejów (matka – Helena Wiejowa, pielęgniarka, syn -dr Henryk Wieją i jego żona – dr Alicja Wieją) i działająca pod auspicjami diecezji cieszyńskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Prowadzone przez nich regularnie przez cały rok comiesięczne dwudniowe spotkania w Skoczowie wyłoniły zarówno liderów, czyli młodzieżowych świeckich duszpasterzy, jak i zespoły muzyczne wykonujące spolszczone utwory gospels i spirituals, zainicjowały liczne wydawnictwa (także studio nagrań), powołały do życia różne formy działalności środowiskowych.

Ci ludzie dobrej woli oddali swój cały wolny czas (a któż ma go za wiele przy nauce, pracy, zakładaniu własnej rodziny?), zdolności i wysiłek, aby rozpalić to wielkie ognisko wiary, przy którym grzały się coraz liczniejsze rzesze młodzieży już nie tylko ewangelicko--augsburskiego wyznania. Bez pieniędzy, bez doświadczenia organizacyjnego, które zdobywali „w marszu”, skutecznie pokonując wszelkie przeszkody stawiane przez władzę PRL-owską ruchowi „obcemu ideologicznie”, mieli niezłomne przekonanie o słuszności i potrzebie tej chrześcijańskiej misji. Tysiące uczestników były potwierdzeniem, że „jarzmo Pana jest miłe, a jego brzemię lekkie”.

Źródło wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu

Tempora mutantur et nos mutamur in illis – mawiali starożytni, a znaczy to, że czasy się zmieniają, a my wraz z nimi. Czy rzeczywiście, i na ile? Zmieniają się oczywiście warunki życia, wymagania społeczne, ale nasze potrzeby życiowe, emocjonalne i duchowe – te ostatnie może nie zawsze uświadamiane -pozostają jednak takie, jakie były od zarania świata (możemy przekonać się o tym czytając arcydzieła literatury światowej poczynając od pism Homera i znajdując potwierdzenie w pismach Starego Testamentu). Inne powiedzenie, rodzimej proweniencji – „Jak trwoga, to do Boga” – wskazuje również, że lekarstwem na poczucie zagrożenia zawsze było zwrócenie się ku Wszechmogącemu. Oczywiście współczesna otwartość świata, spowodowana nowoczesnymi środkami komunikacji, powszechność telewizji i łatwość zapoznawania się z nowymi ideami stwarzają możliwości, jakich dotąd nie znała ludzkość. Wykorzystują je też ewangeliści (przykładem misja satelitarna Billy Grahama). Istnieje wszakże niebezpieczeństwo, że poszukiwania duchowe mogą pójść w niewłaściwym – z punktu widzenia Radosnej Nowiny o Zbawieniu – kierunku. Mówiąc językiem Biblii – ku bałwochwalstwu. Jednocześnie jednak, jak donoszą uczestnicy tegorocznego Tygodnia Ewangelizacyjnego w Dzięgielowie, liczba osób biorących w nim udział nie zmalała, a formuła zapoczątkowana prawie przed półwieczem nie wyczerpała się i twórczo się rozwija, pozostając jak zawsze w kontakcie z szerokim nurtem ewangelizacyjnym Kościołów protestanckich na świecie. Ponowna ewangelizacja Europy, do której nawołuje także papież Jan Paweł II, jest potrzebna współczesnemu światu jak woda.

Dobrze więc, że obecny przewodniczący Komitetu Organizacyjnego dzięgielowskich Tygodni Ewangelizacyjnych, ks. Leszek Czyż (dr Henryk Wieją po dwudziestu latach przekazał młodszym trud organizacyjny) kontynuuje dzieło poprzedników, organizując spotkania

z Chrystusem dla tych, którzy „łakną i pragną”. Przekonują się oni, kto jest prawdziwą Wodą Życia, mogą naprawdę zaspokoić swoje pragnienie szczęścia i głód pełni, a także pomagać innym – w myśl przykazania naszego Pana, Jezusa Chrystusa: „Idźcie przeto na cały świat i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem”. Wiemy, jakie to trudne, ale mamy pewność, że istnieje „Źródło wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu” (Jn 4:14). Zadaniem Dzięgielowa, zadaniem Kościołów, zadaniem nas, wszystkich chrześcijan, jest to, aby ludzi zagubionych, zbłąkanych, zrozpaczonych, pesymistów i sceptyków kierować do tego Źródła, aby z Niego zaczerpnęli wieczne życie.

Henryk Dominik
Krystyna Lindenberg